wtorek, 27 grudnia 2016

Yoongi & Jimin Kwaśne winogrona

XDDDDDDDDDDDDDD
Tyle mogę o tym powiedzieć. Pisząc to, miałam taki śmieszkowy humor, że nie mogło wyjść nic poważnego. Nie bierzcie tego na serio XDDDD
Serio
Nie bierzcie tego na serio XDDDDDDD
Żeby lepiej zrozumieć, polecam przesłuchać "Sour grapes- San E i Mad Clown", najlepiej to ( https://youtu.be/sk4gGqqOQG8 ), bo są tam ważne adnotacje.
Także, enjoy i wgl XDDDDDDDD
Opis dodam później

Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie większy  sukces niż dostanie pracy w miejscu o którym zawsze marzyłeś, w zawodzie jaki zawsze budził Twoje zainteresowanie?
Bo Yoongi mógł. Miał jedno marzenie, pragnienie, coś, czego chciał bardziej niż wielkiego czekoladowego tortu. A kochał słodycze, warto wspomnieć.
Dzień, w którym zaczął pracę w wytwórni, osobiście uważał za jeden z tych najpiękniejszych. Do kategorii tych najbardziej zapamiętanych zaliczało sie też wspomnienie jego pierwszego seksu, który szczerze mówiąc, nie był jakoś specjalne wyrafinowany, wyniosły, czy nawet nie był rzeczą, którą warto było się chwalić. Doszedł w pół minuty, a jego partner nie zdążył nawet zajęczeć. Zawsze kiedy o tym myślał, chował twarz w dłoniach i marszczył nos, z uśmiechem na twarzy, co miał zwyczaj robić zawsze, kiedy czuł wstyd tak wielki jak przyrodzenie Kuksona- jego przyjaciela.
Kukson często zastanawiał się, dlaczego nadal koleguje sie ze starszym. Min nigdy nie raczył go dobrą radą, pochwalił go tylko raz, w dodatku po pijaku, do tego nigdy nie kupował mu droższego makaronu. Co z tego, że Jeon nawet nie lubił droższego ramenu? Chciał go chociaż zobaczyć, żeby móc poczuć sie kochanym przez swojego hyunga.
Bo go kochał. Oczywiście, nie tak jak swoje słoneczko, swojego mleczyka, najpyszniejszy kąsek na świecie, z udami jak marzenie, które wysmarowane Nutellą wyglądały jeszcze pyszniej. Kukson, Taehyunga kochał bardzo. Moze nie do końca czule, ale starał sie. Był zupełną amebą, myślał, że wiagra to wodospad, ale za to kochał zupełnie szczerze i oddanie.
Taehyung był za to po prostu dziwny. Podchodził do ludzi z pytaniem "Czy to Twój kasztan?". I nie robił tego, żeby poderwać daną persone, a po prostu był ciekaw, czy akurat ten kasztan nie wypadł komuś z kieszeni.
Kim, mimo wrodzonego wdzięku i gracji panienki, potrafił byc groźny, szczególnie w klubie, kiedy ktoś wepchał sie do kolejki do toalety. Rzucał sie wtedy, jakby miał wściekliźne, czy tez padaczkę. A padaczkę to on umiał udawać po mistrzowsku. Razu pewnego, kiedy na ulicy zaczepił go jakiś mężczyzna, z żądaniem kontaktu seksualnego z Kimem, ten wykorzystał jedyną wiedzę jaką wyniósł ze szkoły, przeglądając książkę do edb w której, swoją drogą, kochał bazgrać po postaciach z obrazków, którzy zawsze wyglądali jak ludzie ze stocku, i rzucił sie na ziemie, udając padaczkę. Niedoszły gwałciciel tak sie przestraszył, że uciekł z miejsca zdarzenia, a Taehyung mógł zachować dziewictwo, no przynajmniej do tamtej chwili. Miesiąc później spotkał Kuksona.
Yoongi z koleii, poznał Jeona, zupełnie zwyczajnie, na ulicy. Nie żeby, Kook żebrał na ulicy. Kiedy pierwszy raz zobaczył Mina, uprawiał jogging. I gdyby nie wrodzona wredota Yoongiego, który nie był w stanie powstrzymać swojej nogi przez podłożeniem jej młodszemu, tak, że ten wywrócił się i otarł sobie kolano, ich przyjaźń nie byłaby tak piękna, a właściwie nie byłaby wcale.
Do ich mini bractwa należał jeszcze jeden członek. Nie za wielki, malutki raczej. Na imię mu było Jimin i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Yoongiemu zawsze (znaczy od kiedy poznał Parka) chciał miał chłopaka, który miałby na imię Jimin. I co za zbieg okoliczności, Min pragnął, żeby wyglądał on dokładnie tak, jak prezentował sie młodszy.
O ile Yoongi nigdy nie lubił, kiedy ktoś mówił do niego" hyung", tak nawoływań Jimina, krzyczącego swoim słodkim głosikiem mógł słuchać w kółko. Miał kiedyś plan to nagrać i puszczać sobie przed snem, ale zrezygnował z tego, nie chcąc wyjść na zboka. W końcu, Jimin chyba wcale nie rozumiał, że kiedy Yoongi, podczas wspólnego ubierania małego baobabu (który zastępował im choinkę) na "Ale ładny" Parka, odpowiedział "Najpiękniejszy", nie mówił o drzewku. Nie miał też na myśli księżyca.
Min wiele razy starał sie wyrzucić z myśli młodszego. Starał się nawet zakochać w Dicaprio, ale do niego czuł tylko miłość fizyczną. W końcu, kto nie ubóstwiał Leosia?
Ale był on zupełnie inny niz jego, bo tak nazywał go publicznie (no dobra, nie publicznie, a we własnej głowie), sarenka.
Jimin był jak łania, o pięknych oczach i zwinnych ruchach. Yoongi czuł się jak lis, który nieważne jak bardzo sie starał, był zbyt kulawy, aby złapać swoją zdobycz. Nie dość, ze został postrzelony mentalnie, kiedy Jimin odsunął jego dłoń, od swojego policzka, to w dodatku, idealnie do przezwiska, młodszy był łamiącą serce łanią.
Min był święcie przekonany, że Park ma gdzieś jego miłość, stał się tak zaślepiony swoim udawanym cierpieniem, że nie widział tych sekundowych spojrzeń, drobnych uniesień dłoni, która po chwili rezygnowała, bojąc sie odrzucenia. A przecież dla Jimina każdy całus, jaki serwował starszemu, czy ten, który przesyłał w powietrzu, w wiadomości, czy też ten, którym obdarowywał go naprawdę, z reguły udając pijanego, znaczył dla niego więcej niż dobre jedzenie lub co więcej, stawiał go ponad pizzą.
I gdyby nie to, że zarówno Tae, jak i Kukson, w pore postanowili działać, zapewne ani jeden, ani drugi nigdy nie odważyłby sie zrobić nic więcej, niż patrzeć na ukochanego z drugiego krańca kanapy.
Może i krzyczenie na "trzy cztery" imion swoich przyjaciół, dodając do tego "jest w Tobie zakochany" nie bylo zbyt mądrym pomysłem, aby połączyć zakochanych, ale chłopcy też  zbyt mądrzy nie byli. Chwilę później, ameba, wraz ze swoim słoneczkiem, uciekli z pokoju, chcąc uniknąć spojrzeń pełnych jadu, posyłanych przez przyjaciół. Cisza trwała może minutę, dwie, godzinę, ale dla nieśmiałych chłopców, była ona torturą.
-A więc...-  zbiegim okolicznosci, zaczęli mówić w tym samym momencie. Starszy, niby z uprzejmości, pozwolił młodszemu zacząć. Tak naprawdę, nie wyrwał sie pierwszy, tylko dlatego, że bał sie zbłaźnienia.
-To co mówili...hyung...ja mam nadzieję, ze to prawda. Bo ja Ciebie też kocham. Nie jak brata, czy mamę, może nie az tak jak mojego psa, ale bardzo i hyung, mam nadzieję, że Ty chciałbyś ze mną być. Moge Ci za to zrobić kanapki, jeśli sie zgodzisz.- małe rączki Jimina, zaciskające się na drobnych ramionkach, skutecznie rozpraszały Yoongiego, ale ten mimo wszystko, starał sie słuchać. I dzięki Bogu, że sie starał, bo młodszy nie miał zamiar powtarzać tej kompromitacji.
-Jimin... bardzo Cię kocham. Tak bardzo, że az trudno mi to wyrazić słowami. Mógłbym Ci to nawet zaśpiewać, ale nie jesteśmy w bajce Disneya i nie umiem śpiewać. Więc musisz mi po prostu uwierzyć, że bardzo Cię kocham.
Blada dłoń starszego, delikatnie zacisnęła sie na tej, należącej do młodszego. Ten odwzajemnił uścisk, czując jak na jego policzki występują rumieńce. Wreszcie, od początku rozmowy, odważył sie spojrzeć w oczy swojego ukochanego i nie żałował, bo naprawdę zobaczył w nich błysk. Zbliżył swoje usta do twarzy swojego hyunga i pocałował go. Szczerze, prawdziwie, juz bez tej durnej otoczki bromancu. Wreszcie mógł ułożyć swoje dłonie na policzkach starszego i poczuć jak jego ręce delikatnie gładzą go po biodrach. Był w stanie przekonać się, jak to jest kiedy starszy zaczepił jego język swoim własnym i jak miłe to było uczucie.
Jimin oderwał sie od ust swojego, juz od tamtej pory chłopaka, patrząc mu w niemalże czarne oczy. Yoongi naprawdę nigdy by nie pomyślał, że będzie w stanie mieć w swoich dłoniach młodszego, który nie będzie juz tylko kumplem, a jego wymarzonym winogronem.
-To co, zrobisz mi te kanapki?
Jimin zaśmiał się, na tą uroczą wypowiedź, kładąc głowę na piersi Yoongiego. Min nie rozumiał o co chodzi, naprawdę miał ochotę na  kanapkę.
Możecie wierzyć lub nie, ale ta historia wydarzyła się naprawdę. Od tamtej pory, Yoongi nie zasypiał już z myślą "Jak sprawić, żeby Jimin go pokochał", a z Parkiem w swoich ramionach. I kochali się swoją koślawą miłością. A winogrona wcale nie były takie kwaśne.

