poniedziałek, 30 listopada 2015

Wszystkie kruki mogą latać VII


Więc jest. Mam dużo nauki, więc trochę późno.


 Opowiadanie: Wszystkie kruki mogą latać
Tytuł/Rozdział: Masz mnie kochać, rozumiesz?/VII
Pairing: J-Hope & Jungkook
Gatunek: romans, komedia
Typ: fluff
Ilość wyrazów:1408

Obracałem karteczką między palcami, wzrok wlepiając w nieokreślony punkt przed sobą. Zastanawiało mnie, skąd niejaki “Kim Namjoon” wiedział kim jestem, a raczej byłem i jak dowiedział się gdzie chodzę do szkoły. Rozumiem, że ludzie uwielbiają plotkowować, ale nie sądziłem, że aż na taką skalę. O tym co robiłem, wiedział Taehyung i jeden chłopak z pierwszej klasy, tylko dlatego, że siedział w tej samej branży.
- Słuchasz Ty mnie?- powiedział Tae, a w jego głosie mogłem wyczuć dozę irytacji
- Tak, tak.
- Jeongguk jest głupi
- Tak, tak. Nie, czekaj, czemu?
Otrząsnąłem się z zamyślenia, starając powrócić do rzeczywistości i tego durnia, który leżał przede mną.
- Co to za kartka, że tak ją miętolisz?- Rudzielec wyrwał mi świstek z dłoni, czytając go, a zaraz potem rzucając mi nim w twarz
- Myślałem, że skoro masz swojego kochasia to prezesy już Cię nie interesują.
- Bo nie interesują.
- To po kij Ci ta wizytówka?
- Znalazłem w papierach, jak sprzątałem biurko
Tae pokiwał głową, choć wiedział, że kłamałem. Mimo, że w oszustwach byłem świetny i mogłem rzucać kłamstwami prosto w oczu, on zawsze rozpoznawał kiedy nie byłem szczery. Kocham go za to, że nigdy nie drąży tematów, na które nie mam ochoty rozmawiać.
- Dobra, weźmy się za robienie tego zadania, bo zgaduje, że naszym tempem, będziemy musieli siedzieć nad tym pół nocy.
Podałem chłopakowi książkę, po czym zszedłem na dół, po coś mocniejszego do picia, tak na rozluźnienie.
Kiedy wróciłem, mój przyjaciel już notował coś na kartce, delikatnie gryząc dolną wargę swoich ust.
- Masz łajzo.- podałem mu butelkę piwa, po czym usadowiłem się obok niego.
- To jest to mocne?
- A jakie ma być? Chlej, nie gadaj.
Po kilkunastu minutach robienia naszej wspólnej pracy domowej, stwierdziliśmy, że potrzebna nam przerwa. Właśnie kiedy miałem zamiar iść na stronę, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się “Hoseokkie”, co nieco mnie zdziwiło. Widzieliśmy się zaledwie jeden dzień wcześniej, a mój kochaś nie należał do osób z nadmiarem wolnego czasu.
- Słucham?
- Cześć, gówniarzu
- Cześć staruchu.
- Nie masz może wolnej chwili?
- Nie bardzo. Życie gówniarza jest ciężkie, a właśnie w tej chwili musi robić zadanie na biologię.
- No to nic, powodzenia w nauce. Do zobaczenia.
- No pa.
Rzuciłem telefonem o łóżko, pocierając powieki dłońmi. Dochodziła pierwsza w nocy, a my nadal nie skończyliśmy tego durnego zadania.
Zobaczyłem jak Taesiu wpatruje się we mnie z głupią miną, jego twarz była cała czerwona. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, sprawdzając jego temperaturę.
- Jesteś gorący.
- Jest mi po prostu trochę ciepło.
- To może się rozbierz?
Rudzielec pokiwał głową, natychmiast ściągając z siebie bluzę i zostając w samym podkoszulku.
- Pasuje?
- Tak, znacznie lepiej.
Zaśmiałem się, analizując nasz dialog w głowie, po czym “wyciągnąłem się”, starając się rozluźnić wszystkie zbolałe mięśnie.
