piątek, 16 września 2016

Wszystkie kruki mogą latać XIII

Spięłam dupę i jest
Całkiem długi jak na mnie
Kk
Cieszcie się, póki możecie
Bo za niedługo złamie wam serca 
 
Opowiadanie: Wszystkie kruki mogą latać
Tytuł/rozdział: Don't apology / XIII
Pairing: J-Hope & Jungkook
Gatunek: romans, komedia, drama
Typ: fluff

HOPE YOU LIKE IT
-Hobi, nie chcę mi się już.
Nacisnąłem przyciski na blacie maszyny, zwalniając tempo biegu. Po moich ostatnich narzekaniach na to, że przytyłem,  Hosoek postanowił zabrać mnie na siłownie.
-Sam chciałeś iść.
-Już wolę jeść co chcę, a potem się turlać.
Chłopak zaśmiał sie, po czym odłożył hantelki na swoje miejsce. Razem skierowaliśmy się do szatni, żeby wziąć prysznic. Mieliśmy w planach jeszcze poleżeć na kanapie, a nie byłoby fajnie przytulać się do siebie spoconymi ciałami. Uczucie byłoby podobne do dotykania mokrej gąbki.
Zdjąłem koszulkę i spodenki, wrzucając je do worka. Szybko zsunąłem bokserki, zaraz zasłaniając biodra ręcznikiem. Było już późno, a na sali oprócz nas ćwiczyła tylko jedna dziewczyna, nie starsza ode mnie, ale wolałem się zabezpieczyć. Co jeśli w drodze pod prysznic potknę się, uderzę głową o umywalkę i umrę? Wtedy, gdyby nie ręcznik, znajdą mnie gołego.
Zająłem pierwszą lepszą kabinę, Hosoek, wnioskując po dźwiękach, usadowił się w tej obok mnie. Prysznice były na tyle małe, że nawet nie mieliśmy zamiaru moczyć się się w nich razem, co ustaliliśmy jeszcze przed wejściem na siłownię.
Opłukałem swoje ciało, czując jak nieprzyjemny zapach odchodzi, a zastępuje go przyjemna dla nosa woń wanilii i malin. Umyłem również wlosy, ponieważ grzywka niemiło lepiła się do spoconego czoła.
Wytarłem się, ubrałem i już chciałem chwytać za suszarkę, kiedy wyprzedziła mnie w tym ręka, hyunga, która zabrała urządzenie. Chłopak podał mi do ręki kanapkę, którą zrobił przed wyjściem i zaczął suszyć moje kłaki. Czułem się jak pięciolatek, którego mama była jedną z tych, które przychodziły na szkolny basen po swoją pociechę. Żułem kęsy kolacji, dochodząc do wniosku, że powinienem trochę przyciąć grzywkę, bo nachodziła mi na oczy.
Kiedy Hosoek zajął się układaniem własnej fryzury, ja zajadałem się drugą kanapką, popijając ją kubusiem, którego zapasy hyung trzymał w domu, żebym miał co pić, kiedy go odwiedzam. Zabronił mi też spożywania jakiegokolwiek alkoholu, po tym, jak ostatnio pijany klęczałem w łazience, przed jakimś chłopcem z klubu. Boję się myśleć co byłoby gdyby Hosoek wpadł do toalety pięć minut później.
Zebraliśmy się i opuściliśmy budynek galerii, w której znajdowała się siłownia. Pogoda była przyjemna, lekki wiaterek muskał nasze twarze i splecione ze sobą dłonie.
Gadaliśmy o kompletnych głupotach, ale właśnie to lubiłem najbardziej. Luźnej rozmowy, która nie dotyczyłaby tego kiedy Hobi będzie miał wolne, czy tego czy nie spotykam się z kimś za plecami hyunga. Sytuację drugiego typu zdarzały się rzadko. Hosoek był dorosłym facetem i nie dopadała go szczenięca zazdrość, aczkolwiek po niemiłej sytuacji prawie zdrady był bardziej czujny.
Zraniło go to, unikał mojego wzroku, przez kilka dni nie odbierał telefonów. W końcu do mnie napisał, czy nie chciałbym się spotkać. Nawet słowem nie wspomniał o tamtej sytuacji, przez co nie miałem nawet okazji przeprosić.
-Taehyung ostatnio u mnie spał i pół nocy śmialiśmy się z memów.
-Przecież jak z nim nie siedzisz, to i tak to robisz.
-Ale to nie to samo.
Hosoek wywrócić oczami, przekręcając klucz od furtki. Wpuścił mnie przodem, kierując się za mną do drzwi wejściowych.
Rozpakowaliśmy się, przebraliśmy i już byliśmy gotowi położyć się spać, kiedy Jung dostał telefon. Odebrał go, marszcząc brwi. Westchnął do słuchawki, chwilę poprzeklinał, po czym rzucił telefonem na komodę. Zdjął dresy, zaczął grzebać w szafie, nerwowo przerzucając kolejne stosy poskładanych ubrań.