piątek, 23 grudnia 2016

Today I love you V

Ajm bek
Wesołych świąt, bez samobójstw i takie tam



Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O królu łez/ V
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Gdy ktoś pytał Jungkooka, czy jest coś, czego się w życiu boi, zawsze mówił, że nic go nie przeraża. Pomyślał o tym w momencie, w którym serce biło mu jak oszalałe, krew pulsujacają w żyłach odczuwał nawet w dłoniach, w momencie, w którym zasiadał na małym plastikowym krzesełku obok pacjenta kliniki.
-Myślisz, że jeśli namaluje zwierzęta, będzie w porządku?- chłopak odwrócił wzrok w kierunku Jungkooka, który zaciskał dłonie na kolanach tak mocno, że kostki mu pobielały.
-Myślę, że to świetny pomysł. Jakie zwierzęta miałeś zamiar namalować?- spokoj w głosie lekarza zaskoczył nawet jego samego.
-Może jakiegos lisa albo psa? Lubię psy, tylko dawno żadnego nie widziałem.
Jungkook pokiwał głową, starając się nawet nie zerkać na swojego rozmówcę.
Szybko pomógł mu namalować wspomnianego wcześniej zwierzaka, po czym juz chciał odejść, dumny z tego, że był w stanie utrzymać emocje w ryzach, kiedy pacjent złapał go za nadgarstek. Jeon bezmyślnie skierowal wzrok na oczy Taheyunga, w których nie widział nic. Były jakby puste, zaćmione, nieobecne.
-Dzięki za pomoc... Jung, tak?
-Jeon.
~*~
Jak trudno bylo utrzymać łzy, kiedy dawno zranione serce dawało o sobie znać. Bolało, kiedy Jungkook myślał o przeszłości, kiedy myślał o teraźniejszości, bolało nieustannie. Nie był nawet w stanie wstać z podłogi, na którą upadł po powrocie z kliniki. Krztusił sie łzami, z trudnością łapiąc powietrze w płuca. Mial nadzieję, ze wszystkie ataki paniki, jakie nawiedzały go jeszcze kilka lat temu, zniknęły bezpowrotnie, jednak te w końcu dały o sobie znać.
Ślina skapywała po brodzie, żałośnie łkającego, jak małe dziecko trzydziestolatka.
Chciał wstać, otrząsnąć się, wyjść z domu i udawać, że wszystko jest okej. Czuł sie jakby umierał. Jakby umierał z miłości.
~*~
-Jeny, jestem pełen podziwu, ja nie miałbym tyle odwagi, żeby pracować w szpitalu.- Taheyung nawet nie zdawał sobie sprawy, jak uroczo wygląda, zakładając bombki na choinkę, w kolorze butelkowej zieleni.
-Mama chciała, żebym to robił.
-Ja tam nigdy nie słuchałem rodziców, po co oni komu? Nic nie rozumieją i starają sie wtrącać do naszego życia, niewazne, czy masz pięć, czy piędziesiąt lat.
- Nie mow tak. To im zawdzięczasz, że żyjesz.
-To nie ja sie prosiłem, żeby być na tym świecie.-  mniejszy uśmiechnął się, zakładając dwie różowe ozdoby na uszy Jungkooka.
-Rodzice są ważni i doceniasz ich, dopiero kiedy znikają i nigdy nie wracają. Moj ojciec tak zrobił. Nawet nie zdążyłem go poznać.
Kook popatrzył na zdezorientowaną twarzyczkę Kima, która niemo przepraszała. Niby niespecjalnie wpędził Tae w poczucie wstydu, ale miał w tym odrobinę satysfakcji. Chciał tylko, zeby Taehyung docenił to, czym go obdarowano.
-Nieważne, wieszajmy bombki.
-Wiesz co mówi bombka do bombki? Chyba zaraz nas powieszą.
Jungkook lekko sie zaśmiał, zaraz kładąc swoją dużą dłoń na tlenionych włosach Kima. Poczochrał je, na co mniejszy zmarszczył nosek. Jeon uwielbiał to robić, przecież Tae Tak uroczo sie złościł.
-Będę się już zbierał. Jak kupię choinkę, to tez masz mi pomóc ją udekorować.
-Tak jest, kapitanie.- blondyn przyłożył dłoń, do czoła, salutując młodszemu.
-Więc odezwij się, jak ją kupisz. Mam nadzieję, że zrobisz to jak najszybciej.
Jungkook przytaknął, pożegnał sie z mniejszym i opuścił mieszkanie, po drodze prawie wywracajac się o pudelko z 'magnetic sand'.
Znali się z Taehyungiem dwa tygodnie, a w tym czasie zdążyli spotkac się z pięć razy. Młodszy sam nie wiedział, jak to jest, że ten chlopak, od ktorego charakter miał tak różny, zawrócił mu w głowie. Mimo, że Tae był po prostu dziwny, miał w sobie urok. Nawet to, ze kiedy wciskał przyciski w pilocie, za każdym razem mówił 'pup' lub jego 'podryw' znaczy zaczepianie ludzi na ulicy i mówienie 'pachniesz jak mydło', Kook uważał za cudowne. Nawet dekorowanie choinki w połowie września.
Nie mógł powiedzieć, że sie zakochał, bo było to za wcześnie, poza tym jako student medycyny uważał 'zakochanie' za szereg procesów w organizmie, a nie za głęboko zakorzenione w sercu uczucie, ale zdecydowanie był zauroczony całym Kimem Taehyungiem.
~*~
-A jak tam z robieniem za tatusia?
-Zależy co masz na myśli.-Kook miał ochotę uderzyć Jimina, za ten beznadziejny żart, który nie był nawet realny, ponieważ Park był bottomem.
-Moje maleństwo jest cudowne, wiesz, że ją kocham.
-A jak z Hoseokiem?
-Nie mówiłem Ci? Rozstaliśmy sie.- Kook o miało co nie wypluł kawy, której łyk upił kilka sekund wcześniej.
-Żartujesz? Taka przykładna para jak wy?
Jungkook przez całe swoje trzydziestoletnie życie nie poznał bardziej przykładnej pary, niż Jimin i Hosoek. Nigdy się nie kłócili, rozumieli bez słów i dali by sie pociąć za siebie nawzajem.
-Hoseok powiedział, że nudzi mu sie takie życie  i, że brakuje mu adrenaliny, więc powiedziałem mu, że nie bede tęsknił. Wyprowadził sie tego samego dnia, palant.
Kook już chciał podejść, aby przytulić przyjaciela, lecz ten powstrzymał go, otwierając usta.
-Nie ma co tego rozdrapywać. Przynajmniej nie zabrał ze sobą naszego psa.

