niedziela, 24 maja 2015

Suga Zanim moje serce da Ci odejść I



Opowiadanie: Zanim moje serce da Ci odejść
Tytuł/Rozdział: Powiedz, jesteś szaleńcem? /I
Typ: lekki angst, part
Gatunek: Dramat
Ilość słów: 1634 słowa


HOPE YOU LIKE IT
Nigdy nie byłem typem osoby, którą łatwo polubić. Zawsze dużo marudziłem i raczej nie chętnie z kimś rozmawiałem.
Z reguły jeżeli już miałem znajomych, to kręciłem się z miejsca do miejsca, bo wszyscy po dłuższym czasie mieli mnie dość. Chyba mieli racje.
Tez miałem dość samego siebie, ale nie miałem nikogo innego. Zrozumiałem to dopiero jakiś czas temu. Wtedy tłumaczyłem sobie to tym, ze Ci ludzie byli dziwni i nie umieli zaakceptować kogoś nowego.
Nie ufałem nikomu, nikt nie ufał mi i taki był układ z całym tym światem.
~*~
- Co podać?
- Czarną poproszę.
Dziewczyna za ladą miło się do mnie uśmiechnęła, czego ja nie odwzajemniłem. Nie było mi do śmiechu, a szczególnie nie miałem humoru na samo uśmiechanie się. Zabrałem kawę z blatu i rozejrzałem się wokół. Żadnego wolnego miejsca. Jedyny wolny skrawek, na którym mogłem usiąść znajdował się obok jakiegoś chłopca, który zawalił cały stół podręcznikami. Dobra, nie zaszkodziło mi tam usiąść. Przecież nikt nie powiedział, ze musiałem z nim rozmawiać.
- Mogę się przysiąść?
Brunet nie odrywał wzroku od zeszytu, szepcząc coś pod nosem. Albo był głuchy, albo trafiłem na idiotę. Odkaszlnąłem, ale chłopak nie zwrócił uwagi i na to. Tak właściwie przyzwyczaiłem się już do tego, ze ludzie mają mnie w dupie, ten dzieciak nie był pierwszy i nie ostatni.
Stwierdziłem, że skoro i tak odpowiedzi nie otrzymam, to chyba mogę się dosiąść.
Usiadłem na kanapie na przeciwko bruneta, nie odrywając od niego wzroku. Miał sińce pod brązowymi oczami, nad którymi zwisały kosmyki czarnych włosów. Największą uwagę przykuwały jego wargi, które cały czas lekko się poruszały, bo ten dzieciak nadal mówił coś sobie pod nosem.
Postawiłem przestać zajmować się tym chłopaczkiem, a dać więcej uwagi mojej kawie, która stygła i tylko czekała na pocukrowanie. Chwyciłem opakowania z cukrem i jedno po drugim wsypywałem do kubka. Kiedy zabrałem łyżeczkę i zacząłem mieszać nią mój "deser", miałem jakieś dziwne wrażenie, ze jestem obserwowany. Podniosłem głowę do góry napotykając spojrzenie tego psychopaty, siedzącego na przeciwko mnie, który uśmiechał się do mnie, aż zbyt przyjaźnie. Wpatrywałem się w niego, a jedyne co zrobiłem, to lekko uniosłem brwi. Kiedy dzieciak nie dostrzegł żadnego odzewu z mojej strony, zapłonął rumieńcem i spuścił głowę, wracając do nauki.
Przynajmniej tyle dobrze, ze nie próbował nawiązać rozmowy.
~*~
Chwyciłem za puszkę piwa i szybko ją otworzyłem. Wszystkim czego potrzebowałem, był alkohol. Opróżniłem kilka puszek, jedną za drugą, w mojej głowie kręciło się coraz bardziej i bardziej, ale to uczucie było miłe, pozwalało zapomnieć, odgonić  wszystkie złe myśli. Lekko się podpierając, stanąłem na nogi. Po kilku pierwszych, chwiejnych krokach potrafiłem już iść w miarę normalnie. Miałem dość mocną głowę do alkoholu i wszelkich tego typu używek.