Kiedy przechylałem głową na prawo i lewo, coś strzeliło mi w karku, powodując okropny ból. Jęknąłem, łapiąc się za szyję.
- Co się stało? Boli Cię?
- Boli i to okropnie.
Chłopak popchnął mnie tak, że ułożyłem się na plecach, a zaraz potem przewrócił mnie na brzuch. Poczułem jak jego dłonie lądują na moich barkach, leniwie je masując. Zamruczalem z rozkoszy, takie to było przyjemne.
- Mogę mocniej?
- Tak, alee- Nie zdążyłem dokończyć, bo poczułem jak Taehyung wbija mi palce w plecy i łopatki. Jęknąłem kilka razy, starając się zatrzymać krzyk, wychodzący z moich ust. Bolało, a jednocześnie było mega przyjemne.
- O boże, Taehyung! Tak, tu! Rób mnie tak!
Usłyszałem jak kosmita cicho się śmieje, ale nie zaprzestał robienia mi najcudowniejszego masażu mojego życia.
Chłopak rozluźniał moje mięśnie jeszcze przez kilka minut, w trakcie których trwania zdarzyło mi się jęknąć lub nawet krzyknąć “Jak mi dobrze!”. To takie przyzwyczajenie że starej pracy.
Kiedy jego palce opuściły moje plecy, uniosłem się do siadu i z zamkniętymi oczami, podziękowałem rudzielcowi, całując jego policzek. Przy okazji sprawdziłem, czy nadal jest taki rozgrzany, ale na szczęście nie był.
- To było świetne, czuje sie taki rozluźniony.
- To dobrze, bo jeszcze dużo pracy przed Tobą. Zostało Ci do napisania o cechach owadów.
- A Ty niby co będziesz robił?
- Jak to co? Idę spać.
Patrzyłem jak kosmita układa się pod moją kołdrą i gasi lampkę obok łóżka. Jedynym oświetleniem w pomieszczeniu była lampka na biurku, na którym zdecydowałem dokończyć pracę.
Nie miałem pretensji do Taesia za to, że kazał mi dokończyć zadanie, w końcu on napisał już jego większość.
Kiedy dopisywałem ostatnie poprawki, usłyszałem dzwonek do drzwi. Było już grubo po trzeciej, więc postanowiłem nie otwierać. Niestety nieznajomy dobijał się tak głośno, że dla świętego spokoju postanowiłem zobaczyć kto ma prawo nachodzić mnie w środku nocy.
Zeszłem po schodach, krzycząc niezbyt głośne “no idę”. Byłem już lekko poirytowany tym hałasem.
Odkluczyłem drzwi, widząc przed swoimi oczami twarz Hoseoka. Nie miałem pojęcia co on tu robił, a nie miałem też okazji, żeby zapytać, bo chłopak od razu zaczął krzyczeć.
- Gdzie on jest, co?!
- Ale kto?
- Kto?! To ja się pytam kto! Schował się tu, czy już zdążył spierdolić?!
-Opanuj się, o czym Ty mówisz?- Starałem się uspokoić starszego, bo swoimi językami mógł obudzić Taehyunga.
- No pokaz się! A może jest na piętrze, co?!
Jung zaczął praktycznie biegać po schodach, po drodze zrzucając swoją kurtkę na podłogę.
- Nie drzyj się tak, ludzie chcą spać.
- Spać!? Chyba ruchać cudzych kochanków!
  Chłopak otwierał po koleii wszystkie drzwi, aż w końcu kiedy dotarł do tych moich, postanowiłem go dogonić. Równocześnie przekroczyliśmy próg mojego pokoju. Stanąłem przed łóżkiem, bojąc się, że może zrobić coś kosmicie.
- Tu jest nasz drogi Taehyung, tak?! No, wstajemy!
Zauważyłem jak postać mojego przyjaciela porusza się, po czym otwiera oczka. Chłopak był widocznie zaspany, choć to nic dziwnego. Każdy byłby zaspany, gdyby obudziło go darcie ryja, bo inaczej tego co Hoseok robił się nazwać nie da.