czwartek, 24 listopada 2016

Today I love you IV



Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, jak przypadki chodzą po ludziach/ IV
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Przez cały tydzień, Jungkook chodził do pracy spięty jak struna. Mimo tego, że obiecał sobie, jak i Jiminowi, że pojawi sie na zajęciach grupy,  a nawet zorganizuje jedno z ćwiczeń, zbierał się naprawdę długo. Przez dziesięć minut cały czas wyjmował, po czym chował do swojej szuflady notatnik i długopis.
Dni były ciepłe, a serce Jeona czuło się zupełnie na odwrót. Już nawet nachodziła go myśl, że to on powinien zająć miejsce pacjenta, bo przez nerwy i stres, nie spał po nocach.
Kiedy w końcu chłopak się zebrał, minął schody i w końcu pojawił się w sali numer 14, która pełniła funkcję pracownii artystycznej. Farby, sztalugi, płótna mniejsze i większe walały się po półkach szaf, z ciemnego drewna.
Zauważył czuprynę swojego przyjaciela, który rozmawiał z kruchą brunetką, chorą na bulimie. Chciał mu powiedzieć cześć, lecz przeszkodziło mu w tym szarpnięcie za nadgarstek. Brunet ugiął się, lądując na kolanach, obok skulonej postaci, która znów miała na sobie ten wściekle różowy sweterek.
-Co robimy?- Jungkook bardzo polubił tą psotną nastolatke. Dziewczyna miała humor, nieustannie dogryzała Parkowi.
-Jimin oppa kazał nam namalować krajobraz, a mi się nie chcę, bo to idiotyczne, więc sie chowam, żeby nie kazał mi malować.
-Wiesz, że Oppa to słyszy?
Dziewczyna skrzywiła się na głos starszego z lekarzy, który stał obok biurka, będącego ich kryjówką.
-Szlag.- pacjentka wywrócila oczami, po czym podniosła się do pionu, ciągnąc za sobą rozbawionego Jeona. Usiadła na stołku, wreszcie puszczając jego nadgarstek. Kooki przeprosił ją, po czym odszedł w stronę teczki, z konspektem zajęć. Jimin przyszedł chwilę później, prosząc go o obejście każdego z pacjentów, w celu sprawdzenia, na jakim etapie pracy są.
Jungkook przytaknął, wcale nie zadowolony z pomysłu. Wolał zostać na swoim miejscu i do końca życia przeglądać ten jeden, głupi dokument.
Kątem oka zauważył chłopca, w trakcie przemówienia którego zwiał z zajęć grupy. Starał sie nie myśleć o tym, że w końcu nadejdzie kolej na rozmowę również z nim. Przez dłuższą chwilę rozmawiał z chłopakiem, o granatowych włosach, jakiego koloru ma byc strumyk, będący centrum namalowanego krajobrazu. W końcu, wspólnie zmieszali biały z odpowiednią ilością 'morskiej bryzy', 'nieba na zaharze' i 'lodowej kałuży', dzięki czemu uzyskali kolor, podobny do habrów. Jungkook namalował kilka plam na kremowym płótnie, jeżdżąc włosiem pędzla po zaznaczonym wcześniej konturze strumyka. Nigdy nie miał talentu do prac plastycznych, więc poklepał granatowołosego i udał sie do następnego pacjenta.
Przez miłą rozmowę, przeprowadzoną z wcześniejszym chorym, zapomniał, że następnym stanowiskiem do obskoczenia jest to, przy którym siedział chłopak, z palcami brudnymi od ciemnozielonej farby, chłopak, z którym spotkania tak bardzo unikał.
Jungkook zacisnął mocno pięsci. Kilka kropel potu pojawiło się na jego bładych skroniach, kiedy kilka razy powtórzył sobie w głowie "bądź dzielny'. Niepewnie stawiał stopy na miękkim dywanie, przykrytym folią malarską.
Pacjent nadal dotykał obrazu umoczonymi w farbie opuszkami palców, jakby w ogólnie ogóle nie słyszał zbliżającego się lekarza.
Jeon stanął za chłopakiem, a jego serce ledwo dawało radę z pompowaniem krwii. Biło tak mocno, że Kook miał wrażenie, że dostanie zawału i umrze. A nie chciał umierać, miał tylko trzydzieści lat i kupę życia przed sobą.
Nie odzywał się, po prostu stał i patrzył na zgrabne dłonie artysty. Prawie przestał oddychać kiedy tamten przyciągnął do siebie drugie  krzesło i poklepał je dłonią.
-Przecież nie gryze.
~*~
Dzień zapowiadał się ładnie, kiedy Jungkook otworzył oczy. W trakcie robienia śniadania, zobaczył za szybą kuchennego okna, czarne, burzowe chmury, więc po obwiązaniu grubego, czarnego szalika wokół szyii, z komody w przedpokoju wyciągnął składaną parasolkę.
Wyszedł pół godziny przed spotkaniem, żeby być troszeczkę wcześniej przed umówionym miejscem. Na nogach doszedł do Lotte Worldu, widząc pod jego bramą młodego chłopaka. Oprócz niego nie było pod budynkiem nikogo innego, więc Jungkook pewnym krokiem skierował się w jego stronę. Nawet nie wiedział, czy to on, bo oprócz miejsca i godziny spotkania, znalazca nic mu o sobie nie powiedział, wobec czego nie wiedział nawet po czym go rozpozna.
-Hej, Taehyung?- Brunet podniósł głowę, marszcząc gęste brwii.
-Niestety.
Kook przeprosił, stając w bezpiecznej odległości od nieznajomego. Najchętniej wróciłby do domu, położył sie pod łóżkiem i już nigdy stamtąd nie wychodził, tak mu bylo wstyd.
Po piętnastu minutach, Jeon usiadł na krawężniku, obok bramy głównej Lotte, zmęczony czekaniem.
Kiedy Kook był już w trakcie przeglądania drugiego folderu memów, na telefonie Jimina, poczuł czyjąś obecność obok siebie, a konkretnie nad sobą.
-To Ty zgubiłeś telefon?-  Jeon podniósł wzrok, a to co zobaczył przygniotło to mentalnie. Piękne, delikatnie rozsunięte powieki, pod którymi kryły się tęczówki, czarne niczym węgielki.
-Tak... tak, to ja.- Jungkook szybko się podniósł, po czym strzepał z ud i pośladków kurz. Wystawił w kierunku nowopoznanego dłoń, którą ten anemiczne, zupełnie bez chęci i siły, uściskał.- Jestem Jungkook, czy Kooki, jak tam wolisz.
-Taehyung, po prostu Taehyung.
Jeon spuścił głowę, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Nie było mu zimno, a raczej niezręcznie.
Tae też nie wiedział co powiedzieć, ale w jednej chwili zapaliła mu sie nad głową czerwona lampka, przypominająca mu o celu tego spotkania. Z tylnej kieszeni spodni wyjął telefon, podając go Jungkookowi. Ten cicho podziękował, a czując na skórze pierwsze krople zimnego deszczu, wyciągnął dłoń do przodu. Z każdą minioną chwilą, krople zaczynały padać na rękę Kookiego, z coraz większą intensywnością. Rejestrując to, Jungkook rozłożył czarną parasolkę. Dopiero kiedy deszcz przestał moczyć jego ciało, zwrócił uwagę na Taehyunga. Ten tylko założył na blond czuprynę kaptur czarnej bluzy.
-To co? Skoro juz tu jesteśmy, może dasz mi sobie podziękować i pójdziemy do Lotte?- Jeon wyjątkowo miło sie uśmiechnął, delikatnie rozkładając ręce w zachęcający geście, sam nie wiedział czemu to zrobił.
-Byłem juz na wszystkim w Lotte. Możemy iść na jakieś jedzenie albo cos słodkiego, bo zaczyna padać coraz bardziej.-  Tae ukazał Jungkookowi swoje proste zęby, ułożone w ciepłym uśmiechu. Jaki on był rozkoszny!
Jeon naprawdę myślał, że przez całą drogę będzie się męczył, tą przygnębiająca ciszą. Jednak jego prośby zostały wysłuchane, a ż każdym kolejnym zdaniem, chłopcy mieli coraz więcej wspólnych tematów. Od filmów, do gier, po ulubioną książkę, rozmawiali o wszystkim, jakby byli starymi przyjaciółmi.
-Nie chcieli mi sprzedać piwa. Ja rozumiem, że nie wyglądam na swoj wiek, ale przecież nie mam czternastu lat!- Taehyung dzięki gestykulował, co chwilę racząc Jeona ślicznym śmiechem.
-Na swój, czyli jaki?
-Zgaduj.- Jungkook nie lubił zgadywnanek, ale chłopak prezentował się tak uroczo, że nie mógł przerwać mu zabawy.
-No nie wiem. Czternaście?
Taehyung zmarsczył nosek, który drgał, prawie niedostrzegalnie. Zaraz uśmiechnął się, nie mogąc być spokojnym, kiedy Kook miał minę, jakby chciał, ale nie mógł.
-Dwadzieścia cztery, mój drogi.
-W takim razie mam Ci mówić hyung?- starszy, z szeroko otworzonymi oczami spojrzał na Jeona, którego ego ucierpiało, dowiadując się, że ta kulka radości jest starsza od niego. Lubił mieć kontrolę, a ze starszymi rzadko mógł tego dokonać.
-Żartujesz? Myślałem, że jesteś co najmniej dwa lata straszy.
-Dwa lata tak, ale nie starszy.
Podejrzenia Taehyunga, patrząc na wygląd Jungkooka byly jak najbardziej do przyjęcia. W porównaniu z chudym ciałkiem starszego, mógł chwalić sie wyrobionymi mięśniami.
Może nie wszystkim, bo ćwiczeń na brzuch nie robił już z pół roku, ale i tak prezentował się bardziej męsko niż Tae.
Kiedy w końcu chłopcy dotarli do kawiarnii, Kooki przepuścił Taehyunga, przez co na policzkach starszego pojawiły się delikatnie rumience, chłopcy usiedli przy stoliku w rogu. Zamówili po szarlotce z bitą śmietaną, w duecie z gorącą czekoladą, po czym zaczęli zajadać się deserem.
-Jejku, kocham jabłecznik bardziej niż wszystko inne.
-Ta jest wyjątkowo dobra, ale osobiście wolę Brownie.- Jungkook otarł kąciki ust chusteczką, po czym zamiast zabrać sie za dalsze jedzenie, wlepił wzrok w uroczą postać przed sobą. Miał wrażenie, że mógłby spędzić resztę życia w towarzystwie blondyna. Był uroczy, zajadając się deserem. Ogólnie był uroczy.
-Słodycze są pyszne. Nie rozumiem ludzi, którzy nie wpierdalają jedzenia.- Kook zaśmiał sie odrobinę za głośno, na wspomnienie zabawnego filmiku z Internetu. Starszy aż otworzył oczy ze zdumienia, nie sądził, że brunet doszedł do końca internetu.
-To stary mem, Taehyung.
-Memy się nie starzeją, to ludzie dorastają.
Jeon odsunął talerzyk, zakładając na twarz ciepły uśmiech, już chciał uraczyć starszego jakimś tekstem z internetu, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Przeprosił Tae, wyciągając urządzenie z kieszeni i odszedł od stolika, kierując sie na zewnątrz lokalu.
-Czego?
-Co masz taki zły humor? Nie dał Ci sie dobrać do swojego tyłeczka?
-Zazdrosny?
-Może, w każdym razie nie ważne. Przypominam, że o dwudziestej masz byc w domu, bo idziemy na bajlando.
-Wiem, ale przecież mam dużo czasu.
-Nooo, piętnaście minut.
Jungkook zakrztusił się powietrzem. Nie chciał zostawiać Taehyunga, ale jednocześnie naprawdę chciał iść na tą imprezę.
Wrócił do kawiarni, wcześniej klnąc pod nosem.
-Taehyung, przepraszam, ale muszę wracać do domu, mój przyjaciel ma jakiś problem.- Jeon brzydził się kłamstwem, nie lubił go, a jednak oszukał nowo poznanego. Był cholernym hipokrytą.
-Nie ma sprawy, idź jeśli musisz.- Taehyung uśmiechał się miło, wycierając dłonie w chusteczkę.
-Napiszę.- brunet pomachał telefonem, pożegnał się i juz go nie było.
Naprawdę miał zamiar się odezwać.

wtorek, 15 listopada 2016

Today I love you III


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, co robi alkohol/ III
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

