Krótki rozdzialik. Nie, to jeszcze nie koniec dramatyzmu xd Ten part jest wyjątkowo "wysłodzony", ale jak to się mówi: to tylko cisza przed burzą c;
Opowiadanie: Zanim moje serce da Ci odejść
Tytuł/Rozdział: Powiedz, dużo straciłeś? /III
Typ: angst, part
Gatunek: Dramat
Ilość słów: 1719
Tytuł/Rozdział: Powiedz, dużo straciłeś? /III
Typ: angst, part
Gatunek: Dramat
Ilość słów: 1719
HOPE YOU LIKE IT
Chwyciłem kolejną butelkę ze stołu, przy okazji strącając kilka opakowań po żarciu z mikrofaliówki, które jadłem tamtej nocy. Przykryłem się kocem, a do głowy przyszła mi myśl, ze należałoby się ogarnąć, bo gdybym leżał tak dłużej, to prawdopodobnie przyrósłbym do kanapy. Może i było wygodnie, ale z czasem robiło się nudno. Wstałem i na chwiejnych nogach ruszyłem do łazienki. Chwyciłem szampon i ustawiłem go w kabinie, a wchodząc pod prysznic straciłem równowagę, co skutkowało upadkiem na posadzkę. Zasyczałem z bólu, po czym dostrzegłem sporą ranę od łokcia do ramienia, z której sączyła się krew. Potarłem przedramię, a kiedy dotarłem do nadgarstka, uświadomiłem sobie, że nie mam bransoletki. Bransoletki z muliny, którą dostałem około półtorej roku od tamtego zdarzenia. Nie zważając na krew na podłodze, zacząłem jej szukać, błądząc dłońmi po posadzce. Zostawiałem czerwone ślady, a kiedy wreszcie znalazłem moją bransoletkę, która była za koszem na pranie, chwyciłem ją i przytuliłem do twarzy. Przymknąłem oczy, starając się zapomnieć o jej chwilowym braku. Ledwo co wstałem, a już usłyszałem domofon. Założyłem bransoletkę, a nawet przez chwile poczułem się szczęśliwy. Odebrałem, otworzyłem bramę nieznajomemu głosowi i uchyliłem drzwi, czekając na mojego gościa.
Jeżeli wtedy się uśmiechałem to zapewne przestałem widząc niewysokiego bruneta, który patrzył mi w oczy, z obrzydzeniem wypisanym na twarzy. Podszedł do mnie i chwile stał, tasując mnie wzrokiem od góry do dołu. Wiem, nie wyglądałem najlepiej z dłońmi ubrudzonymi krwią, a kiedy próbowałem zetrzeć czerwoną ciecz z twarzy, tylko ją rozmazałem.
- Yoongi.- Chłopak przede mną delikatnie się zachwiał, po czym podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią. Chciał mnie dotknąć, ale się odsunąłem. - Czemu masz krew na twarzy?
- A ty czemu masz czelność, żeby tutaj przychodzić?
- Bo jestem Twoim bratem i nawet jeżeli Ty nie odzywasz się do swojej rodziny-
Odwróciłem się na pięcie i kompletnie przestałem go słuchać. Jakaś cząstka mmie cieszyła się, że go widzi, ale cała reszta prosiła mnie, żebym go wygonił. Przypominał mi o wszystkich okropieństwach, przez które przechodziłem w domu.
Mój dom był "normalny" według wszystkich standardów. Mieszkałem z mamą, ojczymem i przyrodnim bratem. Moi rodzice dobrze zarabiali nikt mnie nie bił i pozornie niczego nam nie brakowało. Mówię "pozornie", bo w mojej rodzinie nigdy nie dostałem miłości.
Ani mama, ani ojczym, ani brat nie akceptowali tego, że jestem gejem. Uważali mnie za dziwaka, odludka, który nie pasuje do ich wizji idealnej rodziny, dlatego wyprowadziłem się i odizolowałem. Nie miałem pojęcia jak Seokjin mnie znalazł. Zadbałem o to, żeby nikt nie wiedział dokąd się przeprowadziłem.
Usiadłem na kanapie, chwytając za pilota. Nie miałem zamiaru go słuchać. Był taki sam jak matka.