- Huh? O, pan Hoseok.
- Pan Hoseok, ja Ci dam “pan Hoseok”.
Jung już klęczał na łóżku z pięścią uniesioną w górze, kiedy znalazłem się między nim, a rudzielcem. Nie wiedziałem, czy uderzy mnie, czy nie, ale to nie miało znaczenia. Chciał uderzyć mojego przyjaciela.
- Powiesz mi, jaki masz problem?
- To Ty pierdolisz się z jakimś chłoptasiem, a to niby ja mam problem?!
- Z kim się pierdole? Słyszysz o czym mówisz?
Starszy wziął głęboki oddech, usta zaciskając w linie. Patrzył się na mnie z widoczną złością w oczach.
- Jeszcze mi powiedz, że te jęki i teksty “mocniej “ i “jak mi dobrze” to w ogóle sobie wymyśliłem.
Popatrzyłem się na Taehyunga i prawie równocześnie wybuchliśmy śmiechem. Prawie płakałem, uświadamiając sobie co właśnie się stało.
- On robił mi masaż, głupku.
- Masaż..?
Pokiwałem głową, ścierając dłonią łzy, które wylalem ze śmiechu.
- To był tylko masaż, panie Hoseok.- wtrącił Taehyung, który tak samo jak ja, prawie się dławił ze śmiechu.
- To czemu tak jęczałeś?
- Bo TaeTae jest najlepszy w masowaniu, szczególnie w przerwie pomiędzy pisaniem pracy na biologię.
Jung odetchnął, po chwili cicho się śmiejąc. Kręcił głową, zapewne nie dowierzając w zaistniałą sytuację.
- Czyli mówisz mi, że przyjechałem 150 kilometrów tylko po to, żeby dowiedzieć się o tym, że to był tylko masaż?
- Hobi, Taehyung to mój najlepszy przyjaciel, poza tym ma chłopaka, więc chyba odpowiedź na Twoje pytanie musi być twierdząca.
- Dobra, jadę już do domu, nie będę wam przeszkadzał.
- Odprowadzę Cię.
Razem z Jungiem opuściliśmy pocieszenie. Na odchodne usłyszeliśmy jeszcze jak Tae krzyczy “Do widzenia, panie Hoseok”, ale ten nic nie odpowiedział.
Zeszliśmy po schodach, zatrzymując się na chwilę przy drzwiach.
- Nawet nie masz pojęcia jak mi ulżyło.
- Bałeś się, że robie coś nie dobrego?
- Bałem się, że ktoś mi Cię zabierze.
- Przecież oficjalnie nie jestem Twój.
- Oficjalnie nie- Hoseok przyciągnął mnie do siebie i złożył całusa na moich ustach- ale za niedługo będziesz.
- A kto powiedział, że będę chciał być Twoj?
- Ja tak powiedziałem. Masz mnie kochać, rozumiesz?
Kiwnąłem głową, delikatnie popychając starszego w stronę wyjścia z domu. Ten tylko rzucił mi porozumiewawcze spojrzenia i zaczął iść w stronę samochodu, który swoją droga musiał nie dawno kupić, bo jeszcze nim nie jechałem.
Kiedy miałem już zamknąć drzwi usłyszałem jak Hoseok krzyczy
- Powiedz swojemu przyjacielowi, żeby nie mówił do mnie “pan Hoseok”!
- Powiem mu, żeby mówił “staruszku”.
Jung krótko mówiąc, z uśmiechem na ustach pokazał mi środkowy palec, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.
Zakluczyłem drzwi, kierując się w stronę sypialni. Miałem wielką ochotę wreszcie iść spać.
Kiedy dotarłem do pokoju, zgasiłem lampkę, po czym rzuciłem się na łóżko, natychmiast przykrywając się kołdrą.
- Ten Twój pan Hoseok to jest przystojny. Mówiłeś, że jest stary.
- Bo jest, śpij już.
- Jeonggukie…?
- Co?
- A ma dużego- uderzyłem chłopca poduszką, nie chcąc nawet słyszeć końca tego zdania.
- Śpij Taesiu.
Kosmita pocałował mój policzek, odpowiedział cichym dobranoc, po czym grzecznie się ułożył i obaj nareszcie poszliśmy spać.