-Kooki, słoneczko Ty moje, daj hyungowi buziaka.- Jimin złożył usta w dziubek i niebezpiecznie przybliżył się do twarzy swojego dongsaenga.
-Hyung, daj spokój.- brunet starał się wyplątać z mocnego uścisku Parka, lecz temu jak na złość, przybywało siły, wraz z kolejnymi kieliszkami wypitego alkoholu.
-Kooki, hyung Ci się odda, możesz mnie nawet przelecieć, ale Boże, zrób coś ze mną.
Młodszy delikatnie się uśmiechnął i zjechał dłonią na podbrzusze Jimina. Podwinął jego granatową koszulkę, a palcami gładził lekko wyrzeźbiony brzuch. Kiedy poczuł, że Park połknął haczyk i rozluźnił uścisk, gwałtownie sie od niego odsunął, przez co na twarzy starszego zawitało rozczarowanie.
-Idź lepiej spać, bo gadasz głupoty. Dobranoc, hyung.
Kooki ucałował miękki policzek Parka, po czym opuścił pomieszczenie, ignorując nawoływania Jimina. Hyung zawsze zachowywał się jak totalny pajac, kiedy wypił, ale kiedy przyćpał było jeszcze gorzej, więc Kooki nie mógł narzekać. W końcu Park wypił tylko kilka butelek piwa.
Brunet przetarł oczy dłonią, był tak zmęczony, jakby całą noc tańczył, a on tylko niańczył swojego hyunga i pilnował jego tyłka, zeby przez przypadek nie zawędrował do dark roomu.
Jungkook wziął szybki prysznic, ubrał się w dresy oraz koszulkę, w których spał poprzedniej nocy i zawędrował do pokoju. Po upewnieniu się, że Jimin śpi, położył sie obok mniejszego, przykrywając się miękkim, czerwonym kocem. Nie miał wyboru, ponieważ hyung zabrał mu calusieńką kołdrę. Ale co miał zrobić? Przecież nie mógł zrzucić Jimina z łóżka, kiedy ten śpiąc wyglądał jak najsłodsza istota na świecie.
~*~
-Wracam za pół godziny, możesz czekać u mnie.- brunet zbiegał po schodach uczelni, prawie wywracając sie o własne nogi. Nie, żeby nie ufał starszemu, ale nie był na ostatnim wykładzie z neurologiem, więc nie chciał, żeby ten go zobaczył. Narobiłby sobie wtedy wstydu.
-Gdzie masz kolekcję GEJzera miłości?
-Mogę Ci pokazać mój własny gejzer miłości jak przyjdę.- Jimin cicho się zaśmiał, a Kooki dałby sobie rękę uciąć, że starszy kręci głową.
-Z chęcią, mam sie jakoś przygotować?
-Lepiej tak, jak jungcock Cię dopadnie, to nie będzie litości. Muszę kupić bilet, więc do zobaczenia w domu.
Brunet nie czekał na odpowiedź, szybko sie rozłączył, po czym kupił wspomniany bilet, skasował go i zanim się obejrzał, zdejmował buty do mieszkania.
-Wróciłem bruh.
-Cześć bruh.
Jimin siedział na beżowej kanapie, z nogami wywalonymi na stół. Nie przerywał patrzenia w ekran telewizora, zajadając się ramenem, który znalazł w lodówce.
Jungkook usiadł obok niego, przyłączając się do oglądania. Oparł głowę o drobne ramie mniejszego, czując nieprzyjemnie wystającą kość. Cały czas powtarzał hyungowi, żeby choć trochę przytył, bo robił się z niego wieszak.
Resztę dnia spędzili na leżeniu, rozmowach i jedzeniu ciastek, po które o dwunastej w nocy hyung pobiegł. Zasnęli na kanapie, oglądając powtórkę maratonu Jamesa Bonda.
~*~
Spóźniony na wykład, biegł do tramwaju. W pośpiechu, nawet nie zauważył, że telefon wysuwa sie z tylnej kieszeni jego poszarpanych jeansow.
Na uczelni, przez cale dwie godziny nasłuchał się o budowie anatomicznej kości miednicznej, po czym zmęczony wczesnym wstawaniem i chłopakiem, który siedział obok i nawijał jak katarynka, wrócił do pustego mieszkania.
Czasem miał wrażenie samotności. Mieszkanie samemu miało plusy, nikt mu nie rozkazywał, nie krzyczał "Jungkook, do cholery, ubierz koszulkę!", mógł żyć po swojemu, wracać o której chciał, sprowadzać kogo chciał, ale nie czuł w tym żadnej frajdy. Chciał kogoś kochać, chciał byc kochany, lecz nie miał ambicji kogoś takiego szukać.
Postanowił przejść się na spacer, żeby uwolnić głowę od nieprzyjemnych myśli i w momencie, w którym miał opuszczać mieszkanie, przez drzwi wparował Jimin. Głośno dyszał, przez bieg do mieszkania Jeona.
-Ale z Ciebie ciapa. Zgubiłeś telefon.- chłopak przyłożył mi swoją komórkę niemal pod same oczy, przez co i tak nie mogłem nic zobaczyc.
-Przecież mam go-
Sięgnąłem dłonią do tylnej kieszeni spodni i zamarłem, kiedy pod palcami nie wyczułem charakterystycznego wybrzuszenia.
-Ktoś do mnie, z Twojego numeru, napisał, że go ma.-Brunet pochwycił urządzenie, chcą sprawdzić treść smsa.
"Jestem Taehyung. Znalazłem ten telefon dzisiaj, obok Lotte worldu. Chciałbym Ci go oddać."
Jungkook natychmiast zabrał się za składanie odpowiedzi. Tak rzadko zdarza się, żeby ktoś obcy oddał zagubiony przedmiot, że aż trudno mu było uwierzyć.
"Z tej strony Jungkook, to ja zgubiłem telefon. Dziękuję, że chcesz mi to zwrócic. Może umówimy sie jutro obok głównej bramy lotte worldu, skoro obaj wiemy, gdzie on jest? :)"
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
"W porządku. Mogę tam być o trzynastej'
"Dobrze, też się zjawię."
Brunet oddał Jiminowi jego własność i skierował sie do kuchni, zdejmując po drodze kurtkę i buty. Modlił sie tylko, żeby znalazca nie wpadł na pomysł przeglądania jego galerii. Miał tam dużo dziwnym zdjęć, od własnych selek, po zdjęcia penisa Jimina. To nie tak, że sam je robił, to starszy zabierał mu telefon i kiedy ten nie patrzył, zapisywał obrazy swojego prącia na karcie Kookiego. A kiedy Jeon był naprawdę zdesperowany, używał ich do pomocy ze swoim intymnym problemem.
~*~
-Kukson, wiesz, że nie możesz wlewać w siebie tyle kawy, jeszcze Ci serce stanie.
-Nie kracz.
Jeon mimo pouczeń ze strony starszego nie miał zamiaru zaprzestać moczenia warg w ciemnym napoju. Był cholernie niespokojny, a zawsze uważał kawę za najlepszy środek do ukojenia nerwów. Mimo, że w tamtym momencie ani trochę nie uspokoiła drżenia rąk, a tylko je spotęgowała, nalał sobie kolejną połowę kubka. Gdyby tylko nie dłoń Jimina, zapewne zalałby go do końca.
-Dzieciaku, co się stało? Wyleciałeś z grupy, jakbyś zobaczył ducha. Jeśli nie chcesz, to nie mów, ale sie o Ciebie martwię.
Jeon popatrzył na starszego oczami pełnymi podziękowania i wdzięczności za okazaną pomoc. Przytaknął, ale nic nie powiedział, tylko wtulił sie w ciepłe ciało mniejszego. Stali tak chwilę, aż Jungkook nie odważył sie otworzyć ust.
-Ja po prostu znam tego chłopaczka, tego co mówił ostatni i głupio się poczułem. Przepraszam, że stchórzyłem.- wyższy mocniej zacisnął dłonie na materiale koszuli Parka.
-Nic sie nie stało, nawet najlepszym się zdarza. Co Ty na to, żeby po pracy iść na jakieś soju, jak za dawnych czasów? Najebiemy się, będzie git.
Jungkook aż nie mógł wyjść z podziwu, jakim jego hyung może byc pocieszeniem. Zgodził się, po czym wypuścił Jimina z uścisku.
Przez resztę dnia, na polecenie oddziałowego, rozdał leki w każdym z pokojów, przepisał dwie karty pacjenta, do nowych rubryk i czekał na Jimina w ich małym salonie. Rozmasował ramię, które w pewnym momencie, kiedy podawał jednej z pacjentek tabletki, niebezpiecznie strzeliło, ból poczuł nawet w łokciu.
Park zjawił się po chwili, zgarnął wszystkie swoje rzeczy, po czym przyjaciele wspólnie skierowali się do pobliskiego baru.
-Pamiętasz tą dziewczynę, która pisała do mnie ostatnio?- Jimin mocniej owinął sie szalikiem, chcąc ukryć czerwone od zimna policzki.
-No, pamiętam. Co z nią? Randkujecie?
-Okazało się, że jest ode mnie o pięć lat młodsza.
-Umawiasz się z dwudiesto-dziewięcio latką?
Jimin zatrzymał się na środku drogi, piorunując Jungkooka wzrokiem.
-Dwudiesto-dziewięcio latką? Jest o pięć lat ode mnie młodsza i ma dwadzieścia-dziewięc lat? Czy Ty w ogóle wiesz ile ja mam lat?
Jungkook przełknął ślinę, przecież nie mógł pomylić daty urodzenia hyunga.
-Nooo, trzydziesci-cztery?
Jimin kopnął młodszego chłopaka w goleń, na co tamten boleśnie zajęczał.
-Trzydzieści-dwa, pacanie.
Jungkook zaśmiał się cicho, nadal romasowujac obolałe miejsce.
Z późniejszej rozmowy wynikło, że nowa sympatia Jimina, wcale nią nie jest, bo starszy zaczął umawiać się z Yoongim. Jungkook był naprawdę zaskoczony, bo Park i Min to dwa zupełnie różne światy, ale hyung zapewnił go, że starszy dobrze sie nim zajmuję, więc Jeon nie zamartwiał się zbyt długo.
Kiedy wreszcie dotarli do baru, zamówili po piwie, potem po kolejnym. Wyszli z knajpy dopiero po trzeciej butelce soju, prześpiewaniu całego repertuaru na karoke i pijani jak najgorsze menele, ułożyli sie na hamakach, w ogródku baru.
Jimin zasnął całkiem szybko, Jeon zapadł w sen dopiero kilka minut później.
Ledwo co kontaktował ze światem, lecz uśmiechał sie pod nosem, myśląc o kacu, który dopadnie go następnego dnia.
"Jeon Jungkook, jesteś żałosny."