Wyszedłem z domu, ominąłem kwiaciarnie i skręciłem w prawo. Przed moimi oczami mieniły się tysiące kolorowych świateł, bijących od klubowych neonów. Za każdym razem kiedy tam byłem, to każdy szyld wydawał mi się inny i jeszcze bardziej pstrokaty. Nie dawno otworzyli jakiś nowy klub, który miałem ochotę sprawdzić.
Po przejściu przez bramkę  rozejrzałem się wokół, w poszukiwaniu zdobyczy na tą jedną noc. Przy jednej ze ścian stał blond włosy chłopak z drinkiem w dłoni i może wydawał się trochę straszny, ale był słodki i bardzo pociągający. Nie chciałem czekać już dłużej i tylko się na niego gapić, musiałem podejść. W 2 minuty byłem już przy chłopaku, a w ciągu kilku następnych minut ciągnąłem go w stronę łazienek. Po wepchnięciu go do kabiny, natychmiast musnąłem jego usta swoimi. Miały miły smak, były miękkie, a ich właściciel umiał cudownie nimi sterował. Wsunął język w moje wargi, jednocześnie chwytając za moje pośladki i mocno je ścisnął. Nie powiem, ze mi się nie podobało, bo ta jego zaborczość podniecała mnie bardziej niż procenty, które zdążyłem w siebie wlać.
Zacząłem majstrować przy spodniach chłopaka, który jak się dowiedziałem, miał na imię Namjoon. Głaskałem jego erekcję przez materiał bokserek, a mój nowy kolega jęcząc mi do ust, zsuwał moje spodnie. W pewnym momencie oderwał się ode mnie, położył mi ręce na ramionach i pociągnął mnie w dół. Był jednym z moim ulubionych typów osób, z którymi kiedykolwiek "spałem", choć ruchania w łazience "spaniem z kimś" raczej nazwać nie można.
Namjoon wplótł swoją dłoń w moje włosy, drugą opuszczając spodnie z bokserkami. Kolejna cechu typu, który lubię- stawianie swojej przyjemności ponad przyjemność drugiej osoby.
~*~
Usiadłem na desce i głęboko oddychałem. Poczułem, ze w kąciku moich ust nadal znajduje się trochę spermy, którą natychmiast starłem. Parsknąłem śmiechem, uświadamiając sobie, ze następnego dnia nie będę mógł chodzić, przez ból w dolnej partii ciała. Po spojrzeniu ma zegarek uświadomiłem sobie, że dochodzi czwarta rano, a ja mam przecież prace. Na początku wpadło mi do głowy, żeby zrobić sobie wolne, tłumaczone niedysponowaniem, ale w końcu zrezygnowałem z tego jakże świetnego pomysłu. Pieniądze zawsze się przydadzą, bo jedynym z czego żyłem, był spadek po ojcu. Tatuś nie dał mi ani jednej chwili swojego życia, bo kiedy dowiedział się, ze mama jest w ciąży, najzwyczajniej uciekł.
Gdybym miał wybór: mieć tatę albo pieniądze po nim, chciałbym mieć tatę, ale mnie nikt o zdanie nigdy nie zapytał.
Jakoś, bo z wielkim bólem, doczołgałem się do domu. Po przekroczeniu progu runąłem na łóżko, a moim jedynym marzeniem w tamtym momencie było trochę snu.
~*~
Kiedy otworzyłem oczy powitał mnie okropny ból głowy, a w dodatku bolał mnie brzuch. Pamiętałem wszystko z poprzedniego dnia, ale kiedy próbowałem podnieść się do siadu, wszystko przypomniało mi się jeszcze dokładniej. Kłucie, które czułem w dolnych częściach pleców było nie do zniesienia.