- Nawet nie wiesz ile mi zajęło, żeby Cię znaleźć.- Chłopak chwycił poduszkę z ziemi, po czym usiadł obok mnie.
- Po co przylazłeś?- Skakałem po kanałach, nie racząc mojego rozmówcy nawet spojrzeniem
- Yoongi, do cholery, martwie się o Ciebie.- Wyrwał mi pilota z ręki, odrzucając go na podłogę.- Nie widzieliśmy się tyle lat-
- I stęskniliście się za mną, bo przecież zawsze mnie kochaliście, mimo traktowania mnie jak trędowatego.- Zaśmiałem się, sarkastycznie odpowiadając.
- To Ty się przed nami zamknąłeś! Nie chciałeś nawet z nami rozmawiać!-
- Może dlatego, że nie chcieliście słuchać? Za każde słowo jakie powiedziałem słyszałem jakim to jestem okropnym dzieckiem, jak bardzo macie mnie dość. Co miałem zrobić? Co Ty byś zrobił na moim miejscu? Nie miałem siły udawać, że jestem szczęśliwy.- Popatrzyłem w jego oczy, widząc...współczucie i nutkę czegoś w rodzaju poczucia winy.
- Nigdy nie mówiłeś, że tak bardzo Ci z nami źle. Gdybyśmy wiedzieli-
- To nadal robilibyście to samo.- Seokjin spuścił głowę, po czym przetarł kark dłonią.
- Przepraszam.
- Nie chce Twoich przeprosin, po prostu nie mów matce, że mnie znalazłeś.
Hyung wstał z kanapy i skierował się do drzwi. Postanowiłem go odprowadzić, więc ruszyłem za nim.
- Jeżeli byś czegoś potrzebował, chciał porozmawiać, czy coś, to mój stary numer jest nadal aktywny.
Popatrzył mi w oczy, kąciki jego ust uniosły się ku górze, tworząc przyjazny uśmiech.
Hyung chwycił mnie za rękę i przyciągnął do ciasnego uścisku. Zrobił to tak szybko, że nawet nie miałem czasu się odsunąć. Objąłem go w pasie i jakoś dziwnie się poczułem. Nie przytulałem nikogo od kilku lat już nawet zapomniałem jak to jest, zapomniałem jak okazuje się uczucia.
- Przepraszam, Yoongi, tak strasznie Cię przepraszam.- Poczułem jak łzy Jina moczą mi koszulkę, więc przytulilem go mocniej. Tak dziwnie było próbować kogoś pocieszyć, w jakiś sposób chcieć pomóc. Mimo tego jaki wielki żal do niego czułem, nie mogłem go teraz wyrzucić. Był moim bratem. Budowaliśmy zamki z piasku, robiliśmy kawały nauczycielom, znaliśmy swoje największe sekrety.
Aż do chwili, w której go zobaczyłem nie spodziewałem się, że tak bardzo będzie mi go brakowało.
~*~
- Jeżeli chcesz, to możesz już iść.- Oznajmił mój szef, siadając przy swoim biurku. Kiwnąłem głową, zabrałem kurtkę i skierowałem się w stronę wyjścia.- Chociaż fajnie by było jakbyś został. Nie chodzi mi tu o pracę, ale moglibyśmy porozmawiać.
Popatrzyłem na niego, delikatnie się uśmiechając.
- Przykro mi, ale śpieszy mi się.
Musiałem jakoś się z tego wyplątać, bo nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Znów użalałby się nad tym, że żona go zostawiła.
- Skoro tak, to idź już.
Ukłoniłem się i opuściłem pocztę. Była piąta rano, a na ulicy panował mrok. Jedynym źródłem światła były latarnie, które ledwo co oświetlały chodnik. Skręciłem w mniejszą alejkę, bo tamtędy było szybciej do domu. Nie była długa, więc od razu mogłem dostrzec dwie osoby stojące przy ścianie. Palili coś, ale z mojego położenia nie mogłem nic zobaczyć.
Do głowy przyszły mi różnorakie opowieści o gwałtach, pobiciach i morderstwach w takich miejscach, ale tamci chłopcy niekoniecznie musieli się tym zajmować.