sobota, 12 listopada 2016

Today I love you II


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, jak szybko łapie nerwica II
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Jungkook wstał chwilę po siódmej, zanim jeszcze budzik zadzwonił. Yoongiego nie było, kiedy otworzył oczy. Domyślał sie, że starszy musiał iść do pracy.
Chłopak szybko oporządził się w toalecie, przebrał się w strój, jaki przystało nosić lekarzowi w klinice. W porównaniu do poprzedniego dnia wyglądał znacznie lepiej. Wyspał się, przez co cienie pod oczami straciły na intensywności, cera, przez dzbanek wody, którą na noc wypił, wydawała się wyglądać na zdrowszą i młodszą. Kooki lubił wyglądać młodo, chciał się czuć jakby znów miał te dwadziescia-cztery lata, bo mimo tego, że nie żałował wybory swojej pracy, to doskwierała mu myśl, że nie wybawił się dostatecznie. Dlatego właśnie tak często umawiał się z Jiminem. Przy starszym miał wrażenie, jakby młodniał, może dlatego, że przeżył z nim pierwszego skręta, pierwsze zalanie w trzy dupy, jak i pierwszy kontakt seksualny, a także  każdy rok swojej edukacji. Poznali się odkąd Jungkook poszedł do pierwszej klasy, jako uroczy siedmiolatek. Wtedy też organizowane były zajęcia chóru, na które zarówno Jimin i Jeon zdecydowali się iść. Już na pierwszych zajęciach, pani prawie ich wyrzuciła, za przepychanki. Cóż poradzić na to, że i pierwszoklasista i trzecioklasista chciał zająć miejsce na krześle, z mięciutką poduszką? W efekcie ich małej sprzeczki, resztę spotkania spędzili na ziemi, śmiejąc się z wyglądu ich Pani oraz głupich min, jakie robili inni, kiedy śpiewali.
Jungkook zabrał z lodówki sałatkę, którą na wypadek trzymał w pudełku, po czym udał się do kliniki. W ośrodku dostępne były obiady i różnego rodzaju pierwsze, trzecie i ósme śniadania, ale Kook nie lubił jeść jedzenia, jeśli nie widział jak bylo zrobione. Dużo sie przecież słyszy o tym, że pracownicy plują do zup, które gotują.
Dojechał do pracy w czasie krótszym niz zazwyczaj, ludzi też było jakoś mniej. Dopiero potem uświadomił sobie, że wsiadł do busa, który jechał o dziesięć minut wcześniej niż ten, którym miał plan jeździć zawsze.
Kiedy przyszedł, w ich pokoju, na fotelu, siedział Jimin. Miał zamknięte oczy, jego klatka unosiła sie równomiernie, straszy chłopak chyba spał. Jungkook, jak na dobrego przyjaciela przystało, przykrył go kocem, który leżał na kozetce obok fotela. Park zasłużył na odpoczynek, po całonocnym dyżurze, szczególnie, że z tego co zdążył posłuchać, kiedy przechodził obok pań sprzatających, ktoś się w nocy powiesił.
Jimin zawsze chciał byc lekarzem, a że nie był w stanie nawet myśleć o patrzeniu na czyjąś agonię, został psychiatrą. Miał nadzieję, że chociaż w taki sposób uniknie bliskiej styczności ze śmiercią.
-Jesteście wszyscy?- drzwi delikatnie się otworzyły, a za nich widać bylo tylko blond czyprynę.
-Chyba tak, rzeczy Seokjina są.
Namjoon kiwnął głową i juz mial opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymał się i spojrzał z litością na truchło, leżące na fotelu.
-Jimin, możesz iść do domu.- brunet natychmiast otworzył oczy, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom Kookiego, wcale nie spał.
-Po co? Żeby siedzieć i zadręczać się tym co się stało? Lepiej daj mi coś do roboty, wtedy poczuje sie lepiej.
Park wstał z siedziska, delikatnie przeciągając mięśnie rąk. Nawet nie zauważył pełnej podziwu miny Jeona, który prawie się obślinił przez zbyt długie otwieranie ust. Jungkook wiedział, że Jimin nie lubi uciekać od problemów, ale nigdy nie powiedziałby, że po czymś takim chłopak zostanie w pracy. Przeszła go myśl, że jest strasznym tchórzem, bo on sam zapewne od razu by uciekł. Mimo, że wzbraniał sie nogami i rękami przed przyznaniem, że ma psychikę nastolatka, to w głębi serca wiedział, że do dojrzałości dużo mu brakuje.
-W takim razie, za pół godziny macie grupę nerwową.
-Razem z depresyjną?
-Tak, tak.- blondyn znów miał zamiar wyjść, kiedy powstrzymał go głos Jungkooka.
-Zaraz, chwila, "macie"?
-Pomożesz Jiminowi, to chyba nie problem?
-Nie, nie, skąd.- Jeon z zakłopotania podrapał sie po karku. Spuścił głowę, żeby nikt nie zobaczył jego uśmiechu. Szczerze powiedziawszy, na to właśnie czekał. Uzależnienia, schizofrenie, średnio go interesowały. Chciał leczyć niedoszłych samobójców, osoby, które nie miały już chęci do życia.
Brunet nie zorientował się, kiedy wspomniane trzydzieści minut minęło i Jimin kazał mu się zbierać. Ze swojej torby wyjął notatnik, długopis i grzecznie powędrował za starszym.
-Ostrzegam, że jest jeszcze dziwniej niż na uzależnieniach.
-Na tej, na której byłem nie byly tylko uzależnienia. Był tam taki młody chłopak-
-Był tam tylko dlatego, że oprócz fobii społecznej, jest ćpunem.
Jungkook kiwnął głową i do końca drogi przez dwa i pół piętra, nic już nie mówił.
Kiedy drzwi windy rozsunęły się, chłopcy wspólnie z niej wyszli i skierowali się w stronę ustawionego już koła z krzeseł. Większość była już zajęta, zostały tylko dwa wolne miejsca, specjalnie uszykowane dla dwóch lekarzy. Jimin usiadł, Kooki po uprzednim ukłonie, spoczął na wolnym krześle.
-Spóźniłeś się, aż trzy minuty.- głos zabrała drobna blondynka, której nogi delikatnie majtały nad ziemią. Była ubrana w ciemnoróżowy swetr, którego rękawy pozaciągane były od szarpania. Dziewczyna starała się jak najbardziej ukryć dłonie i nadgarstki, lecz Jungkook mógł dostrzec drobne blizny po przypalaniu, obok knykci.
-Tylko dlatego, że omawiałem z Kookim, co będziemy dziś robić.
-Mogę mówić "Keksiu"? Brzmi ładnie.- Jeon popatrzył na właściciela niskiego, męskiego głosu. Chłopak, siedział z rękami założonymi na piersi, który nieśmiało sie do niego uśmiechał.
-Jasne, mów jak Ci wygodnie.
Jungkook odwzajemnił uśmiech, odlepiajac wzrok od sylwetki rozmówcy. Przeleciał po posturach zebranych wzrokiem, kiedy pierwsze cztery osoby odowiadały o tym, jak mijał im dzień. Jeden chłopak zwrócił jego uwagę. Nie był w stanie dostrzec jego twarzy, ponieważ ten cały czas wpatrywał sie w swoje zaczerwienionie dłonie. Wyrywał skórki przy paznokciach, a z małych ran sączyła się krew, która skapywała, na pokryte białym materiałem spodni, uda. Jungkooka niezmiernie to irytowało, sam nie wiedział dlaczego, ale ogarnął go niepokój i uczucie deja vu.
-Taehyung, a Ty co nam powiesz?- wspomniany chłopak podniósł głowę do góry i Jungkook nie miał nawet czasu pomyśleć o tym, ile sentymentu ma do tego imienia, kiedy poczuł się, jakby ktos wylał na niego kubeł zimnej wody.
Twarz chłopaka była zaczerwieniona, usta sine, niemalże fioletowe, a oczy o pięknym kolorze machoniu, przymglone i nieobecne.
Jungkook patrzył na chłopaka zaledwie kilka sekund, aż w końcu wstał i szybkim krokiem skierował sie w stronę schodów. Biegł, dopóki nie znalazł sie w pokoju lekarskim. Z hukiem zamknął za sobą drzwi i skierował sie do swojej torby. Drżacymi dlonmi wyciągnął z niej  zapalniczke i żółte Camele. Wyciągnął papierosa z opakowania, z niemałym trudem go odpalił, po czym wepchnął przenośnego raka płuc do ust. Palił szybko, niemalże dusząc sie dymem. Nie mogl sie uspokoić, to głupie drżenie rąk, jak i silne uderzenia serca, nie chciały przejść, aż do momentu, w którym nie poczuł na ramieniu ciepłej dłoni.
-Ej, w porządku? Wyleciałeś jak z procy.
Namjoon obdarzył Jungkooka lekkim uśmiechem, który ten, źałośnie odwzajemnił.
-Tak, tylko jakoś tak zrobiło mi się duszno.
-Powiedzmy, że Ci wierzę.
Kooki skinął głową, wdzięczny starszemu za wyrozumiałość. Był głupi, kłamiąc, przecież Kim był psychiatrą, nie dawał się nabierać.

czwartek, 10 listopada 2016

Today I love you I

Przychodzę do Was z nową Vkookową serią
Kuki doktor
Ogólnie będzie fajnie, dużo fluffu, ale tez angsta, moze czasem będzie śmiesznie


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym jak szaleństwo bawi/ I
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst
Ostrzeżenia: Porusza sprawy chorób psychicznych