Leżąc tak chwile pomyślałem, ze nie jestem panienką i dam radę to przetrzymać. W skutek swojego najgenialniejszego pomysłu na świecie wylądowałem na ziemi, a bolało jeszcze bardziej. Nie wiem czemu lubienie chłopców musi być takie trudne.
Moj koszmarny stan fizyczny nie pomagał poczuć się lepiej. W pewnym momencie usłyszałem jakby wiercenie, ale okazało się, ze to mój brzuch, który domaga się choć trochę jedzenia.
- Cicho brzuch, dostałeś wczoraj jeść.
Moje uspokajanie niestety nic nie dały, bo mój żołądek nadal skręcał się na wszystkie strony. Byłem zmuszony: 1. Wstać, 2. Dojść do lodówki, 3. Zrobić sobie coś do przegryzienia. Wraz z pierwszym punktem już pojawił się problem.
Po wstaniu z podłogi, doczłapałem do lodówki, matko niewierzących jak dobrze, ze była tak blisko. Po wyciągnięciu kawałka pizzy z lodówki, położyłem go na talerzu i włożyłem do mikrofalówki. W międzyczasie zaparzyłem sobie kawę, a kiedy moje jedzenie było już ciepłe zabrałem cały zestaw śniadaniowy i usiadłem na kanapie. Zostało tylko zjeść, jeszcze chwile pospać, iść do pracy i przetrwać noc, sortując listy.
~*~
Wróciłem do domu w nocy, a nie jak zwykle rano. Szef był dziś wyjątkowo miły i dał mi wyjść wcześniej. Przez to, ze rzuciła go żona, lubił robić mi takie "miłe" niespodzianki, dotykać mnie, czy kazać mi się schylać po różne rzeczy. Sam nie wiem, dlaczego nadal tam pracowałem, chyba po to, żeby choć na kilka godzin zająć się czymś pochłaniającym umysł. W końcu sortowanie listów to nie jest taka łatwa robota. Trzeba wiedzieć, który dać na jaką kupkę, co zrobić z tymi, które nie są zaadresowane.
Wszystkie niepotrzebne listy mam w domu, lubię je czytać. Niektórzy zawierają w nich całą swoją dusze, a one ostatecznie nie czują nawet rąk prawowitego odbiorcy. Czasem w niektórych jest tylko kilka słów,  "kocham Cie", czy "tęsknię". Dla mnie to po prostu brednie, które są zwykłymi słowami i tyle.
Po zdjęciu butów przeszedłem do pokoju. Zaświeciłem lampkę, stojącą obok kanapy i skierowałem się w stronę okna. Stał na nim mój kwiatuszek, którego kiedyś dostałem. Jego liście były zdrowo zielone, płatki mieniły się różnymi odcieniami fioletu, a łodyga była coraz wyższa. Chwyciłem za małą konewkę, która stała obok doniczki i podlałem moją roślinkę. Lubiłem się nią zajmować, zmieniać jej ziemie i oczyszczać z wszelkich robaków. Niestety mam do kwiatów dwie lewe ręce i większość z nich już dawno zwiędła. Ten, którym się zajmowałem był wyjątkiem, o niego chciałem dbać.
Stojąc przy parapecie, mignął mi przed oczami jakiś facet z telefonem, który przypomniał mi, ze ja jednak mam komórkę. Przypomniałem sobie, że dałem ją do pudełka z ciastkami. To nie było zbyt mądre, ale to jedno z miejsc, do których nie zaglądam, a chciałem go dobrze ukryć. Patrząc na to teraz, co za kretynizm chować telefon przed samym sobą.
Wspiąłem się po szafkach i zgarnąłem puszkę po herbacie, w którym trzymałem ciastka, przy okazji, zbierając cały kurz rękawami od koszuli.
