czwartek, 24 listopada 2016

Today I love you IV



Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, jak przypadki chodzą po ludziach/ IV
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Przez cały tydzień, Jungkook chodził do pracy spięty jak struna. Mimo tego, że obiecał sobie, jak i Jiminowi, że pojawi sie na zajęciach grupy,  a nawet zorganizuje jedno z ćwiczeń, zbierał się naprawdę długo. Przez dziesięć minut cały czas wyjmował, po czym chował do swojej szuflady notatnik i długopis.
Dni były ciepłe, a serce Jeona czuło się zupełnie na odwrót. Już nawet nachodziła go myśl, że to on powinien zająć miejsce pacjenta, bo przez nerwy i stres, nie spał po nocach.
Kiedy w końcu chłopak się zebrał, minął schody i w końcu pojawił się w sali numer 14, która pełniła funkcję pracownii artystycznej. Farby, sztalugi, płótna mniejsze i większe walały się po półkach szaf, z ciemnego drewna.
Zauważył czuprynę swojego przyjaciela, który rozmawiał z kruchą brunetką, chorą na bulimie. Chciał mu powiedzieć cześć, lecz przeszkodziło mu w tym szarpnięcie za nadgarstek. Brunet ugiął się, lądując na kolanach, obok skulonej postaci, która znów miała na sobie ten wściekle różowy sweterek.
-Co robimy?- Jungkook bardzo polubił tą psotną nastolatke. Dziewczyna miała humor, nieustannie dogryzała Parkowi.
-Jimin oppa kazał nam namalować krajobraz, a mi się nie chcę, bo to idiotyczne, więc sie chowam, żeby nie kazał mi malować.
-Wiesz, że Oppa to słyszy?
Dziewczyna skrzywiła się na głos starszego z lekarzy, który stał obok biurka, będącego ich kryjówką.
-Szlag.- pacjentka wywrócila oczami, po czym podniosła się do pionu, ciągnąc za sobą rozbawionego Jeona. Usiadła na stołku, wreszcie puszczając jego nadgarstek. Kooki przeprosił ją, po czym odszedł w stronę teczki, z konspektem zajęć. Jimin przyszedł chwilę później, prosząc go o obejście każdego z pacjentów, w celu sprawdzenia, na jakim etapie pracy są.
Jungkook przytaknął, wcale nie zadowolony z pomysłu. Wolał zostać na swoim miejscu i do końca życia przeglądać ten jeden, głupi dokument.
Kątem oka zauważył chłopca, w trakcie przemówienia którego zwiał z zajęć grupy. Starał sie nie myśleć o tym, że w końcu nadejdzie kolej na rozmowę również z nim. Przez dłuższą chwilę rozmawiał z chłopakiem, o granatowych włosach, jakiego koloru ma byc strumyk, będący centrum namalowanego krajobrazu. W końcu, wspólnie zmieszali biały z odpowiednią ilością 'morskiej bryzy', 'nieba na zaharze' i 'lodowej kałuży', dzięki czemu uzyskali kolor, podobny do habrów. Jungkook namalował kilka plam na kremowym płótnie, jeżdżąc włosiem pędzla po zaznaczonym wcześniej konturze strumyka. Nigdy nie miał talentu do prac plastycznych, więc poklepał granatowołosego i udał sie do następnego pacjenta.
Przez miłą rozmowę, przeprowadzoną z wcześniejszym chorym, zapomniał, że następnym stanowiskiem do obskoczenia jest to, przy którym siedział chłopak, z palcami brudnymi od ciemnozielonej farby, chłopak, z którym spotkania tak bardzo unikał.
Jungkook zacisnął mocno pięsci. Kilka kropel potu pojawiło się na jego bładych skroniach, kiedy kilka razy powtórzył sobie w głowie "bądź dzielny'. Niepewnie stawiał stopy na miękkim dywanie, przykrytym folią malarską.
Pacjent nadal dotykał obrazu umoczonymi w farbie opuszkami palców, jakby w ogólnie ogóle nie słyszał zbliżającego się lekarza.
Jeon stanął za chłopakiem, a jego serce ledwo dawało radę z pompowaniem krwii. Biło tak mocno, że Kook miał wrażenie, że dostanie zawału i umrze. A nie chciał umierać, miał tylko trzydzieści lat i kupę życia przed sobą.
Nie odzywał się, po prostu stał i patrzył na zgrabne dłonie artysty. Prawie przestał oddychać kiedy tamten przyciągnął do siebie drugie  krzesło i poklepał je dłonią.
-Przecież nie gryze.
~*~
Dzień zapowiadał się ładnie, kiedy Jungkook otworzył oczy. W trakcie robienia śniadania, zobaczył za szybą kuchennego okna, czarne, burzowe chmury, więc po obwiązaniu grubego, czarnego szalika wokół szyii, z komody w przedpokoju wyciągnął składaną parasolkę.
Wyszedł pół godziny przed spotkaniem, żeby być troszeczkę wcześniej przed umówionym miejscem. Na nogach doszedł do Lotte Worldu, widząc pod jego bramą młodego chłopaka. Oprócz niego nie było pod budynkiem nikogo innego, więc Jungkook pewnym krokiem skierował się w jego stronę. Nawet nie wiedział, czy to on, bo oprócz miejsca i godziny spotkania, znalazca nic mu o sobie nie powiedział, wobec czego nie wiedział nawet po czym go rozpozna.
-Hej, Taehyung?- Brunet podniósł głowę, marszcząc gęste brwii.
-Niestety.
Kook przeprosił, stając w bezpiecznej odległości od nieznajomego. Najchętniej wróciłby do domu, położył sie pod łóżkiem i już nigdy stamtąd nie wychodził, tak mu bylo wstyd.