Enjoy
-Wystarczy, że złoży pan podpis w tym miejscu i witamy w klinice.
Młody brunet uchwycił pomiędzy długie palce długopis i machnął nim parafkę na jeszcze ciepłym papierze ksero. Odłożył mazak, po czym wstał, uściskał dłoń ordynatora i z uśmiechem opuścił pomieszczenie.
Nie wiedział czemu był aż tak podekscytowany pracą w tym miejscu. Nie miał zarabiać dużo, a tak właściwie jego pensja miała starczać mu na rachunki, jedzenie, podstawowe artykuły do życia i drobne wydatki. Tak drobne, że na wyjście do klubu ze swoim przyjacielem Jiminem musiałby odkładać trzy miesiące. Nie przeszkadzało mu to, wręcz czuł się szczęśliwy z powodu uzyskanej posady. Jego rodzice wreszcie mogli odetchnąć i nie musiał już być pasożytem. Co prawda, Państwo Jeong nie mieli mu tego za złe, dla nich mógł nie pracować nigdy. Mieli wystarczająco duży majątek, żeby utrzymywać Jungkooka do końca życia.
Brunet wręcz wystrzelił z budynku kliniki, nie chcąc spóźnić się na autobus. Lekkim truchtem dotarł na przystanek, orientując się, że nie potrzebnie biegł, bo do przyjazdu jego środku transportu zostało mu jeszcze dziesięć minut.
Wyciągnął z kieszeni blado-różowe słuchawki, podpiął je do telefonu i aż do drzwi mieszkania ich nie zdejmował.
Lokum chłopaka nie było duże. Jedna sypialnia, łazienka i mini salon połączony z kuchnią. Żadnego luksusu, zwykłe szare mieszkanie w bloku, na które mógł pozwolić sobie trzydziestolatek.
Jungkook zrzucił wszystkie ubrania jakie tego dnia miał na sobie, po czym nagi skierował się pod prysznic. Wszedł do kabiny i odkręcił gałkę z ciepłą wodą. Ta wylała się ze słuchawki prysznica, smagając kroplami gorąca umięśnione ciało bruneta.
Jeon przetarł powieki, pozwalając cieczy spływać po mięśniach, rozluźniając je. Kręgosłup bolał go niemiłosiernie, przypominając o niewygodzie jaką serwowało mu jego łóżko, lecz i to nie zmąciło jego dobrego humoru. Myjąc dolne części ciała, chłopak delikatnie pobudzał swojego penisa dotykiem jego czubka. Przygryzł wargę, wsuwając fragment paznokcia w szczelinę żołędzia.
Oparł głowę o zimne kafelki, a wolną dłonią chwycił się metalowej rurki, na której zawsze zawieszone były gąbki i myjki.
Brunet chwycił penisa w całą dłoń i zaczął energicznie poruszać nadgarstkiem. Czuł sie taki żałosny.
Przez całe swoje życie nie miał kontaktu seksualnego z nikim innym, tylko swoją dłonią. No, może raz zrobił loda Jiminowi, ale to był tylko jeden, jedyny raz, poza tym, był wtedy młody i co on w ogóle wiedział o życiu.
Był prawiczkiem w wieku trzydziestu lat, mało tego, od dwudziestego-czwartego roku życia był tylko na dwóch randkach, i o ile jedna z nich okazała się ciepłym kolesiem, z którym można powiedzieć, zaprzyjaźnił się, to druga, którą zaaranżował mu Jimin była porażką. Jego drogi przyjaciel, umówił go z obleśnym zboczeńcem po czterdziestce, który już na pierwszym, które było też ostatnim, spotkaniu mówił mu o tym, jak to lubi być szczypany po sutkach. Kooki, miał wtedy za mało pewności siebie, żeby po prostu wyjść, więc po prostu poczekał do końca tego fatalnego zdarzenia, nakłamał, że mieszka daleko od miasta; żeby tamten przez przypadek nie chciał go odprowadzić, po czym zakopał to wspomnienie bardzo głęboko w swojej głowy i udawał, ze tamten dzień spędził sam, pijąc kakao pod kocykiem, na kanapie w swoim mieszkaniu.
Miał w życiu jednego chłopaka na poważnie, którego kochał całym sercem, który był dla niego wszystkim. Nie raz przyłapywał się na chęci wyciągnięcia z kartonu, schowanego pod łóżkiem, ich wspólnego zdjęcia, ale szybko odganiał tamte myśli. Co było, nie wróci, więc nie ma co rozdrapywać starych ran.
Po skończonym akcie samogwałtu, chłopak wyszedł z pod prysznica, ubrał się i skierował w stronę sypialni, po drodze zgarniając z niej paczkę papierosów, pudełko ciastek i niesłodzoną herbatę.
Rozłożył sie na łóżku, włączył telewizor i pogrążył się w relaksie. Było mu błogo, pod kilkoma kocami, z ulubionym filmem przed oczami. Ostatnio takie uczucie przyjemności czuł, kiedy razem z Jiminem jechali tramwajem i ten karmił go waniliowymi lodami.
Czuł się wtedy tak, jakby znów miał trzy lata, jakby znów wrócił do czasów, kiedy problemy nie istniały.
Wypalił jeszcze jednego, czy dwa papierosy i postanowił pójść spać, aby rano wstać na pierwszy dzień w klinice. W końcu musiał obudzić się o siódmej czterdzieści, żeby zdążyć ogarnąć włosy, twarz, ubrać się i być w centrum medycznym na dziewiątą.
Przez ekscytacje, nie mógł spać, w efekcie czego następnego dnia obudził się wykończony, jakby przebiegł co najmniej dziesięciokilometrowy maraton.
Jego odbicie w lustrze dawało wiele do życzenia. Oczy miał spuchnięte, sine od niewyspania, a grzywka akurat wtedy nie chciała się ułożyć tak, jak Jungkook by tego chciał.
Przez nadmierną ilość poprawek i kilka, jeśli nie kilkanaście, zbędnych przeglądnięć w lustrze, chłopak spóźnił się na autobus, przez co musiał załapać się na dwa razy droższy przejazd metrem. W efekcie przybył do kliniki spóźniony tylko o dwie minuty, cały spocony od  biegania i stresu.
Nie chciał narobić sobie wstydu już pierwszego dnia, bo niby nie przejmował się opinią innych, a taką przynajmniej maskę zakładał, ale tak naprawdę chciał wypaść dobrze. Chciał być podziwiany, chciał zostać najlepszym psychiatrą w całej klinice. Nie po to uczył się tyle lat, żeby teraz zaprzepaścić swoją szansę na sukces.
Brunet wszedł do windy, wjechał na trzecie piętro, po czym skierował się do pokoju lekarzy. Od tamtej chwili, również jego pokoju.
Pokój lekarzy, był małym, przytulnym salonem, w którym rezydowało średnio trzech pracowników. Na każdym piętrze, były takie dwa, jeśli coś, broń Boże, miałoby się stać.
Po przekroczeniu progu pomieszczenia, pierwsze co rzuciło się w oczy bruneta, to dziwny, drażniący nozdrza zapach leków, ale czego mógł się spodziewać po Kinice uzależnień i leczenia chorób psychicznych? Zapachu fiołków lub woni świeżej kawy?
-Jungkookie! Maleństwo, już jesteś.-  brunet uśmiechnął się na zdrobnienie swojego imienia. Poczuł ciepłą dłoń, oplatającą go w pasie, po czym został lekko szarpnięty, w stronę swojego przyjaciela.
-Cześć, hyung, nie spóźniłem się za bardzo?
-Nie, oddziałowy nie robił jeszcze obchodu.- brunet oderwał się od sylwetki Parka, stając w odległości metra od swojego rozmówcy.-Ale zgadnij, kto załatwił Ci towarzystwo przy wtorkowej grupie wsparcia, którą prowadzi najfajniejszy gość, jakiego znasz?
Jimin czasem zachowywał się jak dzieciaczek, nie żeby Kookiemu to przeszkadzało, lubił tą ciepłą stronę starszego, tak jak lubił odpowiadać na jego jakże trudne zagadki, tylko po to, aby hyung poczuł się szczęśliwy. Jimin miał faceta, z którym wychowywał swoją siostrzenicę, ponieważ jej matka gdzieś się ulotniła. Miał podejście do dzieci, wszystkie maluchy bo uwielbiały.
-No nie wiem. Może królowa Elżbieta.
-Bingbing, niestety, odpadasz.
Jungkook przewrócił oczami na te durną gierkę starszego i już chciał zapytać o pacjentów, którymi będzie się zajmował, lecz przeszkodził mu w tym huk otwieranych drzwi.
-Wszyscy już są?- w przejściu stał wysoki blondyn o koślawym uśmiechu, z dołeczkami.
-Kooki przyszedł, Seokjin na salach, więc wszystkich mam.
-Okej, skoro tak, to tu masz listę na dziś. Faceta z czwórki przenieśli na inne piętro, więc nie macie już nikogo na nimfomanii.
-Więc robią podział pięter na oddziały?- Park uważnie tasował strony skoroszytu, z danymi pacjentów.
-Nie wiem, ordynator coś gadał, Ale kto go tam słuchał? Lecę, bo mam resztę pokoi do obskoczenia.
Jimin kiwnął głową na pożegnanie blondyna, więc zagubiony Jungkook zrobił to samo. Wciąż był trochę zestresowany pierwszym dniem pracy, a najbardziej bał się o to, że któraś z tych sprzątających wredot wypapla wszystkim o jego spóźnieniu. Już w głowie układał sobie cały plan przeprosin ordynatora, w końcu chciał zostać w tej pracy ponad wszystko. Nawet, jeśli miałby dać się wyruchać i to dosłownie.
Dzień w pracy minął Kookiemu zadziwiająco szybko. Razem z Jiminem odskoczył kilka pokoi pacjentów, a potem przyglądał się posiedzeniu grupy wsparcia z napadami lękowymi. Mimo wiedzy zdobytej na studiach, notował prawie cały jej przebieg. To, czego nauczył go uniwersytet, nijak miało się do rzeczywistości.
Spotkania były o wiele bardziej niepokojące niż mówili. Najgorsze było to, że nikt się nie kłócił, nie dyskutował, a praktycznie jedynymi głosami jakie słyszał był ten Jimina, kiedy pytał o coś zgromadzonych, dwóch kobiet-alkoholiczek i jednego młodego chłopaka z fobią społeczną. Zadziwiające, że to akurat on, na ośmioosobową grupę odzywał sie najwięcej.
Potem starszy wytłumaczył mu, że to tylko przez to, że akurat we wtorki przypada dzień comiesięcznych testów, które miały określić na jakim etapie leczenia są pacjenci, a dla większości z nich jest to po prostu bardzo nieprzyjemne.
Po obiedzie, Jungkook sam wybrał się do sali jednej z anorektyczek ich oddziału, która podczas zajęć grupy bardzo go zaintrygowała, niestety kiedy wszedł do jej sypialni, ta spała. Obok łóżka leżało kilka kromek pieczywa, z kilkoma ugryzionymi kęsami. Brunet uśmiechnął się. Kilka chwil wcześniej dokładnie przestudiował jej kartę, z której wynikało, że jej choroba ustępuje, a dziewczyna zaczyna jeść.
Jungkook, tamtego dnia, z nudów wypił jeszcze dwie kawy, po czym został zwolniony do domu wcześniej przez Jimina. I mimo tego, że Jungkook miałby tylko przez pozostałe mu dwie godziny siedzieć i dopijać kolejne kawy, zrobiło mu się przykro. Naprawdę chciał pomoc, tylko nawet nie miał komu. Ludzie byli o wiele spokojniejsi, niż to wydaje się w filmach, czy książkach. Nie krzyczeli histerycznie, nie chodzili po suficie. Cześć z nich pi prostu leżała, druga czytała książki, trzecia zaś korzystała z "rozrywek" kliniki, w postaci wspólnego telewizora w salonie dla pacjentów. Wiedział to tylko dlatego, że w pokoju lekarzy znajdowały się monitory, pokazujące obraz z kamer w pokojach lokatorów.
Jeon wrócił do domu około szesnastej, zaprosił do siebie Yoongiego, swoją wcześniej wspomnianą udaną randkę, którą stała się jego przyjacielem. Pograli razem na konsoli, pośmiali się, a ponieważ Min postanowił zostać na noc, chłopcy umyli się i położyli razem na niewygodnym łóżku Jungkooka. Zasnęli gdzieś koło północy.