niedziela, 29 listopada 2015

Miłość nie istnieje Jimin

Mam dla was coś trochę innego. Trochę inny styl pisania, dużo pogmatwania.

17.10.2015

List, jeden z wielu

Miłość nie istnieje.

Zastanawiam się, czym jest miłość? Myślisz, mój drogi, że może pomocą w trudnej chwili? Drugą szansą, może.

Kiedyś, to już dawno temu było, rozmawiałem z pewnym księdzem, bardzo mądrym księdzem, który tłumaczył mi moje uczucia do Ciebie.
- Jeżeli tylko chcesz go mieć obok siebie. Jeżeli możecie mówić bez słów. Wtedy go kochasz.
-Miłości nie ma, to tylko takie Einsteiny, wymyślone przez marnych poetów.
-W takim razie powiedz mi, czym jest zło, jeśli nie brakiem miłości.
Kilka miesięcy później, dzwoniłem do Ciebie z tej budki obok domu Twojej mamci. Ty chyba nie chciałeś rozmawiać. Nigdy nie chciałeś do końca wysłuchać tego, co ja mam do powiedzenia. Jak wtedy wysłałem Ci kasetę z nagraniem dla Ciebie, które sam wtedy układałem też nic nie mówiłeś. W zasadzie nigdy nie mówiłeś dużo.
Stałem przy tej budce i nawet już się nie udziłem, że powiesz mi, żebym przyjechał. Wtedy rzadko się spotykaliśmy, bo mówiłeś mi, że masz mnie dość. Zawsze tak mówiłeś i jakoś tak mnie to wkurzało.
Był taki jeden dzień, kiedy zadzwoniłeś z prośbą, żebym przyjechał. Byłem wtedy tak bardzo daleko od naszego miasta. Nie chciałem dawać Ci tej satysfakcji, że będę na zawołanie. Miałem już powoli dość tego, że ciągałeś mną jak kundlem, ale nie mogłem mieć o to pretensji. Sam założyłem sobie obróż.
Kiedy zapukałem do drzwi, Ty przez długi czas mi nie otwierałaś. Słyszałem jak tupiesz i śpiewasz sam do siebie. I mimo to mi się wydawało, naprawdę mi się wydawało, że chcesz, żebym słyszał. Kazałeś mi czekać na otwarcie swoich drzwi. W efekcie nigdy drzwi dla mnie nie otworzyłeś.
Jak jeszcze byłem w tej melinie, do której tak lubiłeś mnie porównywać, miałem tak kumpla. Kumpla jak kumpla, co na niego wołali Decha, bo był taki chudy, wysoki i zniszczony jakby go korniki objadały. On mnie zaprowadził raz do tych jego punkowych znajomych. Ludzie byli z nich fajni, mieli dużo towaru, chcieli rozmawiać o życiu i miłości, której rzecz jasna, nie ma. Mówiłem im też o Tobie, bo chcieli słuchać.
- Zostaw go. On zniszczy siebie i Ciebie. Dasz się mu spalić, jak gównianej zapałce.
- Za dużo mam z nim problemu, ale nie chcę iść gdzieś z myślą, że nie będę mógł wrócić
- Skoro on mówił Ci to wszystko, to zapewne już dawno nie chciał, zebyś wracał.
I to była, mój drogi, prawda. Nie chciałeś, żebym wracał. Tolerowałeś tylko tą moją desperacje gonienia za Tobą.
Tego samego wieczoru do Ciebie przyjechałem. Krzyczałeś, że nie chcesz mnie słychać.
- Wynoś się!
- Nie, nie wyniosę się!
- Idź stąd, to jest mój dom!
- A to jest moje życie, którym Ty gówniarzu się bawisz!

Pamiętam jak to było, jak wtedy czekałem na Ciebie pod szkołą. Te wszystkie małolaty w Twoim wieku tak się na mnie złośliwie patrzyły. I widziałem wtedy jak idziesz w swoich tych czarnych porozdzieranych spodniach i widziałem jak oni Ci zazdroszczą. Jak patrzą i chcą umieć być tacy jak Ty.
Wtedy zaczepił Cię jakiś koleś. Ja go znałem, bo to był kumpel tych moich punkowych znajomych. I Ty go pocałowałeś w usta. Kątem oka patrzyłeś na mnie i go tak mocno całowałeś.
Jak wtedy zadzwonił mi telefon i powiedziałem, że muszę iść, wtedy co miałeś taki dobry humor, że mogłem u Ciebie być to pamiętam jak Cię zawiodłem. Kazałeś mi wypierdalać i nigdy nie wracać.
- Jeden pocałunek.
- Nie dziś
- A kiedy?
- Nieee wieeeem
To przedłużanie słów, tym monotonnym tonem zawsze najmocniej uderzało.
- Tylko raz.
I pamiętam jak się wtedy cieszyłem jak mnie pocałowałeś. Bo to było inaczej niż z tymi gowniarzami z meliny. W Twoim pocałunku było coś tak rozpaczliwego i taka desperacja też była, że miałem ochotę odejść i już nigdy nie wracać.
Ta noc, którą z Tobą spędziłem jak była wiosna, zawsze będzie mi się kojarzyć z dobrą stroną Ciebie. Płakałeś wtedy i nawet nie krzyczałeś kiedy Cię objąłem. Mówiłeś mi, że Cię nie rozumiem, bo ja nawet sam siebie nie rozumiem. I dotknąłaś mnie wtedy po policzku i ja pamiętam jak to miejsce piekło. I patrzyłeś w moje oczy z tym swoim utęsknieniem, ktore zawsze pragnąłem rozumieć.
Chciałem znać Twoje myśli i wchłonąć każdą z nich. Być Ciebie pełen. Zebym aż nie mógł sam myśleć, tak Cię chciałem.

Jeżeli napiszesz kiedy ten list do Ciebie przyjdzie to ja się zjawie. Może wtedy zdąże na otwarte drzwi.