-Coś ważnego?
-Włączył się alarm w firmie, a tylko ja znam kod, żeby to wyłączył.- hyung już przebrany w czarne, obcisłe spodnie, pocałował moje czoło.- będę za pół godziny.
I wyszedł. Ugryzłem się w język, żeby tylko nie krzyknąć czegoś obraźliwego w jego stronę. Położyłem się na łóżku i leżałem tak, aż do momentu, w którym nie usłyszałem odjeżdżającego samochodu.
Taehyung był niedostępny na messengerze, więc nie mogłem do niego napisać. Z resztą nawet jakbym do niego napisał, to zapewne mimo aktywności by mnie olał. Zawsze tak robił.
Postanowiłem zrobić sobie coś do picia, a z racji tego, że przestałem pić kawę, a herbaty akurat nie było zaparzyłem sobie mellise. Idąc po schodach, modliłem się, żeby ciecz nie wylała się na posadzkę, czy, w szczególności, na moje gołe stopy. Na szczęście doniosłem ją bezpiecznie, dopiero w pokoju orientują się,że zapomniałem talerzyka na torebkę naparu. Znów zbiegiem na dół, po czym wróciłem na górę, lecz nie dotarłem do sypialni hyunga. Na parapecie, zaraz za doniczką ze storczykiem, coś błyszczało. Wiedziałem, że Hoseok może nie chcieć, żebym wiedział o istnieniu klucza, inaczej by go przede mną nie chował.
Odsunąłem roślinkę, łapiąc połyskujący przedmiot pomiędzy palce. Przypomniałem sobie o istnieniu pokoju przy schodach, którego drzwi były zamknięte. Patrzyłem na nie, nie mogąc się zdecydować co zrobić. Hyung zabronił mi wychodzić do tamtego pomieszczenia, a drugiej strony co on mógł tam ukrywać?
Ostatecznie ciekawość zwyciężyła i podszedłem do wspomnianych drzwi.
Włożyłem klucz do zamka, a słysząc charakterystyczne kliknięcie, naparłem na klamkę. Wsunąłem się do środka pomieszania, dłonią naciskając na włącznik światła.
Pomieszczenie było zwyczajne. Pod ścianą stało łóżko, ładnie zaścielone. Brązowa meblościanka stała na przeciwko okna. W jednym z kątów leżała mata do tańczenia. Zrobiłem krok do przodu, czując pod bosymi stopami miękką fakturę dywanu. Na półce powyżej telewizora zauważyłem kilka ramek ze zdjęciami. Podszedłem do nich, biorąc w dłoń jedną. Przetarłem kurz z szybki, za którą znajdował się Hosoek, obejmujący jakiegoś bruneta. Obaj się uśmiechali. Jung był na większości zdjęć, zawsze uśmiechnięty.
Kiedy miałem podchodzić do półki nad łóżkiem usłyszałem warkot silnika. W panice rzuciłem się do drzwi, po drodze uderzając łokciem we framugę. Szybko zgasiłem światło i pociągnąłem za klamkę kawałka drewna. Przez siłę uderzenia klucz wyleciał z zamka, przez co musiałem się po niego schylić. Przedmiot trząsł się razem z moimi dłońmi, przez co nie mogłem włożyć go do zamka. Przekręciłem klucz, a kiedy chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście zamknąłem drzwi, te otworzyły się, a drobiazg znów wypadł mi z dłoni. Zanim zdążyłem po niego sięgnąć, poczułem czyjąś obecność. Obecność Hosoeka, który patrzył na mnie,kręcąc głową. Rzucił się do drzwi, w pośpiechu łapiąc klucz. Zamknął je i odwrócił się w moją stronę, chowając klucz do kieszeni spodni.
-Jak mogłaś?- milczałem, pełen skruchy. Dopiero wtedy zrozumiałem jaki błąd popełniłem, decydując się wejść do pomieszczenia.-Prosiłem, żebyś tam nie wchodził. Miałeś tego nie robić, nie miałeś prawa tego widzieć. Nie miałeś prawa nawet dotykać tej klamki.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, po prostu tam nie wchodź, a najlepiej śpij dziś w gościnnym.
Hosoek zatrzasnął się za  swojej sypialni, a ja stałem tam jak głupek. Pełen poczucia winy i złości na samego siebie.
Widziałem łzy w oczach hyunga, serce mnie od tego bolało jak jeszcze nigdy wcześniej.
Najgorsze było to, że będąc w tajemniczym pokoju, kątem oka wydawało mi się, że na jednej z fotografii widziałem Yoongiego.