Zbliżałem się do nich coraz bliżej, aż w końcu byłem w odległości kilku metrów od nich. Stali na przeciwko siebie, a ja chciałem przejść przez środek uliczki. Kiedy już mijałem ich zakapturzone twarze, jeden z nich złapał mnie za ramię. Odwróciłem się, strącając jego łapę ze swojej ręki. Nie lubię jak ktoś tyka mnie po ramionach, więc trochę się wkurzyłem. Popatrzyłem się na jego twarz. Był młody, młodszy ode mnie i miał całkiem ładną twarz.
Pomyślałem, że nie chce mu jej niszczyć, dlatego kopnąłem go w brzuch tak, że chłopak przewrócił się i upadł.
- Patrz, kocurek ma pazurki.
Drugi chłopak zaśmiał się, pomagając mu wstać. Zobaczyłem jego twarz, to był ten chłopak, którego kiedyś widziałem wśród książek w kawiarni.
- A ja znam tego kocurka. Chodzi do mojej kawiarni.
Zmarszczyłem brwi, przysłuchując się ich rozmowie. Obaj wbijali we mnie swoje spojrzenia. Byli strasznie rozbawieni, ale nie wyglądali na naćpanych.
- Jestem Jeongguk, a to Chanyeol.- Mniejszy wskazał najpierw na siebie, a zaraz na drugiego chłopaka.
Parsknąłem, po czym odwróciłem się z zamiarem powrotu do domu, ale znów zatrzymał mnie uścisk, tym razem delikatniejszy.
- A Ty jak masz na imię? Nie zostaniesz tu z nami?
Chwilę wahałem się z odpowiedzią
- Yoongi.
- To co, Yoongi, nie chcesz z nami zostać?
Przewróciłem oczami, widząc przed sobą ich twarze. Nie mam pojęcia co mnie wtedy do tego popchnęło, ale zgodziłem się.
~*~
- Dobra, mam następny: Dwóch Łotyszy patrzy na chmury. Jeden widzi zimnioka, a drugi niespełnione marzenia. Obaj patrzą na tą samą chmurę. Ale chmury nie ma, to tylko halucynacje z niedożywienia.
Zaśmialiśmy się, słysząc ten żart. Nie był nawet śmieszny, ale o szóstej rano wszystko wydaje się zabawne. Nie mogłem uwierzyć w to, że na chwilę o wszystkim zapomniałem i tak po prostu się śmiałem.
- A Ty hyung, znasz jakiś?
- Nie jestem w tym dobry.
- Nie wszyscy mają taki talent jak ja.- Odpowiedział dumny z siebie Chanyeol. Słyszałem jak Jeongguk kilka razy mówi do niego happy virus i zakładam, że wzięło się to od tego, że chłopak był po prostu żywą komedią.
- Dobra, muszę isć, bo mama się wkurzy. Yeollie, śpisz u mnie?- Starszy pokiwał głową, a kosmyki jego grzywki lekko podskakiwały.- Ty też możesz u mnie spać hyung, chcesz?
Jeongguk był tak bardzo niewinny, żeby zapraszać dopiero co poznaną osobę do domu. Z jednej strony było to urocze, a z drugiej koszmarnie nieodpowiedzialne.
- Hyung ma swoje mieszkanie.
- Okej.- Tu cichutko się zaśmiał.- To do zobaczenia jutro.
Pomachałem im dłonią, po czym odwróciłem się i wyszedłem z alejki.
Umówiłem się z nimi na następny dzień, to prawie tak jakby byli moimi przyjaciółmi.
~*~
- Hyung, pomóż mi!- Jeongguk wlepił we mnie swoje małe oczka, mocniej ściskając długopis. Siedzieliśmy w kawiarni, jak codziennie od kilku dni. Już od tygodnia nie miałem żadnego ataku paniki, czy nagłej histerii, co w moim przypadku było wielkim sukcesem.
Czułem się...szczęśliwy? Tak właśnie, szczęśliwy. Dzwoniłem kilka razy do Jina, rozmawialiśmy jak kiedyś. Nawet zdobyłem przyjaciół, ale nadal jedna, ta najgorsza rzecz nie dawała mi spokoju. Nadal była jedna, nie załatwiona sprawa.