niedziela, 23 października 2016

Wszystkie kruki mogą latać XIV

Pani od pp mnie zabije, bo jutro jest sprawdzianik
Lalala ale się podziało
Nie jest jakieś specjalnie długie, ale jest 
Postanowiłam dodawać takie estetyczne obrazeczki do rozdziałów kk

Opowiadanie: Wszystkie kruki mogą latać
Tytuł/rozdział: Triste / XIV
Pairing: J-Hope & Jungkook, Suga & V
Gatunek: romans, komedia :/
Typ: fluff,


Enjoy ladies
Długo zajęło mi ogarnięcie się z lekcjami, przez nieobecność, spowodowaną chorobą. Do tego kilka razy w tygodniu chodziłem na hiszpański, żeby kiedyś w przyszłości móc poderwać jakiegoś Hiszpana.
-Me gusta John Snow.
-Mi tambien.
Zaśmialiśmy się razem z panem Kimem sprawiając, że po całej sali echem odbiły się nasze głosy.
Nie miałem lepszego nauczyciela niz tego wysokiego blondyna. Miał do mnie więcej cierpliwość niż własna matka, przy cxym nie brał też dużo.
Zrobiliśmy jeszcze jedno zadanie, po czym pożegnałem się z panem od española. Postanowiłem, że wpadnę do Hoseoka, ponieważ przez nadrabianie zaległości i zdobycie czterech jedynek na geografii, mama ograniczyła mi wolność i zastosowała kare, w postaci ustalenia godzin mojego powrotu.
Furtkę otworzyłem kluczykiem, który Hoseok podarował mi kilka dni po incydencie z tajemniczym pokojem, który swoją drogą, nie dawał mi spokoju.
W czasie trwania mojej krótkiej wizyty w nim, jak sobie później przypomniałem, dopatrzyłem się w nim co najmniej kilku dziwactw, a w szczególności tego, że łóżko było rozwalone tak, jakby ktos dopiero chwilę wcześniej z niego wstał, a mimo kurzu na szkle ramek, w pokoju nie było duszno. Oprócz kamerdynera i szofera w domu nie pracował nikt inny i nikogo obcego, oprócz tych dwóch osób też nie widziałem. Chciałem spytać Hoseoka o co chodzi, ale kiedy tylko próbowałem, ten szybko mnie zbywał, racząc mnie, jakże kochanym 'To nie Twój interes'.
Otworzyłem drzwi po cichu, bo na parkingu przed domem zobaczyłem jakieś czarne audi. Wpełzłem od strony kuchni, drzwiami tarasowymi, żeby nie robić problemu Jungowi. Jeśli w środowisku biznesmenów dowiedziliby się, że Pan Prezes po nocach rucha nastolatka, zapewne jego kariera skończyłaby się z niemałym zamieszaniem.
Pomysł z wejściem od tamtej strony dobry nie byl, bo tylko kiedy przekroczyłem próg domu, poczułem na sobie spojrzenia, nie jedno, a dwa. Ukłoniłem się starszemu mężczyźnie, po czym powiedziałem ciche powitanie.
-A to kto? Czemu nie mówiłeś, że masz współlokatora?
-To jest mój kuzyn, jest tu tylko na kilka dni, więc nie widziałem potrzeby, żeby Cię informować, Min.
Obcy uśmiechnął się, a ja w oczach Hobiego wyczulem cos w deseń 'won na górę, bo robisz wioche, więc tez schowałem sie w sypialni i zadzwoniłem do Taehyunga.
-Elo.
-Elo elo trzy dwa zero. Hoseok Cię już nie kocha, że dzwonisz? Mam pocieszyć Twoją pedalską dupe?
-Nie trzeba, wolałbym, żebyś wpadł do niego, bo na dole siedzi jakiś gościu, a mnie sie nudzi.
-No dobra, kupię słodycze, opanuje testosteron i za chwilę jestem.
Rozłączyłem się, żeby przygotować się na ponad godzinę samotnością, bo właśnie to dla Taesia znaczyło "za chwilę'.
~*~
<Taehyung pov>
Kto by pomyślał, że moje 'wychodzę na pięć minut, idę do slepu' skończy się dwoma orgazmami, jednym oglądniętym filmem i późniejszym przytulaniem do Yoongiego. Szykowałem sie mentalnie na Sajgon, jaki urządzi mi moja matula, kiedy wreszcie odważe się od niej odebrać.
-Yoonmiś, muszę iść do Kooka, bo mnie teraz potrzebuje.
-Nie ma mu kto tyłka ze spermy umyć, przecież ma jakiegoś chloptasia, to niech on mu pomoże.
-Ajć, jaki Ty jesteś beznadziejny.
-Jeśli ja jestem beznadziejny, to Twoja mama ubiera się w kożuch z mleka.
-Au, zabolało.
Udawanie się skrzywiłem, żeby wreszcie podnieść się z łóżka i założyć czyste dresy. Nie mogłem niestety sięgnąć po koszulkę, bo dlon hyunga mocno trzymała mnie za łydkę.
-Puść, proszę.
Kiedy nie usłyszałem odzewu, wolną nogą kopnąłem Mina w rękę, na co ten zasyczał i nazwał mnie 'wredotą'.
-Zawieźć Cię?
-Nie trzeba, to jest kilka domów stąd.
-Liczyłem, że tak powiesz.
Uśmiechnąłrm się, zgarniając plecak z krzesełka i zakładając kaptur na głowę, posłałem Yoongiemu buziaka i juz mnie nie było.
Po drodze kupiłem kilka paczek pianek, czekoladę i wodę, ponieważ Kookiemu ostatnio odwaliło i postanowił nie pić coli.
Jeszcze przed wyjściem od Mina, dostałem smsa 'wejdź głównym, bo są w kuchni'. Byłem święcie przekonany, że wcale w kuchni nie siedzą, ale postanowiłem kierować się wskazówkami Jeona. Uchyliłem drewno, żeby w wąską szczelinę, wsunąć czubek głowy.
Teren był czysty, więc cały wsunąłem się do środka i akurat kiedy stawialem nogę na pierwszym szczeblu schodów, usłyszałem:
-O! A to też kuzyn?
Przymknąlem oczy i lekko odwróciłem głowę. Kiedy je otworzyłem, zorientowałem się, że stoi przede mną Tata Yoongiego, który miło sie do mnie uśmiecha.
-To Ty tez znasz Pana Junga, synku?
Kiwnąłem głową, starając się wyszukać jakiś informacji na twarzy Hosoeka, ale widać bylo, że był tak samo zdezorientowany jak ja.
-A skąd wy sie znacie?- mężczyzna odwrócił głowę w stronę Junga, z którego ust wyleciały słowa.
-Jest chłopakiem mojego syna.
-I koleguje się z moim kuzynem Jungkookiem, jaki ten świat mały.
Sarkazm i udawany uśmiech wyczułem juz z początkiem literki 'i', więc szybko pożegnałem Pana Mina i wbiegłem po schodach, ledwo nie rozwalając sobie o schody zębów.
Wpadłem do pomieszczenia, przez co Kooki prawie spadł z łóżka.
-Co tu robić Tata Yoongiego?
-Ten facet to jest Tata Twojego chłoptasia?
-Tak, tylko co on tu robi?
Usiadłem na materacu po czym z plecaka wyciągnąłem kupione słodycze.
-Nie wiem, pewnie interesy.
-Aaa, no tak, chyba nawet kiedyś Yoongi o nim wspominał.
Kooki pokręcił głową, a w tym samym czasie dostałem smsa.
"Przyjadę po Ciebie, nie chcę siedzieć sam :<'
Więc mu odpisałem "Możesz byc za pół godziny, chyba to tego czasu się uwine'
"Tylko wyślij mi adres"
Karmiony paluszkami Kookiego, który wpychał mi do buzi coraz więcej pianek, wpisałem adres. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, ponieważ chłopak do mnie zadzwonił.
-Ty naprawdę tam jesteś? Powiedz mi, że to żart, błagam Cię, Taehyung, Jezu, wyjdź stamtąd jak najszybciej, proszę Cię, Tae-
-Ej, spokojnie, już dobra, dobra. Jeny, co Cię napadło?
-Już jestem w aucie, szybko chodź, Taesiu, błagam, chodz tu.
-Idę, idę.
Wstałem z ziemi i schowałem telefon do tylniej  kieszeni spodni. Kooki patrzył na mnie, zapewne byl tak samo oszołomiony jak ja.
-Nie wiem o co mi chodzi, ale brzmiał panicznie , więc wolę do niego iść. Pa, keksiu.
Ucałowałem swojego przyjaciela w usta i wyszedłem z pokoju. Sprintem zleciałem ze schodów i wybiegłem z domu i chwilę później posesji.
Samochód Yoongiego juz na mnie czekał, więc szybko do niego wsiadłem. Chłopak ruszył bez słowa, dopiero po chwili zatrzymaliśmy się na uboczu, a ten wysiadl z auta, więc zrobiłem to samo. Kiedy juz otwierałem usta, żeby cos powiedzieć, hyung objął mnie ciasno w pasie. Jedną  z dłoni położyłem na jego plecach, a drugą wplątałem w jego włosy.
-Yoongi, powiesz mi, czemu tak panikowałeś?
-Do każdego domu, tylko nie tam.
-Ale o czym Ty mówisz?
-On..Ja go znam, Hoseoka, ja go znam i on zna mnie, ale to jest o wiele bardziej skomplikowane i ja nie chcę o tym mówić, proszę po prostu nie chodź tam więcej.
Chłopak odchylił się Tak, aby móc spojrzeć mi w oczy. Przytaknąłem zmartwiony.
Jeszcze przez kilkanaście minut tak staliśmy, nie odzywając sie do siebie ani słowem, a z każdą sekundą w mojej głowie pojawiało się coraz więcej pytań i coraz mniej odpowiedzi.