Po piętnastu minutach, Jeon usiadł na krawężniku, obok bramy głównej Lotte, zmęczony czekaniem.
Kiedy Kook był już w trakcie przeglądania drugiego folderu memów, na telefonie Jimina, poczuł czyjąś obecność obok siebie, a konkretnie nad sobą.
-To Ty zgubiłeś telefon?-  Jeon podniósł wzrok, a to co zobaczył przygniotło to mentalnie. Piękne, delikatnie rozsunięte powieki, pod którymi kryły się tęczówki, czarne niczym węgielki.
-Tak... tak, to ja.- Jungkook szybko się podniósł, po czym strzepał z ud i pośladków kurz. Wystawił w kierunku nowopoznanego dłoń, którą ten anemiczne, zupełnie bez chęci i siły, uściskał.- Jestem Jungkook, czy Kooki, jak tam wolisz.
-Taehyung, po prostu Taehyung.
Jeon spuścił głowę, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Nie było mu zimno, a raczej niezręcznie.
Tae też nie wiedział co powiedzieć, ale w jednej chwili zapaliła mu sie nad głową czerwona lampka, przypominająca mu o celu tego spotkania. Z tylnej kieszeni spodni wyjął telefon, podając go Jungkookowi. Ten cicho podziękował, a czując na skórze pierwsze krople zimnego deszczu, wyciągnął dłoń do przodu. Z każdą minioną chwilą, krople zaczynały padać na rękę Kookiego, z coraz większą intensywnością. Rejestrując to, Jungkook rozłożył czarną parasolkę. Dopiero kiedy deszcz przestał moczyć jego ciało, zwrócił uwagę na Taehyunga. Ten tylko założył na blond czuprynę kaptur czarnej bluzy.
-To co? Skoro juz tu jesteśmy, może dasz mi sobie podziękować i pójdziemy do Lotte?- Jeon wyjątkowo miło sie uśmiechnął, delikatnie rozkładając ręce w zachęcający geście, sam nie wiedział czemu to zrobił.
-Byłem juz na wszystkim w Lotte. Możemy iść na jakieś jedzenie albo cos słodkiego, bo zaczyna padać coraz bardziej.-  Tae ukazał Jungkookowi swoje proste zęby, ułożone w ciepłym uśmiechu. Jaki on był rozkoszny!
Jeon naprawdę myślał, że przez całą drogę będzie się męczył, tą przygnębiająca ciszą. Jednak jego prośby zostały wysłuchane, a ż każdym kolejnym zdaniem, chłopcy mieli coraz więcej wspólnych tematów. Od filmów, do gier, po ulubioną książkę, rozmawiali o wszystkim, jakby byli starymi przyjaciółmi.
-Nie chcieli mi sprzedać piwa. Ja rozumiem, że nie wyglądam na swoj wiek, ale przecież nie mam czternastu lat!- Taehyung dzięki gestykulował, co chwilę racząc Jeona ślicznym śmiechem.
-Na swój, czyli jaki?
-Zgaduj.- Jungkook nie lubił zgadywnanek, ale chłopak prezentował się tak uroczo, że nie mógł przerwać mu zabawy.
-No nie wiem. Czternaście?
Taehyung zmarsczył nosek, który drgał, prawie niedostrzegalnie. Zaraz uśmiechnął się, nie mogąc być spokojnym, kiedy Kook miał minę, jakby chciał, ale nie mógł.
-Dwadzieścia cztery, mój drogi.
-W takim razie mam Ci mówić hyung?- starszy, z szeroko otworzonymi oczami spojrzał na Jeona, którego ego ucierpiało, dowiadując się, że ta kulka radości jest starsza od niego. Lubił mieć kontrolę, a ze starszymi rzadko mógł tego dokonać.
-Żartujesz? Myślałem, że jesteś co najmniej dwa lata straszy.
-Dwa lata tak, ale nie starszy.
Podejrzenia Taehyunga, patrząc na wygląd Jungkooka byly jak najbardziej do przyjęcia. W porównaniu z chudym ciałkiem starszego, mógł chwalić sie wyrobionymi mięśniami.
Może nie wszystkim, bo ćwiczeń na brzuch nie robił już z pół roku, ale i tak prezentował się bardziej męsko niż Tae.
Kiedy w końcu chłopcy dotarli do kawiarnii, Kooki przepuścił Taehyunga, przez co na policzkach starszego pojawiły się delikatnie rumience, chłopcy usiedli przy stoliku w rogu. Zamówili po szarlotce z bitą śmietaną, w duecie z gorącą czekoladą, po czym zaczęli zajadać się deserem.
-Jejku, kocham jabłecznik bardziej niż wszystko inne.
-Ta jest wyjątkowo dobra, ale osobiście wolę Brownie.- Jungkook otarł kąciki ust chusteczką, po czym zamiast zabrać sie za dalsze jedzenie, wlepił wzrok w uroczą postać przed sobą. Miał wrażenie, że mógłby spędzić resztę życia w towarzystwie blondyna. Był uroczy, zajadając się deserem. Ogólnie był uroczy.
-Słodycze są pyszne. Nie rozumiem ludzi, którzy nie wpierdalają jedzenia.- Kook zaśmiał sie odrobinę za głośno, na wspomnienie zabawnego filmiku z Internetu. Starszy aż otworzył oczy ze zdumienia, nie sądził, że brunet doszedł do końca internetu.
-To stary mem, Taehyung.
-Memy się nie starzeją, to ludzie dorastają.
Jeon odsunął talerzyk, zakładając na twarz ciepły uśmiech, już chciał uraczyć starszego jakimś tekstem z internetu, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Przeprosił Tae, wyciągając urządzenie z kieszeni i odszedł od stolika, kierując sie na zewnątrz lokalu.