Oczywiście był wielki problem z otworzeniem puszki, bo mięśni to ja już od dawna nie miałem. Wydostałem komórkę i chwilę wpatrywałem się w jej czarny ekran. Bałem się go sprawdzić, bałem się samego tego, ze miałem go w dłoni. Czułem się jakby jego obudowa paliła mi skórę, a wyświetlacz zawierał najgorszą rzecz na świecie.
Przejechałem opuszkiem palca po klawiaturze, a w mojej głowie trwała debata jak w tajwańskim parlamencie. Wszystkie myśli się ze sobą mieszały, odbijały od siebie, tworząc niesamowity harmider. Pośród odpowiedzi "odblokuj", a "zostaw w spokoju" usłyszałem jedno "zrób to", więc zrobiłem to, co w tamtym momencie było najgorszym pomysłem na jaki mogłem wpaść.
Odblokowałem go, a w kilka sekund spod moich powiek uciekały łzy. Dłonie zaczęły mi się trząść i wypuściłem telefon na podłogę. Nerwowo rozglądałem się wokół, jakby coś mną szarpało, jakby chciało mnie rozerwać. Pomyślałem: "wariujesz", a wtedy usłyszałem dźwięk nadlatujących samolotów. Wydawały się tak nierealnie blisko, że bałem się jeszcze bardziej. Rzuciłem się na ziemie i doczołgałem do rogu pokoju. Plecami przywarłem mocno do ściany, miałem nadzieję, ze mnie obroni, ze będzie moim azylem.
  Przycisnąłem dłonie do uszu, ale samoloty nie były wcale ciszej. Dźwięk był coraz głośniejszy i głośniejszy. Z każdą sekundą płakałem coraz bardziej, powtarzając "paranoja", ale kiedy usłyszałem "zapomnij", wszystko ucichło.
Zrobiło się cichutko, nie słyszałem nawet własnego oddechu, czy ruchu na ulicy. Była cisza, a w niej ja i moje wspomnienie.
Nie jestem w stanie powiedzieć co stało się później, ale pamiętam jedno z tej całej chorej sytuacji.
Pamiętam, jak bardzo bolało mnie wtedy serce.

czwartek, 14 maja 2015

Suga & Jungkook Moje słońce



Tytuł: Moje słońce
Pairing: Suga & Jungkook
Typ: fluff, shot
Gatunek: yaoi, romans
Ilość słów: 1074 słów

HOPE YOU LIKE IT
- Hyuuung
Popatrzyłem na te małe oczka istoty leżącej obok mnie i mimowolnie się uśmiechnąłem. Włosy chłopaka w nieładzie opadały mu na czoło, tworząc jeden z najbardziej uroczych widoków na świecie.
- Hyung, co ja mam zrobić?
- Może daj mu trochę czasu na uspokojenie.
Jungkook wypuścił powietrze z ust i przewrócił się na plecy. Nie lubiłem widzieć z martwionego Koookiego, szczególnie kiedy przejmuował się tym swoim ukochanym chłopakiem, który według mnie ani trochę go nie kochał. Jak można wybrać koncert zamiast urodzin własnego chłopaka? No właśnie, dlatego uważam, ze Jimin to dupek.
Młodszy podniósł się do pionu, chwycił bluzę z oparcia krzesła i ubrał ją na siebie.
- Kookie, co robisz?
- Idę do niego.
Ze złości zacisnąłem pięści, nie chciało mi się wierzyć w to co się działo. Po raz kolejny Jungkook leciał do Jimina jak jakiś wierny piesek, bo pan królewicz Park się obraził.
- Nie idziesz.
Wstałem z miejsca i zamknąłem drzwi na klucz, po czym schowałem go do kieszeni dżinsów. Młodszy patrzył na mnie jak na kretyna, ale to nie miało znaczenia. Tym razem nie mogłem pozwolić, żeby dongsaeng przepraszał Jimina za jakieś głupoty.