- Możesz napisać coś o Katarzynie drugiej.
- Ale co?
- Że budowała pałace, ścinała głowy i takie tam. Nie wiem, jeny, wiesz ile ja już nie chodze do szkoły?- Uśmiechnąłem się do Kookiego, bo tak mówił na niego Chanyeol, upijając łyk mojego shake'a. Smakowałem go pierwszy raz od szkoły średniej.
- Ale jesteś mądry, więc miałem nadzieję, że mi pomożesz.
- A Chan- ugryzłem się w język, widząc jak ten wsadza sobie słomki do nosa i próbuje pić przez nie Cole.
- No właśnie.
Zaśmialiśmy się, widząc zdezorientowane spojrzenie Parka.
- Po co się uczyć, wystarczy zdać, to już dużo.- Virus patrzył na nas, wyczekującą potwierdzenia swojej hipotezy.
- A właśnie, hyung. Czemu nie studiujesz?- Zapytał młodszy, rysując margines na kartce kancelaryjnej.
- Studiowałem. Skończyłem czwarty rok teatrologii.- Oczy obu chłopców otworzyły się że zdumienia. Mało osób w ogóle kiedykolwiek słyszało o czymś takim.
- To czemu nie pracujesz w teatrze?
- Bo nie skończyłem kierunku.
- Czemu?
- Tak jakoś wyszło.- Spuściłem wzrok, kręcąc słomką w truskawkowej papce. Nie chciałem im mówić dlaczego, bo bałem się, że mogą mnie za to odrzucić. Mało osób rzuca studia z takich powodów jak ja.
- Ja też rzucę szkołę. Zamieszkam z Tobą, hyung.
Chanyeol szeroko wyszczerzył ząbki, opierając brodę o moje ramię.
- Tylko wtedy płacisz połowę czynszu.
- Ale wtedy to Ty sprzątasz.
- Okej.
- Hyung, ale ja nie chce pracować.
Zaśmiałem się, klepiąc go po czole. Ja też nie chciałem pracować.
- A właśnie, to przyjdziecie jutro?
- No jasne.
Chłopcy uśmiechali się do mnie, a mi zrobiło się miło na sercu.
Polubiłem ich. Moich przyjaciół.
Chwyciłem kolejną butelkę ze stołu, przy okazji strącając kilka opakowań po żarciu z mikrofaliówki, które jadłem tamtej nocy. Przykryłem się kocem, a do głowy przyszła mi myśl, ze należałoby się ogarnąć, bo gdybym leżał tak dłużej, to prawdopodobnie przyrósłbym do kanapy. Może i było wygodnie, ale z czasem robiło się nudno. Wstałem i na chwiejnych nogach ruszyłem do łazienki. Chwyciłem szampon i ustawiłem go w kabinie, a wchodząc pod prysznic straciłem równowagę, co skutkowało upadkiem na posadzkę. Zasyczałem z bólu, po czym dostrzegłem sporą ranę od łokcia do ramienia, z której sączyła się krew. Potarłem przedramię, a kiedy dotarłem do nadgarstka, uświadomiłem sobie, że nie mam bransoletki. Bransoletki z muliny, którą dostałem około półtorej roku od tamtego zdarzenia. Nie zważając na krew na podłodze, zacząłem jej szukać, błądząc dłońmi po posadzce. Zostawiałem czerwone ślady, a kiedy wreszcie znalazłem moją bransoletkę, która była za koszem na pranie, chwyciłem ją i przytuliłem do twarzy. Przymknąłem oczy, starając się zapomnieć o jej chwilowym braku. Ledwo co wstałem, a już usłyszałem domofon. Założyłem bransoletkę, a nawet przez chwile poczułem się szczęśliwy. Odebrałem, otworzyłem bramę nieznajomemu głosowi i uchyliłem drzwi, czekając na mojego gościa.