-Czego?
-Co masz taki zły humor? Nie dał Ci sie dobrać do swojego tyłeczka?
-Zazdrosny?
-Może, w każdym razie nie ważne. Przypominam, że o dwudziestej masz byc w domu, bo idziemy na bajlando.
-Wiem, ale przecież mam dużo czasu.
-Nooo, piętnaście minut.
Jungkook zakrztusił się powietrzem. Nie chciał zostawiać Taehyunga, ale jednocześnie naprawdę chciał iść na tą imprezę.
Wrócił do kawiarni, wcześniej klnąc pod nosem.
-Taehyung, przepraszam, ale muszę wracać do domu, mój przyjaciel ma jakiś problem.- Jeon brzydził się kłamstwem, nie lubił go, a jednak oszukał nowo poznanego. Był cholernym hipokrytą.
-Nie ma sprawy, idź jeśli musisz.- Taehyung uśmiechał się miło, wycierając dłonie w chusteczkę.
-Napiszę.- brunet pomachał telefonem, pożegnał się i juz go nie było.
Naprawdę miał zamiar się odezwać.

wtorek, 15 listopada 2016

Today I love you III


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, co robi alkohol/ III
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

-Kooki, słoneczko Ty moje, daj hyungowi buziaka.- Jimin złożył usta w dziubek i niebezpiecznie przybliżył się do twarzy swojego dongsaenga.
-Hyung, daj spokój.- brunet starał się wyplątać z mocnego uścisku Parka, lecz temu jak na złość, przybywało siły, wraz z kolejnymi kieliszkami wypitego alkoholu.
-Kooki, hyung Ci się odda, możesz mnie nawet przelecieć, ale Boże, zrób coś ze mną.
Młodszy delikatnie się uśmiechnął i zjechał dłonią na podbrzusze Jimina. Podwinął jego granatową koszulkę, a palcami gładził lekko wyrzeźbiony brzuch. Kiedy poczuł, że Park połknął haczyk i rozluźnił uścisk, gwałtownie sie od niego odsunął, przez co na twarzy starszego zawitało rozczarowanie.
-Idź lepiej spać, bo gadasz głupoty. Dobranoc, hyung.
Kooki ucałował miękki policzek Parka, po czym opuścił pomieszczenie, ignorując nawoływania Jimina. Hyung zawsze zachowywał się jak totalny pajac, kiedy wypił, ale kiedy przyćpał było jeszcze gorzej, więc Kooki nie mógł narzekać. W końcu Park wypił tylko kilka butelek piwa.
Brunet przetarł oczy dłonią, był tak zmęczony, jakby całą noc tańczył, a on tylko niańczył swojego hyunga i pilnował jego tyłka, zeby przez przypadek nie zawędrował do dark roomu.
Jungkook wziął szybki prysznic, ubrał się w dresy oraz koszulkę, w których spał poprzedniej nocy i zawędrował do pokoju. Po upewnieniu się, że Jimin śpi, położył sie obok mniejszego, przykrywając się miękkim, czerwonym kocem. Nie miał wyboru, ponieważ hyung zabrał mu calusieńką kołdrę. Ale co miał zrobić? Przecież nie mógł zrzucić Jimina z łóżka, kiedy ten śpiąc wyglądał jak najsłodsza istota na świecie.
~*~
-Wracam za pół godziny, możesz czekać u mnie.- brunet zbiegał po schodach uczelni, prawie wywracając sie o własne nogi. Nie, żeby nie ufał starszemu, ale nie był na ostatnim wykładzie z neurologiem, więc nie chciał, żeby ten go zobaczył. Narobiłby sobie wtedy wstydu.
-Gdzie masz kolekcję GEJzera miłości?
-Mogę Ci pokazać mój własny gejzer miłości jak przyjdę.- Jimin cicho się zaśmiał, a Kooki dałby sobie rękę uciąć, że starszy kręci głową.
-Z chęcią, mam sie jakoś przygotować?
-Lepiej tak, jak jungcock Cię dopadnie, to nie będzie litości. Muszę kupić bilet, więc do zobaczenia w domu.
Brunet nie czekał na odpowiedź, szybko sie rozłączył, po czym kupił wspomniany bilet, skasował go i zanim się obejrzał, zdejmował buty do mieszkania.
-Wróciłem bruh.
-Cześć bruh.
Jimin siedział na beżowej kanapie, z nogami wywalonymi na stół. Nie przerywał patrzenia w ekran telewizora, zajadając się ramenem, który znalazł w lodówce.
Jungkook usiadł obok niego, przyłączając się do oglądania. Oparł głowę o drobne ramie mniejszego, czując nieprzyjemnie wystającą kość. Cały czas powtarzał hyungowi, żeby choć trochę przytył, bo robił się z niego wieszak.
Resztę dnia spędzili na leżeniu, rozmowach i jedzeniu ciastek, po które o dwunastej w nocy hyung pobiegł. Zasnęli na kanapie, oglądając powtórkę maratonu Jamesa Bonda.
~*~
Spóźniony na wykład, biegł do tramwaju. W pośpiechu, nawet nie zauważył, że telefon wysuwa sie z tylnej kieszeni jego poszarpanych jeansow.
Na uczelni, przez cale dwie godziny nasłuchał się o budowie anatomicznej kości miednicznej, po czym zmęczony wczesnym wstawaniem i chłopakiem, który siedział obok i nawijał jak katarynka, wrócił do pustego mieszkania.
Czasem miał wrażenie samotności. Mieszkanie samemu miało plusy, nikt mu nie rozkazywał, nie krzyczał "Jungkook, do cholery, ubierz koszulkę!", mógł żyć po swojemu, wracać o której chciał, sprowadzać kogo chciał, ale nie czuł w tym żadnej frajdy. Chciał kogoś kochać, chciał byc kochany, lecz nie miał ambicji kogoś takiego szukać.