- Co? Możesz otworzyć te pieprzone drzwi?
Pokręciłem głową, widząc coraz więcej frustracji w oczach Jeonga. Spokojnie usiadłem na łóżku, odgarniając włosy przykrywające mi oczy. Zaśmiałem się, kiedy młodszy podszedł do drzwi i zaczął nimi szarpać. Może i te drzwi nie są nie wiadomo jak wytrzymałe, ale jakiś dzieciak nie wyłamie ich tylko szarpaniem.
- Kurwa, otwórz te jebane drzwi.
- Po pierwsze- nie klnij, po drugie- nie ma szans.
Chłopak cynicznie parsknął śmiechem i przez chwilę stał nieruchomo. W końcu wyciągnął telefon i po wystukaniu numru przyłożył go do ucha. Zapewne nikt nie odebrał, bo Jungkook znów włożył go do kieszeni. Zgadywałem, ze dzwonił do Jimina, wszyscy inni zawsze odbierali od Kookiego. Dongsaeng spuścił głowę na dół i objął swoje ramiona rękami. Jeżeli miałbym powiedzieć o najgorszym widoku w moim życiu z pewnością wspomniałbym o tym. W kilka sekund chłopak z buntowniczego nastolatka zamienił się płaczące dziecko. Jego łzy skapywały na podłogę, a ja nadal tam siedziałem. Osoba którą kochałem płakała przeze mnie, a ja patrzyłem, bo nie wiedziałem co zrobić. Zraniłem go, choć tak bardzo chciałem, żeby był szczęśliwy.
Wreszcie ocknąłem się z zamyślenia i poszedłem do chłopaka. Złapałem jego twarz w swoje dłonie i uniosłem do góry. Patrząc mu w oczy, delikatnie scałowałem łzy z policzków. Dzieciak był taki młodziutki, a ktoś już śmiał złamać mu serce.
- Hyung, chyba jestem głupi- powiedział popierają powieki- wiem, że on mnie nie kocha, ale nie chce się z tym pogodzić bo to boli. Hyung, to tak bardzo boli.
Jungkook objął mnie rękami w pasie i wtulił się w moją szyję, ale nie płakał.
- Wiem Kooki. Tak juz bywa, ze dużo rzeczy nas boli. Ale chyba to, ze czujemy robi z nas ludzi. Nie martw się Kooki, po burzy zawsze wychodzi słońce.
~*~
- Gotowy?- spojrzałem na Jungkoka, zachęcająco się uśmiechając.
- Gotowy.
Włożyłem klucz do zamka i nacisnąłem na klamkę. Puściłem Kookiego przodem, a sam byłem kilka kroków za nim.
- Hyung, zostań tu chwilę.
Pokiwałem głową i oparłem się o ścianę. Niezbyt pasowało mi to, ze chłopak idzie tam sam, ale to był jego wybór. Przed przekroczeniem progu do sypialni Jeong rzucił mi jedno krótkie spojrzenie i zaraz zniknął za drzwiami.
Nie wiem, czy to wina tego, ze stałem tak daleko od pomieszczenia, czy rzeczywistej ciszy w nim panującej, ale nic Cię słyszałem. Zachwiałem się na piętach, powstrzymując się przed wparowaniem do sypialni. Martwiłem się o Kookiego, bo jest naiwny i przez kilka miłych słów mógł dać się przekonać do kolejnej szansy dla Jimina. Moje zmartwienia związane z jego naiwnością zostały rozwiane, kiedy usłyszałem krzyk z pomieszczenia. Pierwszym co przyszło mi do głowy było szybko wyciągnąć stamtąd Kookiego, ale miałem zostać, więc postanowiłem się nie wtrącać. Jungkook musiał zrobić to sam, w końcu jest już dużym chłopcem.
Nie minęło pol minuty, a Jeong był już w korytarzu. Popatrzyłem na niego, wydawał się przygnębiony.
- I jak?