niedziela, 11 września 2016

Love yourself Jimin


Tytuł: Love Yourself
Pairing: Jimin & Yoongi (?)
Gatunek: romans, dramat
Typ: angst, one shot

Zaczęło się tak zwyczajnie, że nigdy nie pomyślałbym, że to początek.
Lekki wiatr, przyjemny deszcz i Ty. Siedzący na przeciwko mnie w swojej ulubionej czarnej bluzie. Miałeś podkrążone oczy, a na imprezę wpadłeś, bo były to urodziny Twojego najlepszego kumpla. Wtedy jeszcze najlepszego.
Siedzieliśmy w obszernej altance, którą kiedyś znalazłem. Stała sama, zaniedbana, pusta. Była zupełnie jak ja.
Piłem cole z wódką, mimo, że nie lubię ani jednego, ani drugiego. Nie chciałem się wyróżniać, znowu słyszałbym za plecami 'Myśli, że jest lepszy, bo przyjechał z innego miasta, żałosne.'
Przechyliłem plastikowy kubeczek, dopijając resztki drinka, ze świadomością, że przez ten mdły smak nie zasnę, przez kolejne kilka dni.
Zawsze miałem problem ze snem. Byłem zmęczony, ale nie mogłem zasnąć, jakby mną coś wewnętrznie targało, jakby jakaś sprawa niewyjaśniona była. Więc tak leżałem, czasem nawet do rana, ze skutkiem daremnym.
Wszyscy kręcili się wokół, tańcząc na poplątanych nogach, tylko Ty siedziałeś na krześle obok stołu z jedzeniem. Gdybym tylko wtedy nie sięgnął po czekoladową babeczkę, wszystko byłoby inne, ale sięgnąłem, przy okazji rozlewając jakiś trunek w kubeczku. Rozbawiłeś mnie wtedy, bo tylko zmarszczyłeś brwi, kiedy ciecz spłynęła z blatu, plamiąc Twoje dżinsowe spodnie w okolicach ud. Popatrzyłeś na mnie, racząc mnie uśmiechem. Miłym, jakby ktoś zabrał wszystkie promienie słońca i umieścił je w Twoich ustach. Byłeś tak piękny, nieosiągalny, a jednak siedzący metr przede mną.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi, akurat było mi gorąco, trochę ochłody się przyda.
Czemu nie tańczysz?
-Nie mam z kim.- nachyliłeś się wtedy bliżej mnie, myślałem, że za pewne przez muzykę nie słyszałeś co powiedziałem, teraz wiem, że wszystko słyszałeś.-Nie lubię za bardzo, nie umiem też.
-Ja lubię, tylko, że wyglądam wtedy dziwnie, więc sobie odpuściłem.
Kiwnąłem głową, obracając się do kubeczków z piciem. Uparcie szukałem wody, zwykłej niegazowanej.
Pojawiła się ona sama, w butelce przez moimi oczami.
-Pewnie chodzi Ci o to.- zabrałem z Twojej, zimnej jak sople lodu, dłoni plastik, niemo dziękując. Uśmiechnąłeś się znów, chowając ręce do kieszeni kurtki. Dopiero później dowiedziałem się, że Twoje ręce zawsze są zimne. Mówią, że dłonie to odzwierciedlenie serca.
Rozmawiałem z Tobą do rana. Mówiłeś tak pięknie o swoich marzeniach, o uczuciach, ja tylko wspominałem o tym, że chcę wyjechać daleko, najlepiej do Alberty. Tam są lasy, góry, strumienie. Wtedy, tego w życiu pragnąłem najbardziej.
Około ósmej rano, kiedy deszcz ustępował miejsca słońcu, zebraliśmy sie do domu. Okazało się, że nie mam kluczy, więc będę musiał jechać po nie do właściciela, trzy godziny drogi od mieszkania albo poczekam do wieczora, a wtedy właściciel sam przyjedzie.
Zaproponowałeś mi, że mnie przygarniesz na te kilka godzin. Wahałem się i jaki ja wtedy byłem naiwny, że uległem.
Oglądaliśmy filmy, pozwoliłeś mi posłuchać jak grasz na keyboardzie. Potem pokazałeś mi prostą melodię, nauczyłeś mnie ją grac, do tej pory umiem. Klawisze były zimne jak Twoje dłonie.
Spotkaliśmy się jeszcze osiem razy, zanim chwyciłeś mnie za rękę. Poszliśmy na obiad, później jak zwykle zjedliśmy deser.