Postanowił przejść się na spacer, żeby uwolnić głowę od nieprzyjemnych myśli i w momencie, w którym miał opuszczać mieszkanie, przez drzwi wparował Jimin. Głośno dyszał, przez bieg do mieszkania Jeona.
-Ale z Ciebie ciapa. Zgubiłeś telefon.- chłopak przyłożył mi swoją komórkę niemal pod same oczy, przez co i tak nie mogłem nic zobaczyc.
-Przecież mam go-
Sięgnąłem dłonią do tylnej kieszeni spodni i zamarłem, kiedy pod palcami nie wyczułem charakterystycznego wybrzuszenia.
-Ktoś do mnie, z Twojego numeru, napisał, że go ma.-Brunet pochwycił urządzenie, chcą sprawdzić treść smsa.
"Jestem Taehyung. Znalazłem ten telefon dzisiaj, obok Lotte worldu. Chciałbym Ci go oddać."
Jungkook natychmiast zabrał się za składanie odpowiedzi. Tak rzadko zdarza się, żeby ktoś obcy oddał zagubiony przedmiot, że aż trudno mu było uwierzyć.
"Z tej strony Jungkook, to ja zgubiłem telefon. Dziękuję, że chcesz mi to zwrócic. Może umówimy sie jutro obok głównej bramy lotte worldu, skoro obaj wiemy, gdzie on jest? :)"
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
"W porządku. Mogę tam być o trzynastej'
"Dobrze, też się zjawię."
Brunet oddał Jiminowi jego własność i skierował sie do kuchni, zdejmując po drodze kurtkę i buty. Modlił sie tylko, żeby znalazca nie wpadł na pomysł przeglądania jego galerii. Miał tam dużo dziwnym zdjęć, od własnych selek, po zdjęcia penisa Jimina. To nie tak, że sam je robił, to starszy zabierał mu telefon i kiedy ten nie patrzył, zapisywał obrazy swojego prącia na karcie Kookiego. A kiedy Jeon był naprawdę zdesperowany, używał ich do pomocy ze swoim intymnym problemem.
~*~
-Kukson, wiesz, że nie możesz wlewać w siebie tyle kawy, jeszcze Ci serce stanie.
-Nie kracz.
Jeon mimo pouczeń ze strony starszego nie miał zamiaru zaprzestać moczenia warg w ciemnym napoju. Był cholernie niespokojny, a zawsze uważał kawę za najlepszy środek do ukojenia nerwów. Mimo, że w tamtym momencie ani trochę nie uspokoiła drżenia rąk, a tylko je spotęgowała, nalał sobie kolejną połowę kubka. Gdyby tylko nie dłoń Jimina, zapewne zalałby go do końca.
-Dzieciaku, co się stało? Wyleciałeś z grupy, jakbyś zobaczył ducha. Jeśli nie chcesz, to nie mów, ale sie o Ciebie martwię.
Jeon popatrzył na starszego oczami pełnymi podziękowania i wdzięczności za okazaną pomoc. Przytaknął, ale nic nie powiedział, tylko wtulił sie w ciepłe ciało mniejszego. Stali tak chwilę, aż Jungkook nie odważył sie otworzyć ust.
-Ja po prostu znam tego chłopaczka, tego co mówił ostatni i głupio się poczułem. Przepraszam, że stchórzyłem.- wyższy mocniej zacisnął dłonie na materiale koszuli Parka.
-Nic sie nie stało, nawet najlepszym się zdarza. Co Ty na to, żeby po pracy iść na jakieś soju, jak za dawnych czasów? Najebiemy się, będzie git.
Jungkook aż nie mógł wyjść z podziwu, jakim jego hyung może byc pocieszeniem. Zgodził się, po czym wypuścił Jimina z uścisku.
Przez resztę dnia, na polecenie oddziałowego, rozdał leki w każdym z pokojów, przepisał dwie karty pacjenta, do nowych rubryk i czekał na Jimina w ich małym salonie. Rozmasował ramię, które w pewnym momencie, kiedy podawał jednej z pacjentek tabletki, niebezpiecznie strzeliło, ból poczuł nawet w łokciu.
Park zjawił się po chwili, zgarnął wszystkie swoje rzeczy, po czym przyjaciele wspólnie skierowali się do pobliskiego baru.
-Pamiętasz tą dziewczynę, która pisała do mnie ostatnio?- Jimin mocniej owinął sie szalikiem, chcąc ukryć czerwone od zimna policzki.
-No, pamiętam. Co z nią? Randkujecie?
-Okazało się, że jest ode mnie o pięć lat młodsza.
-Umawiasz się z dwudiesto-dziewięcio latką?
Jimin zatrzymał się na środku drogi, piorunując Jungkooka wzrokiem.
-Dwudiesto-dziewięcio latką? Jest o pięć lat ode mnie młodsza i ma dwadzieścia-dziewięc lat? Czy Ty w ogóle wiesz ile ja mam lat?
Jungkook przełknął ślinę, przecież nie mógł pomylić daty urodzenia hyunga.
-Nooo, trzydziesci-cztery?
Jimin kopnął młodszego chłopaka w goleń, na co tamten boleśnie zajęczał.
-Trzydzieści-dwa, pacanie.
Jungkook zaśmiał się cicho, nadal romasowujac obolałe miejsce.
Z późniejszej rozmowy wynikło, że nowa sympatia Jimina, wcale nią nie jest, bo starszy zaczął umawiać się z Yoongim. Jungkook był naprawdę zaskoczony, bo Park i Min to dwa zupełnie różne światy, ale hyung zapewnił go, że starszy dobrze sie nim zajmuję, więc Jeon nie zamartwiał się zbyt długo.