Jeżeli wtedy się uśmiechałem to zapewne przestałem widząc niewysokiego bruneta, który patrzył mi w oczy, z obrzydzeniem wypisanym na twarzy. Podszedł do mnie i chwile stał, tasując mnie wzrokiem od góry do dołu. Wiem, nie wyglądałem najlepiej z dłońmi ubrudzonymi krwią, a kiedy próbowałem zetrzeć czerwoną ciecz z twarzy, tylko ją rozmazałem.
- Yoongi.- Chłopak przede mną delikatnie się zachwiał, po czym podszedł do mnie z wyciągniętą dłonią. Chciał mnie dotknąć, ale się odsunąłem. - Czemu masz krew na twarzy?
- A ty czemu masz czelność, żeby tutaj przychodzić?
- Bo jestem Twoim bratem i nawet jeżeli Ty nie odzywasz się do swojej rodziny-
Odwróciłem się na pięcie i kompletnie przestałem go słuchać. Jakaś cząstka mmie cieszyła się, że go widzi, ale cała reszta prosiła mnie, żebym go wygonił. Przypominał mi o wszystkich okropieństwach, przez które przechodziłem w domu.
Mój dom był "normalny" według wszystkich standardów. Mieszkałem z mamą, ojczymem i przyrodnim bratem. Moi rodzice dobrze zarabiali nikt mnie nie bił i pozornie niczego nam nie brakowało. Mówię "pozornie", bo w mojej rodzinie nigdy nie dostałem miłości.
Ani mama, ani ojczym, ani brat nie akceptowali tego, że jestem gejem. Uważali mnie za dziwaka, odludka, który nie pasuje do ich wizji idealnej rodziny, dlatego wyprowadziłem się i odizolowałem. Nie miałem pojęcia jak Seokjin mnie znalazł. Zadbałem o to, żeby nikt nie wiedział dokąd się przeprowadziłem.
Usiadłem na kanapie, chwytając za pilota. Nie miałem zamiaru go słuchać. Był taki sam jak matka.
- Nawet nie wiesz ile mi zajęło, żeby Cię znaleźć.- Chłopak chwycił poduszkę z ziemi, po czym usiadł obok mnie.
- Po co przylazłeś?- Skakałem po kanałach, nie racząc mojego rozmówcy nawet spojrzeniem
- Yoongi, do cholery, martwie się o Ciebie.- Wyrwał mi pilota z ręki, odrzucając go na podłogę.- Nie widzieliśmy się tyle lat-
- I stęskniliście się za mną, bo przecież zawsze mnie kochaliście, mimo traktowania mnie jak trędowatego.- Zaśmiałem się, sarkastycznie odpowiadając.
- To Ty się przed nami zamknąłeś! Nie chciałeś nawet z nami rozmawiać!-
- Może dlatego, że nie chcieliście słuchać? Za każde słowo jakie powiedziałem słyszałem jakim to jestem okropnym dzieckiem, jak bardzo macie mnie dość. Co miałem zrobić? Co Ty byś zrobił na moim miejscu? Nie miałem siły udawać, że jestem szczęśliwy.- Popatrzyłem w jego oczy, widząc...współczucie i nutkę czegoś w rodzaju poczucia winy.
- Nigdy nie mówiłeś, że tak bardzo Ci z nami źle. Gdybyśmy wiedzieli-
- To nadal robilibyście to samo.- Seokjin spuścił głowę, po czym przetarł kark dłonią.
- Przepraszam.
- Nie chce Twoich przeprosin, po prostu nie mów matce, że mnie znalazłeś.
Hyung wstał z kanapy i skierował się do drzwi. Postanowiłem go odprowadzić, więc ruszyłem za nim.
- Jeżeli byś czegoś potrzebował, chciał porozmawiać, czy coś, to mój stary numer jest nadal aktywny.
Popatrzył mi w oczy, kąciki jego ust uniosły się ku górze, tworząc przyjazny uśmiech.
Hyung chwycił mnie za rękę i przyciągnął do ciasnego uścisku. Zrobił to tak szybko, że nawet nie miałem czasu się odsunąć. Objąłem go w pasie i jakoś dziwnie się poczułem. Nie przytulałem nikogo od kilku lat już nawet zapomniałem jak to jest, zapomniałem jak okazuje się uczucia.