Przy jedenastej randce, pocałowałeś mnie. Twoje usta były ciepłe, rozgrzane i delikatne, muskając je nadal myślałem o twych zimnych dłoniach.
Raz poznałem Cię z moją mamą, miałem tylko ją, ojciec odszedł zanim się urodziłem. Była taką ciepłą kobietą, jedyną, ktora zawsze we mnie wierzyła.
Uczyła koreańskiego w pobliskiej szkole, ale spełniała się w poezji. Pisanie, czytanie, interpretacja wierszy, kochała to, czym jakiś czas po moich osiemnastych urodzinach mnie zaraziła.
Jedliśmy obiad, raczyłeś nas opowieścią, a kiedy wyszedłes do łazienki, ona popatrzyła na mnie smutnymi oczami i powiedziala mi 'Twe oczy tak tęsknię za nim patrzą, lecz jego nie obserwują Cię wcale'.
Nie lubiła Cię, wręcz się Tobą brzydziła i gdybym nie był wtedy wplątany w Twoje sidła, może i bym zauwazyl to, co ona. Ostrzegała mnie tyle razy, a ja jak zwykle nie chciałem słuchać.
Raz, zapoznałem Cię z moimi znajomymi. Zaprosiłem Ciebie i ich do siebie. Miałeś być wtedy wcześniej, żeby mi pomóc, ale spóźniłeś się, a ja wyczułem od Ciebie innego mężczyznę, obcy, słodki zapach.
Nie odezwałem się, miałem nadzieję, że sam mi powiesz, niestety milczałeś.
Chłopcy zebrali się około północy, tylko kiedy drzwi się zamknęły przeklinałeś pod nosem.
-Kurwa, co za idioci.
-Nie mów tak o nich, to mili ludzie.
-Idiotyczni, dawno nie spotkałem takich wieśniaków.- zacisnąłem palce na talerzach, które niosłem do zlewu.
-Ja też jestem takim 'wieśniakiem', są z mojego miasta.
Machnąłeś ręką, kierując się do łazienki.
-Pomożesz mi posprzątać?
-Przykro mi, słoneczko, idę się umyć, muszę jutro wstać.
Innego razu, po kolacji, na którą mnie zabrałeś całowaliśmy się na łóżku, zdjąłeś ze mnie koszulkę, potem spodnie i bokserki. Zrobiliśmy to, oddałem Ci siebie.
Potem zabrałes mnie na imprezę do Twoich przyjaciół. Był tam chłopak, któremu się podobałem i on Ci to powiedział. Usmiechnąłeś się wtedy, kiwnąłes na niego głową i wciągnąłeś mnie na piętro domu do swojej sypialnii. Kilka sekund później ten chłopak wszedł do pokoju. Przybliżył się do mnie, uciekałem wgłąb łóżka, bliżej Ciebie, ale Ty nie reagowałeś. Kiedy położył dłoń na moim udzie, strzepnąłem ją, miałem łzy w oczach, przerażenie odbierało mi mowę. 
Uspokajałeś mnie, że on nie zrobi mi krzywdy, że będziemy się bawić we trójkę.
Klęczałem na ziemi, podpierając się na łokciach, kiedy razem z nim dewastowałeś moje ciało. Mimo zimna, czułem jak Twoje dłonie wypalały gorące ślady w moich biodrach.
Po tym wszystkim on wyszedł, Ty zostałeś. Objąłeś mnie, owinąłem swoje nagie, brudne ciało Twoją bluzą, a drgawki, które wstrząsały moim ciałem, nie chciały przejść jeszcze kilka kolejnych tygodni.
 Przepraszałeś mnie za tamto, ogarnął mnie żal i poczucie winy, wyglądałeś tak niewinnie. Musiałem Ci wybaczyć, chciałem Ci wybaczyć.
Kiedy pewnego dnia zobaczyłem Cię na mieście z jakimś niskim chłopakiem, którego przytulałeś i smiałeś się do niego, jak nigdy do mnie, wróciłem do naszego wspólnego domu i ze spakowanymi rzeczami czekałem na Ciebie. Czekałem na ostatni widok Twych zimnych dłoni.
Kiedy zobaczyłeś mnie i spakowane torby, przetarłeś policzki i powiedziałeś mi 'A więc już wiesz'.
Kiwnąłem głową.
'Przecież Cie kocham'
Zabrałem wszystkie torby i odpuściłem mieszkanie, na odchodne rzucając 'Kochasz siebie, nie mnie'.
Wyjechałem do Alberty. Zatrudniłem się przy farmie kóz. Pilnowałem ich, karmiłem je, myłem.
I wreszcie spałem spokojnie.