Kiedy wreszcie dotarli do baru, zamówili po piwie, potem po kolejnym. Wyszli z knajpy dopiero po trzeciej butelce soju, prześpiewaniu całego repertuaru na karoke i pijani jak najgorsze menele, ułożyli sie na hamakach, w ogródku baru.
Jimin zasnął całkiem szybko, Jeon zapadł w sen dopiero kilka minut później.
Ledwo co kontaktował ze światem, lecz uśmiechał sie pod nosem, myśląc o kacu, który dopadnie go następnego dnia.
"Jeon Jungkook, jesteś żałosny."

sobota, 12 listopada 2016

Today I love you II


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, jak szybko łapie nerwica II
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Jungkook wstał chwilę po siódmej, zanim jeszcze budzik zadzwonił. Yoongiego nie było, kiedy otworzył oczy. Domyślał sie, że starszy musiał iść do pracy.
Chłopak szybko oporządził się w toalecie, przebrał się w strój, jaki przystało nosić lekarzowi w klinice. W porównaniu do poprzedniego dnia wyglądał znacznie lepiej. Wyspał się, przez co cienie pod oczami straciły na intensywności, cera, przez dzbanek wody, którą na noc wypił, wydawała się wyglądać na zdrowszą i młodszą. Kooki lubił wyglądać młodo, chciał się czuć jakby znów miał te dwadziescia-cztery lata, bo mimo tego, że nie żałował wybory swojej pracy, to doskwierała mu myśl, że nie wybawił się dostatecznie. Dlatego właśnie tak często umawiał się z Jiminem. Przy starszym miał wrażenie, jakby młodniał, może dlatego, że przeżył z nim pierwszego skręta, pierwsze zalanie w trzy dupy, jak i pierwszy kontakt seksualny, a także  każdy rok swojej edukacji. Poznali się odkąd Jungkook poszedł do pierwszej klasy, jako uroczy siedmiolatek. Wtedy też organizowane były zajęcia chóru, na które zarówno Jimin i Jeon zdecydowali się iść. Już na pierwszych zajęciach, pani prawie ich wyrzuciła, za przepychanki. Cóż poradzić na to, że i pierwszoklasista i trzecioklasista chciał zająć miejsce na krześle, z mięciutką poduszką? W efekcie ich małej sprzeczki, resztę spotkania spędzili na ziemi, śmiejąc się z wyglądu ich Pani oraz głupich min, jakie robili inni, kiedy śpiewali.
Jungkook zabrał z lodówki sałatkę, którą na wypadek trzymał w pudełku, po czym udał się do kliniki. W ośrodku dostępne były obiady i różnego rodzaju pierwsze, trzecie i ósme śniadania, ale Kook nie lubił jeść jedzenia, jeśli nie widział jak bylo zrobione. Dużo sie przecież słyszy o tym, że pracownicy plują do zup, które gotują.
Dojechał do pracy w czasie krótszym niz zazwyczaj, ludzi też było jakoś mniej. Dopiero potem uświadomił sobie, że wsiadł do busa, który jechał o dziesięć minut wcześniej niż ten, którym miał plan jeździć zawsze.
Kiedy przyszedł, w ich pokoju, na fotelu, siedział Jimin. Miał zamknięte oczy, jego klatka unosiła sie równomiernie, straszy chłopak chyba spał. Jungkook, jak na dobrego przyjaciela przystało, przykrył go kocem, który leżał na kozetce obok fotela. Park zasłużył na odpoczynek, po całonocnym dyżurze, szczególnie, że z tego co zdążył posłuchać, kiedy przechodził obok pań sprzatających, ktoś się w nocy powiesił.
Jimin zawsze chciał byc lekarzem, a że nie był w stanie nawet myśleć o patrzeniu na czyjąś agonię, został psychiatrą. Miał nadzieję, że chociaż w taki sposób uniknie bliskiej styczności ze śmiercią.
-Jesteście wszyscy?- drzwi delikatnie się otworzyły, a za nich widać bylo tylko blond czyprynę.
-Chyba tak, rzeczy Seokjina są.
Namjoon kiwnął głową i juz mial opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymał się i spojrzał z litością na truchło, leżące na fotelu.
-Jimin, możesz iść do domu.- brunet natychmiast otworzył oczy, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom Kookiego, wcale nie spał.
-Po co? Żeby siedzieć i zadręczać się tym co się stało? Lepiej daj mi coś do roboty, wtedy poczuje sie lepiej.
Park wstał z siedziska, delikatnie przeciągając mięśnie rąk. Nawet nie zauważył pełnej podziwu miny Jeona, który prawie się obślinił przez zbyt długie otwieranie ust. Jungkook wiedział, że Jimin nie lubi uciekać od problemów, ale nigdy nie powiedziałby, że po czymś takim chłopak zostanie w pracy. Przeszła go myśl, że jest strasznym tchórzem, bo on sam zapewne od razu by uciekł. Mimo, że wzbraniał sie nogami i rękami przed przyznaniem, że ma psychikę nastolatka, to w głębi serca wiedział, że do dojrzałości dużo mu brakuje.
-W takim razie, za pół godziny macie grupę nerwową.
-Razem z depresyjną?
-Tak, tak.- blondyn znów miał zamiar wyjść, kiedy powstrzymał go głos Jungkooka.
-Zaraz, chwila, "macie"?
-Pomożesz Jiminowi, to chyba nie problem?
-Nie, nie, skąd.- Jeon z zakłopotania podrapał sie po karku. Spuścił głowę, żeby nikt nie zobaczył jego uśmiechu. Szczerze powiedziawszy, na to właśnie czekał. Uzależnienia, schizofrenie, średnio go interesowały. Chciał leczyć niedoszłych samobójców, osoby, które nie miały już chęci do życia.