- Przepraszam, Yoongi, tak strasznie Cię przepraszam.- Poczułem jak łzy Jina moczą mi koszulkę, więc przytulilem go mocniej. Tak dziwnie było próbować kogoś pocieszyć, w jakiś sposób chcieć pomóc. Mimo tego jaki wielki żal do niego czułem, nie mogłem go teraz wyrzucić. Był moim bratem. Budowaliśmy zamki z piasku, robiliśmy kawały nauczycielom, znaliśmy swoje największe sekrety.
Aż do chwili, w której go zobaczyłem nie spodziewałem się, że tak bardzo będzie mi go brakowało.
~*~
- Jeżeli chcesz, to możesz już iść.- Oznajmił mój szef, siadając przy swoim biurku. Kiwnąłem głową, zabrałem kurtkę i skierowałem się w stronę wyjścia.- Chociaż fajnie by było jakbyś został. Nie chodzi mi tu o pracę, ale moglibyśmy porozmawiać.
Popatrzyłem na niego, delikatnie się uśmiechając.
- Przykro mi, ale śpieszy mi się.
Musiałem jakoś się z tego wyplątać, bo nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę z nim. Znów użalałby się nad tym, że żona go zostawiła.
- Skoro tak, to idź już.
Ukłoniłem się i opuściłem pocztę. Była piąta rano, a na ulicy panował mrok. Jedynym źródłem światła były latarnie, które ledwo co oświetlały chodnik. Skręciłem w mniejszą alejkę, bo tamtędy było szybciej do domu. Nie była długa, więc od razu mogłem dostrzec dwie osoby stojące przy ścianie. Palili coś, ale z mojego położenia nie mogłem nic zobaczyć.
Do głowy przyszły mi różnorakie opowieści o gwałtach, pobiciach i morderstwach w takich miejscach, ale tamci chłopcy niekoniecznie musieli się tym zajmować.
Zbliżałem się do nich coraz bliżej, aż w końcu byłem w odległości kilku metrów od nich. Stali na przeciwko siebie, a ja chciałem przejść przez środek uliczki. Kiedy już mijałem ich zakapturzone twarze, jeden z nich złapał mnie za ramię. Odwróciłem się, strącając jego łapę ze swojej ręki. Nie lubię jak ktoś tyka mnie po ramionach, więc trochę się wkurzyłem. Popatrzyłem się na jego twarz. Był młody, młodszy ode mnie i miał całkiem ładną twarz.
Pomyślałem, że nie chce mu jej niszczyć, dlatego kopnąłem go w brzuch tak, że chłopak przewrócił się i upadł.
- Patrz, kocurek ma pazurki.
Drugi chłopak zaśmiał się, pomagając mu wstać. Zobaczyłem jego twarz, to był ten chłopak, którego kiedyś widziałem wśród książek w kawiarni.
- A ja znam tego kocurka. Chodzi do mojej kawiarni.
Zmarszczyłem brwi, przysłuchując się ich rozmowie. Obaj wbijali we mnie swoje spojrzenia. Byli strasznie rozbawieni, ale nie wyglądali na naćpanych.
- Jestem Jeongguk, a to Chanyeol.- Mniejszy wskazał najpierw na siebie, a zaraz na drugiego chłopaka.
Parsknąłem, po czym odwróciłem się z zamiarem powrotu do domu, ale znów zatrzymał mnie uścisk, tym razem delikatniejszy.
- A Ty jak masz na imię? Nie zostaniesz tu z nami?
Chwilę wahałem się z odpowiedzią
- Yoongi.
- To co, Yoongi, nie chcesz z nami zostać?
Przewróciłem oczami, widząc przed sobą ich twarze. Nie mam pojęcia co mnie wtedy do tego popchnęło, ale zgodziłem się.
~*~
- Dobra, mam następny: Dwóch Łotyszy patrzy na chmury. Jeden widzi zimnioka, a drugi niespełnione marzenia. Obaj patrzą na tą samą chmurę. Ale chmury nie ma, to tylko halucynacje z niedożywienia.