- Jestem wolny, nikt już nie będzie mnie traktował jak zabawkę.
Jungkook uśmiechnął się szeroko, oo czym opuściliśmy mieszkanie jego dawnej miłości. Postanowiliśmy isc na spacer, a potem coś zjeść, żeby uczcić odwagę Kookiego.
Byłem dumny, nie spodziewałem się, ze pójdzie mu tak dobrze. Jimin jest ciężką osobą i jak uprze się, ze chce coś mieć to zawsze to dostaje. Chyba po raz pierwszy jakaś jego zdobycz mu się postawiła.
- Tak właściwie, to co mu powiedziałeś?
Jungkook zaczął się śmiać i zatrzymał się w pol kroku
- Co, no co, z czego się śmiejesz?
- Hyung, po co Ci widzieć co mu powiedziałem?
W tamtej chwili tak jakby zabrakło mi języka w gębie i ze wstydu zacząłem pocierać swój kark. Na myśl przyszło mi "zwykła ciekawość", ale to chyba jednak nie było to.
- Tak tylko pytam, nie musisz mówić jeżeli nie chcesz...
- Hyung, no weź, co z Tobą? Powinieneś umierać z ciekawości, a  Ty "tylko pytasz".
Odwróciłem się w stronę tej małej istotki, która śmiała się ze mnie nabijać.
- No dobra, mów. To oczywiste, ze jestem ciekawy.
- Ale powiem Ci później hyung, nie teraz.
Dzieciak puścił się przodem i zaczął biec nie wiadomo dokąd. Nie wiedziałem, czy rzeczywiście czuje się tak dobrze, czy umie świetnie udawać.
Biegłem za nim jak głupi, aż do fontanny w parku.
- Kookie, błagam, nie każ mi więcej biegać.
Podszedłem do Jeonga, ledwo co łapiąc powietrze. Nie uśmiechał się już tak jak wcześniej. Chciałem coś zrobić, ale niestety w pocieszaniu byłem beznadziejny. Już otwierałem usta, żeby wystawić mi jakiś tandetny wykład o miłości, kiedy dongsaeng mi przerwał.
- Hyung, wiesz co mu powiedziałem?
Jungkook wpatrywał się w rzeźbione figurki fontanny, a jego ton był spokojny i jakiś taki z nutą niepokoju. Podszedłem bliżej i pokręciłem głową.
- Powiedziałem, ze wiem o jego oszustwach i całej tej szopce, jaką odstawiał. I wiesz hyung, jak już miałem wychodzić to powiedział mi "Wiesz co? Albo jesteś ślepy, albo udajesz. Przez tyle czasu byłeś we mnie zakochany, a w ogóle nie widziałeś tego, jak Yoongi zachowuje się w stosunku do Ciebie."
Chłopak popatrzył się na mnie, ale ja odwróciłem wzrok. Nagle zaschło mi w ustach i zrobiło mi się słabo. Miałem przeczucie, ze Jungkook zaraz mnie zwyzywa i powie, ze nigdy więcej mam się do niego nie odczuwać.
- I wiesz hyung, on miał rację. Tyle czasu nie widziałem, kto tak naprawdę mnie kocha.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów poczułem delikatny pocałunek na swoich ustach. Jungkook wplótł swoją dłoń w moje włosy i słodko ocierał swoimi wargami o moje. Czułem się tak dziecko z kuponem na darmowe słodycze. Nic nie było w stanie wyrazić tego, jak bardzo byłem szczęśliwy. Kiedy Kooki chciał się ode mnie oderwać chwyciłem go za kark i przyciągnąłem go jeszcze bliżej, dążąc  go najczulszym pocałunkiem na jaki było mnie stać. Leniwie oderwałem się od niego i popatrzyłem w jego oczka.
- Miałeś rację, hyung. Po burzy zawsze wychodzi słońce i to właśnie Ty jesteś moim słońcem.