Brunet nie zorientował się, kiedy wspomniane trzydzieści minut minęło i Jimin kazał mu się zbierać. Ze swojej torby wyjął notatnik, długopis i grzecznie powędrował za starszym.
-Ostrzegam, że jest jeszcze dziwniej niż na uzależnieniach.
-Na tej, na której byłem nie byly tylko uzależnienia. Był tam taki młody chłopak-
-Był tam tylko dlatego, że oprócz fobii społecznej, jest ćpunem.
Jungkook kiwnął głową i do końca drogi przez dwa i pół piętra, nic już nie mówił.
Kiedy drzwi windy rozsunęły się, chłopcy wspólnie z niej wyszli i skierowali się w stronę ustawionego już koła z krzeseł. Większość była już zajęta, zostały tylko dwa wolne miejsca, specjalnie uszykowane dla dwóch lekarzy. Jimin usiadł, Kooki po uprzednim ukłonie, spoczął na wolnym krześle.
-Spóźniłeś się, aż trzy minuty.- głos zabrała drobna blondynka, której nogi delikatnie majtały nad ziemią. Była ubrana w ciemnoróżowy swetr, którego rękawy pozaciągane były od szarpania. Dziewczyna starała się jak najbardziej ukryć dłonie i nadgarstki, lecz Jungkook mógł dostrzec drobne blizny po przypalaniu, obok knykci.
-Tylko dlatego, że omawiałem z Kookim, co będziemy dziś robić.
-Mogę mówić "Keksiu"? Brzmi ładnie.- Jeon popatrzył na właściciela niskiego, męskiego głosu. Chłopak, siedział z rękami założonymi na piersi, który nieśmiało sie do niego uśmiechał.
-Jasne, mów jak Ci wygodnie.
Jungkook odwzajemnił uśmiech, odlepiajac wzrok od sylwetki rozmówcy. Przeleciał po posturach zebranych wzrokiem, kiedy pierwsze cztery osoby odowiadały o tym, jak mijał im dzień. Jeden chłopak zwrócił jego uwagę. Nie był w stanie dostrzec jego twarzy, ponieważ ten cały czas wpatrywał sie w swoje zaczerwienionie dłonie. Wyrywał skórki przy paznokciach, a z małych ran sączyła się krew, która skapywała, na pokryte białym materiałem spodni, uda. Jungkooka niezmiernie to irytowało, sam nie wiedział dlaczego, ale ogarnął go niepokój i uczucie deja vu.
-Taehyung, a Ty co nam powiesz?- wspomniany chłopak podniósł głowę do góry i Jungkook nie miał nawet czasu pomyśleć o tym, ile sentymentu ma do tego imienia, kiedy poczuł się, jakby ktos wylał na niego kubeł zimnej wody.
Twarz chłopaka była zaczerwieniona, usta sine, niemalże fioletowe, a oczy o pięknym kolorze machoniu, przymglone i nieobecne.
Jungkook patrzył na chłopaka zaledwie kilka sekund, aż w końcu wstał i szybkim krokiem skierował sie w stronę schodów. Biegł, dopóki nie znalazł sie w pokoju lekarskim. Z hukiem zamknął za sobą drzwi i skierował sie do swojej torby. Drżacymi dlonmi wyciągnął z niej  zapalniczke i żółte Camele. Wyciągnął papierosa z opakowania, z niemałym trudem go odpalił, po czym wepchnął przenośnego raka płuc do ust. Palił szybko, niemalże dusząc sie dymem. Nie mogl sie uspokoić, to głupie drżenie rąk, jak i silne uderzenia serca, nie chciały przejść, aż do momentu, w którym nie poczuł na ramieniu ciepłej dłoni.
-Ej, w porządku? Wyleciałeś jak z procy.
Namjoon obdarzył Jungkooka lekkim uśmiechem, który ten, źałośnie odwzajemnił.
-Tak, tylko jakoś tak zrobiło mi się duszno.
-Powiedzmy, że Ci wierzę.
Kooki skinął głową, wdzięczny starszemu za wyrozumiałość. Był głupi, kłamiąc, przecież Kim był psychiatrą, nie dawał się nabierać.

czwartek, 10 listopada 2016

Today I love you I

Przychodzę do Was z nową Vkookową serią
Kuki doktor
Ogólnie będzie fajnie, dużo fluffu, ale tez angsta, moze czasem będzie śmiesznie


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym jak szaleństwo bawi/ I
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst
Ostrzeżenia: Porusza sprawy chorób psychicznych

Enjoy
-Wystarczy, że złoży pan podpis w tym miejscu i witamy w klinice.
Młody brunet uchwycił pomiędzy długie palce długopis i machnął nim parafkę na jeszcze ciepłym papierze ksero. Odłożył mazak, po czym wstał, uściskał dłoń ordynatora i z uśmiechem opuścił pomieszczenie.
Nie wiedział czemu był aż tak podekscytowany pracą w tym miejscu. Nie miał zarabiać dużo, a tak właściwie jego pensja miała starczać mu na rachunki, jedzenie, podstawowe artykuły do życia i drobne wydatki. Tak drobne, że na wyjście do klubu ze swoim przyjacielem Jiminem musiałby odkładać trzy miesiące. Nie przeszkadzało mu to, wręcz czuł się szczęśliwy z powodu uzyskanej posady. Jego rodzice wreszcie mogli odetchnąć i nie musiał już być pasożytem. Co prawda, Państwo Jeong nie mieli mu tego za złe, dla nich mógł nie pracować nigdy. Mieli wystarczająco duży majątek, żeby utrzymywać Jungkooka do końca życia.