Zaśmialiśmy się, słysząc ten żart. Nie był nawet śmieszny, ale o szóstej rano wszystko wydaje się zabawne. Nie mogłem uwierzyć w to, że na chwilę o wszystkim zapomniałem i tak po prostu się śmiałem.
- A Ty hyung, znasz jakiś?
- Nie jestem w tym dobry.
- Nie wszyscy mają taki talent jak ja.- Odpowiedział dumny z siebie Chanyeol. Słyszałem jak Jeongguk kilka razy mówi do niego happy virus i zakładam, że wzięło się to od tego, że chłopak był po prostu żywą komedią.
- Dobra, muszę isć, bo mama się wkurzy. Yeollie, śpisz u mnie?- Starszy pokiwał głową, a kosmyki jego grzywki lekko podskakiwały.- Ty też możesz u mnie spać hyung, chcesz?
Jeongguk był tak bardzo niewinny, żeby zapraszać dopiero co poznaną osobę do domu. Z jednej strony było to urocze, a z drugiej koszmarnie nieodpowiedzialne.
- Hyung ma swoje mieszkanie.
- Okej.- Tu cichutko się zaśmiał.- To do zobaczenia jutro.
Pomachałem im dłonią, po czym odwróciłem się i wyszedłem z alejki.
Umówiłem się z nimi na następny dzień, to prawie tak jakby byli moimi przyjaciółmi.
~*~
- Hyung, pomóż mi!- Jeongguk wlepił we mnie swoje małe oczka, mocniej ściskając długopis. Siedzieliśmy w kawiarni, jak codziennie od kilku dni. Już od tygodnia nie miałem żadnego ataku paniki, czy nagłej histerii, co w moim przypadku było wielkim sukcesem.
Czułem się...szczęśliwy? Tak właśnie, szczęśliwy. Dzwoniłem kilka razy do Jina, rozmawialiśmy jak kiedyś. Nawet zdobyłem przyjaciół, ale nadal jedna, ta najgorsza rzecz nie dawała mi spokoju. Nadal była jedna, nie załatwiona sprawa.
- Możesz napisać coś o Katarzynie drugiej.
- Ale co?
- Że budowała pałace, ścinała głowy i takie tam. Nie wiem, jeny, wiesz ile ja już nie chodze do szkoły?- Uśmiechnąłem się do Kookiego, bo tak mówił na niego Chanyeol, upijając łyk mojego shake'a. Smakowałem go pierwszy raz od szkoły średniej.
- Ale jesteś mądry, więc miałem nadzieję, że mi pomożesz.
- A Chan- ugryzłem się w język, widząc jak ten wsadza sobie słomki do nosa i próbuje pić przez nie Cole.
- No właśnie.
Zaśmialiśmy się, widząc zdezorientowane spojrzenie Parka.
- Po co się uczyć, wystarczy zdać, to już dużo.- Virus patrzył na nas, wyczekującą potwierdzenia swojej hipotezy.
- A właśnie, hyung. Czemu nie studiujesz?- Zapytał młodszy, rysując margines na kartce kancelaryjnej.
- Studiowałem. Skończyłem czwarty rok teatrologii.- Oczy obu chłopców otworzyły się że zdumienia. Mało osób w ogóle kiedykolwiek słyszało o czymś takim.
- To czemu nie pracujesz w teatrze?
- Bo nie skończyłem kierunku.
- Czemu?
- Tak jakoś wyszło.- Spuściłem wzrok, kręcąc słomką w truskawkowej papce. Nie chciałem im mówić dlaczego, bo bałem się, że mogą mnie za to odrzucić. Mało osób rzuca studia z takich powodów jak ja.
- Ja też rzucę szkołę. Zamieszkam z Tobą, hyung.
Chanyeol szeroko wyszczerzył ząbki, opierając brodę o moje ramię.
- Tylko wtedy płacisz połowę czynszu.
- Ale wtedy to Ty sprzątasz.
- Okej.
- Hyung, ale ja nie chce pracować.
Zaśmiałem się, klepiąc go po czole. Ja też nie chciałem pracować.
- A właśnie, to przyjdziecie jutro?
- No jasne.
Chłopcy uśmiechali się do mnie, a mi zrobiło się miło na sercu.
Polubiłem ich. Moich przyjaciół.