Brunet wręcz wystrzelił z budynku kliniki, nie chcąc spóźnić się na autobus. Lekkim truchtem dotarł na przystanek, orientując się, że nie potrzebnie biegł, bo do przyjazdu jego środku transportu zostało mu jeszcze dziesięć minut.
Wyciągnął z kieszeni blado-różowe słuchawki, podpiął je do telefonu i aż do drzwi mieszkania ich nie zdejmował.
Lokum chłopaka nie było duże. Jedna sypialnia, łazienka i mini salon połączony z kuchnią. Żadnego luksusu, zwykłe szare mieszkanie w bloku, na które mógł pozwolić sobie trzydziestolatek.
Jungkook zrzucił wszystkie ubrania jakie tego dnia miał na sobie, po czym nagi skierował się pod prysznic. Wszedł do kabiny i odkręcił gałkę z ciepłą wodą. Ta wylała się ze słuchawki prysznica, smagając kroplami gorąca umięśnione ciało bruneta.
Jeon przetarł powieki, pozwalając cieczy spływać po mięśniach, rozluźniając je. Kręgosłup bolał go niemiłosiernie, przypominając o niewygodzie jaką serwowało mu jego łóżko, lecz i to nie zmąciło jego dobrego humoru. Myjąc dolne części ciała, chłopak delikatnie pobudzał swojego penisa dotykiem jego czubka. Przygryzł wargę, wsuwając fragment paznokcia w szczelinę żołędzia.
Oparł głowę o zimne kafelki, a wolną dłonią chwycił się metalowej rurki, na której zawsze zawieszone były gąbki i myjki.
Brunet chwycił penisa w całą dłoń i zaczął energicznie poruszać nadgarstkiem. Czuł sie taki żałosny.
Przez całe swoje życie nie miał kontaktu seksualnego z nikim innym, tylko swoją dłonią. No, może raz zrobił loda Jiminowi, ale to był tylko jeden, jedyny raz, poza tym, był wtedy młody i co on w ogóle wiedział o życiu.
Był prawiczkiem w wieku trzydziestu lat, mało tego, od dwudziestego-czwartego roku życia był tylko na dwóch randkach, i o ile jedna z nich okazała się ciepłym kolesiem, z którym można powiedzieć, zaprzyjaźnił się, to druga, którą zaaranżował mu Jimin była porażką. Jego drogi przyjaciel, umówił go z obleśnym zboczeńcem po czterdziestce, który już na pierwszym, które było też ostatnim, spotkaniu mówił mu o tym, jak to lubi być szczypany po sutkach. Kooki, miał wtedy za mało pewności siebie, żeby po prostu wyjść, więc po prostu poczekał do końca tego fatalnego zdarzenia, nakłamał, że mieszka daleko od miasta; żeby tamten przez przypadek nie chciał go odprowadzić, po czym zakopał to wspomnienie bardzo głęboko w swojej głowy i udawał, ze tamten dzień spędził sam, pijąc kakao pod kocykiem, na kanapie w swoim mieszkaniu.
Miał w życiu jednego chłopaka na poważnie, którego kochał całym sercem, który był dla niego wszystkim. Nie raz przyłapywał się na chęci wyciągnięcia z kartonu, schowanego pod łóżkiem, ich wspólnego zdjęcia, ale szybko odganiał tamte myśli. Co było, nie wróci, więc nie ma co rozdrapywać starych ran.
Po skończonym akcie samogwałtu, chłopak wyszedł z pod prysznica, ubrał się i skierował w stronę sypialni, po drodze zgarniając z niej paczkę papierosów, pudełko ciastek i niesłodzoną herbatę.
Rozłożył sie na łóżku, włączył telewizor i pogrążył się w relaksie. Było mu błogo, pod kilkoma kocami, z ulubionym filmem przed oczami. Ostatnio takie uczucie przyjemności czuł, kiedy razem z Jiminem jechali tramwajem i ten karmił go waniliowymi lodami.
Czuł się wtedy tak, jakby znów miał trzy lata, jakby znów wrócił do czasów, kiedy problemy nie istniały.
Wypalił jeszcze jednego, czy dwa papierosy i postanowił pójść spać, aby rano wstać na pierwszy dzień w klinice. W końcu musiał obudzić się o siódmej czterdzieści, żeby zdążyć ogarnąć włosy, twarz, ubrać się i być w centrum medycznym na dziewiątą.
Przez ekscytacje, nie mógł spać, w efekcie czego następnego dnia obudził się wykończony, jakby przebiegł co najmniej dziesięciokilometrowy maraton.
Jego odbicie w lustrze dawało wiele do życzenia. Oczy miał spuchnięte, sine od niewyspania, a grzywka akurat wtedy nie chciała się ułożyć tak, jak Jungkook by tego chciał.
Przez nadmierną ilość poprawek i kilka, jeśli nie kilkanaście, zbędnych przeglądnięć w lustrze, chłopak spóźnił się na autobus, przez co musiał załapać się na dwa razy droższy przejazd metrem. W efekcie przybył do kliniki spóźniony tylko o dwie minuty, cały spocony od  biegania i stresu.
Nie chciał narobić sobie wstydu już pierwszego dnia, bo niby nie przejmował się opinią innych, a taką przynajmniej maskę zakładał, ale tak naprawdę chciał wypaść dobrze. Chciał być podziwiany, chciał zostać najlepszym psychiatrą w całej klinice. Nie po to uczył się tyle lat, żeby teraz zaprzepaścić swoją szansę na sukces.
Brunet wszedł do windy, wjechał na trzecie piętro, po czym skierował się do pokoju lekarzy. Od tamtej chwili, również jego pokoju.
Pokój lekarzy, był małym, przytulnym salonem, w którym rezydowało średnio trzech pracowników. Na każdym piętrze, były takie dwa, jeśli coś, broń Boże, miałoby się stać.
Po przekroczeniu progu pomieszczenia, pierwsze co rzuciło się w oczy bruneta, to dziwny, drażniący nozdrza zapach leków, ale czego mógł się spodziewać po Kinice uzależnień i leczenia chorób psychicznych? Zapachu fiołków lub woni świeżej kawy?
-Jungkookie! Maleństwo, już jesteś.-  brunet uśmiechnął się na zdrobnienie swojego imienia. Poczuł ciepłą dłoń, oplatającą go w pasie, po czym został lekko szarpnięty, w stronę swojego przyjaciela.
-Cześć, hyung, nie spóźniłem się za bardzo?
-Nie, oddziałowy nie robił jeszcze obchodu.- brunet oderwał się od sylwetki Parka, stając w odległości metra od swojego rozmówcy.-Ale zgadnij, kto załatwił Ci towarzystwo przy wtorkowej grupie wsparcia, którą prowadzi najfajniejszy gość, jakiego znasz?
Jimin czasem zachowywał się jak dzieciaczek, nie żeby Kookiemu to przeszkadzało, lubił tą ciepłą stronę starszego, tak jak lubił odpowiadać na jego jakże trudne zagadki, tylko po to, aby hyung poczuł się szczęśliwy. Jimin miał faceta, z którym wychowywał swoją siostrzenicę, ponieważ jej matka gdzieś się ulotniła. Miał podejście do dzieci, wszystkie maluchy bo uwielbiały.
-No nie wiem. Może królowa Elżbieta.
-Bingbing, niestety, odpadasz.
Jungkook przewrócił oczami na te durną gierkę starszego i już chciał zapytać o pacjentów, którymi będzie się zajmował, lecz przeszkodził mu w tym huk otwieranych drzwi.
-Wszyscy już są?- w przejściu stał wysoki blondyn o koślawym uśmiechu, z dołeczkami.
-Kooki przyszedł, Seokjin na salach, więc wszystkich mam.
-Okej, skoro tak, to tu masz listę na dziś. Faceta z czwórki przenieśli na inne piętro, więc nie macie już nikogo na nimfomanii.
-Więc robią podział pięter na oddziały?- Park uważnie tasował strony skoroszytu, z danymi pacjentów.
-Nie wiem, ordynator coś gadał, Ale kto go tam słuchał? Lecę, bo mam resztę pokoi do obskoczenia.
Jimin kiwnął głową na pożegnanie blondyna, więc zagubiony Jungkook zrobił to samo. Wciąż był trochę zestresowany pierwszym dniem pracy, a najbardziej bał się o to, że któraś z tych sprzątających wredot wypapla wszystkim o jego spóźnieniu. Już w głowie układał sobie cały plan przeprosin ordynatora, w końcu chciał zostać w tej pracy ponad wszystko. Nawet, jeśli miałby dać się wyruchać i to dosłownie.
Dzień w pracy minął Kookiemu zadziwiająco szybko. Razem z Jiminem odskoczył kilka pokoi pacjentów, a potem przyglądał się posiedzeniu grupy wsparcia z napadami lękowymi. Mimo wiedzy zdobytej na studiach, notował prawie cały jej przebieg. To, czego nauczył go uniwersytet, nijak miało się do rzeczywistości.
Spotkania były o wiele bardziej niepokojące niż mówili. Najgorsze było to, że nikt się nie kłócił, nie dyskutował, a praktycznie jedynymi głosami jakie słyszał był ten Jimina, kiedy pytał o coś zgromadzonych, dwóch kobiet-alkoholiczek i jednego młodego chłopaka z fobią społeczną. Zadziwiające, że to akurat on, na ośmioosobową grupę odzywał sie najwięcej.
Potem starszy wytłumaczył mu, że to tylko przez to, że akurat we wtorki przypada dzień comiesięcznych testów, które miały określić na jakim etapie leczenia są pacjenci, a dla większości z nich jest to po prostu bardzo nieprzyjemne.
Po obiedzie, Jungkook sam wybrał się do sali jednej z anorektyczek ich oddziału, która podczas zajęć grupy bardzo go zaintrygowała, niestety kiedy wszedł do jej sypialni, ta spała. Obok łóżka leżało kilka kromek pieczywa, z kilkoma ugryzionymi kęsami. Brunet uśmiechnął się. Kilka chwil wcześniej dokładnie przestudiował jej kartę, z której wynikało, że jej choroba ustępuje, a dziewczyna zaczyna jeść.
Jungkook, tamtego dnia, z nudów wypił jeszcze dwie kawy, po czym został zwolniony do domu wcześniej przez Jimina. I mimo tego, że Jungkook miałby tylko przez pozostałe mu dwie godziny siedzieć i dopijać kolejne kawy, zrobiło mu się przykro. Naprawdę chciał pomoc, tylko nawet nie miał komu. Ludzie byli o wiele spokojniejsi, niż to wydaje się w filmach, czy książkach. Nie krzyczeli histerycznie, nie chodzili po suficie. Cześć z nich pi prostu leżała, druga czytała książki, trzecia zaś korzystała z "rozrywek" kliniki, w postaci wspólnego telewizora w salonie dla pacjentów. Wiedział to tylko dlatego, że w pokoju lekarzy znajdowały się monitory, pokazujące obraz z kamer w pokojach lokatorów.
Jeon wrócił do domu około szesnastej, zaprosił do siebie Yoongiego, swoją wcześniej wspomnianą udaną randkę, którą stała się jego przyjacielem. Pograli razem na konsoli, pośmiali się, a ponieważ Min postanowił zostać na noc, chłopcy umyli się i położyli razem na niewygodnym łóżku Jungkooka. Zasnęli gdzieś koło północy.