piątek, 16 września 2016

Wszystkie kruki mogą latać XIII

Spięłam dupę i jest
Całkiem długi jak na mnie
Kk
Cieszcie się, póki możecie
Bo za niedługo złamie wam serca 
 
Opowiadanie: Wszystkie kruki mogą latać
Tytuł/rozdział: Don't apology / XIII
Pairing: J-Hope & Jungkook
Gatunek: romans, komedia, drama
Typ: fluff

HOPE YOU LIKE IT
-Hobi, nie chcę mi się już.
Nacisnąłem przyciski na blacie maszyny, zwalniając tempo biegu. Po moich ostatnich narzekaniach na to, że przytyłem,  Hosoek postanowił zabrać mnie na siłownie.
-Sam chciałeś iść.
-Już wolę jeść co chcę, a potem się turlać.
Chłopak zaśmiał sie, po czym odłożył hantelki na swoje miejsce. Razem skierowaliśmy się do szatni, żeby wziąć prysznic. Mieliśmy w planach jeszcze poleżeć na kanapie, a nie byłoby fajnie przytulać się do siebie spoconymi ciałami. Uczucie byłoby podobne do dotykania mokrej gąbki.
Zdjąłem koszulkę i spodenki, wrzucając je do worka. Szybko zsunąłem bokserki, zaraz zasłaniając biodra ręcznikiem. Było już późno, a na sali oprócz nas ćwiczyła tylko jedna dziewczyna, nie starsza ode mnie, ale wolałem się zabezpieczyć. Co jeśli w drodze pod prysznic potknę się, uderzę głową o umywalkę i umrę? Wtedy, gdyby nie ręcznik, znajdą mnie gołego.
Zająłem pierwszą lepszą kabinę, Hosoek, wnioskując po dźwiękach, usadowił się w tej obok mnie. Prysznice były na tyle małe, że nawet nie mieliśmy zamiaru moczyć się się w nich razem, co ustaliliśmy jeszcze przed wejściem na siłownię.
Opłukałem swoje ciało, czując jak nieprzyjemny zapach odchodzi, a zastępuje go przyjemna dla nosa woń wanilii i malin. Umyłem również wlosy, ponieważ grzywka niemiło lepiła się do spoconego czoła.
Wytarłem się, ubrałem i już chciałem chwytać za suszarkę, kiedy wyprzedziła mnie w tym ręka, hyunga, która zabrała urządzenie. Chłopak podał mi do ręki kanapkę, którą zrobił przed wyjściem i zaczął suszyć moje kłaki. Czułem się jak pięciolatek, którego mama była jedną z tych, które przychodziły na szkolny basen po swoją pociechę. Żułem kęsy kolacji, dochodząc do wniosku, że powinienem trochę przyciąć grzywkę, bo nachodziła mi na oczy.
Kiedy Hosoek zajął się układaniem własnej fryzury, ja zajadałem się drugą kanapką, popijając ją kubusiem, którego zapasy hyung trzymał w domu, żebym miał co pić, kiedy go odwiedzam. Zabronił mi też spożywania jakiegokolwiek alkoholu, po tym, jak ostatnio pijany klęczałem w łazience, przed jakimś chłopcem z klubu. Boję się myśleć co byłoby gdyby Hosoek wpadł do toalety pięć minut później.
Zebraliśmy się i opuściliśmy budynek galerii, w której znajdowała się siłownia. Pogoda była przyjemna, lekki wiaterek muskał nasze twarze i splecione ze sobą dłonie.
Gadaliśmy o kompletnych głupotach, ale właśnie to lubiłem najbardziej. Luźnej rozmowy, która nie dotyczyłaby tego kiedy Hobi będzie miał wolne, czy tego czy nie spotykam się z kimś za plecami hyunga. Sytuację drugiego typu zdarzały się rzadko. Hosoek był dorosłym facetem i nie dopadała go szczenięca zazdrość, aczkolwiek po niemiłej sytuacji prawie zdrady był bardziej czujny.
Zraniło go to, unikał mojego wzroku, przez kilka dni nie odbierał telefonów. W końcu do mnie napisał, czy nie chciałbym się spotkać. Nawet słowem nie wspomniał o tamtej sytuacji, przez co nie miałem nawet okazji przeprosić.
-Taehyung ostatnio u mnie spał i pół nocy śmialiśmy się z memów.
-Przecież jak z nim nie siedzisz, to i tak to robisz.
-Ale to nie to samo.
Hosoek wywrócić oczami, przekręcając klucz od furtki. Wpuścił mnie przodem, kierując się za mną do drzwi wejściowych.
Rozpakowaliśmy się, przebraliśmy i już byliśmy gotowi położyć się spać, kiedy Jung dostał telefon. Odebrał go, marszcząc brwi. Westchnął do słuchawki, chwilę poprzeklinał, po czym rzucił telefonem na komodę. Zdjął dresy, zaczął grzebać w szafie, nerwowo przerzucając kolejne stosy poskładanych ubrań.
-Coś ważnego?
-Włączył się alarm w firmie, a tylko ja znam kod, żeby to wyłączył.- hyung już przebrany w czarne, obcisłe spodnie, pocałował moje czoło.- będę za pół godziny.
I wyszedł. Ugryzłem się w język, żeby tylko nie krzyknąć czegoś obraźliwego w jego stronę. Położyłem się na łóżku i leżałem tak, aż do momentu, w którym nie usłyszałem odjeżdżającego samochodu.
Taehyung był niedostępny na messengerze, więc nie mogłem do niego napisać. Z resztą nawet jakbym do niego napisał, to zapewne mimo aktywności by mnie olał. Zawsze tak robił.
Postanowiłem zrobić sobie coś do picia, a z racji tego, że przestałem pić kawę, a herbaty akurat nie było zaparzyłem sobie mellise. Idąc po schodach, modliłem się, żeby ciecz nie wylała się na posadzkę, czy, w szczególności, na moje gołe stopy. Na szczęście doniosłem ją bezpiecznie, dopiero w pokoju orientują się,że zapomniałem talerzyka na torebkę naparu. Znów zbiegiem na dół, po czym wróciłem na górę, lecz nie dotarłem do sypialni hyunga. Na parapecie, zaraz za doniczką ze storczykiem, coś błyszczało. Wiedziałem, że Hoseok może nie chcieć, żebym wiedział o istnieniu klucza, inaczej by go przede mną nie chował.
Odsunąłem roślinkę, łapiąc połyskujący przedmiot pomiędzy palce. Przypomniałem sobie o istnieniu pokoju przy schodach, którego drzwi były zamknięte. Patrzyłem na nie, nie mogąc się zdecydować co zrobić. Hyung zabronił mi wychodzić do tamtego pomieszczenia, a drugiej strony co on mógł tam ukrywać?
Ostatecznie ciekawość zwyciężyła i podszedłem do wspomnianych drzwi.
Włożyłem klucz do zamka, a słysząc charakterystyczne kliknięcie, naparłem na klamkę. Wsunąłem się do środka pomieszania, dłonią naciskając na włącznik światła.
Pomieszczenie było zwyczajne. Pod ścianą stało łóżko, ładnie zaścielone. Brązowa meblościanka stała na przeciwko okna. W jednym z kątów leżała mata do tańczenia. Zrobiłem krok do przodu, czując pod bosymi stopami miękką fakturę dywanu. Na półce powyżej telewizora zauważyłem kilka ramek ze zdjęciami. Podszedłem do nich, biorąc w dłoń jedną. Przetarłem kurz z szybki, za którą znajdował się Hosoek, obejmujący jakiegoś bruneta. Obaj się uśmiechali. Jung był na większości zdjęć, zawsze uśmiechnięty.
Kiedy miałem podchodzić do półki nad łóżkiem usłyszałem warkot silnika. W panice rzuciłem się do drzwi, po drodze uderzając łokciem we framugę. Szybko zgasiłem światło i pociągnąłem za klamkę kawałka drewna. Przez siłę uderzenia klucz wyleciał z zamka, przez co musiałem się po niego schylić. Przedmiot trząsł się razem z moimi dłońmi, przez co nie mogłem włożyć go do zamka. Przekręciłem klucz, a kiedy chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście zamknąłem drzwi, te otworzyły się, a drobiazg znów wypadł mi z dłoni. Zanim zdążyłem po niego sięgnąć, poczułem czyjąś obecność. Obecność Hosoeka, który patrzył na mnie,kręcąc głową. Rzucił się do drzwi, w pośpiechu łapiąc klucz. Zamknął je i odwrócił się w moją stronę, chowając klucz do kieszeni spodni.
-Jak mogłaś?- milczałem, pełen skruchy. Dopiero wtedy zrozumiałem jaki błąd popełniłem, decydując się wejść do pomieszczenia.-Prosiłem, żebyś tam nie wchodził. Miałeś tego nie robić, nie miałeś prawa tego widzieć. Nie miałeś prawa nawet dotykać tej klamki.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, po prostu tam nie wchodź, a najlepiej śpij dziś w gościnnym.
Hosoek zatrzasnął się za  swojej sypialni, a ja stałem tam jak głupek. Pełen poczucia winy i złości na samego siebie.
Widziałem łzy w oczach hyunga, serce mnie od tego bolało jak jeszcze nigdy wcześniej.
Najgorsze było to, że będąc w tajemniczym pokoju, kątem oka wydawało mi się, że na jednej z fotografii widziałem Yoongiego.

niedziela, 11 września 2016

Love yourself Jimin


Tytuł: Love Yourself
Pairing: Jimin & Yoongi (?)
Gatunek: romans, dramat
Typ: angst, one shot

Zaczęło się tak zwyczajnie, że nigdy nie pomyślałbym, że to początek.
Lekki wiatr, przyjemny deszcz i Ty. Siedzący na przeciwko mnie w swojej ulubionej czarnej bluzie. Miałeś podkrążone oczy, a na imprezę wpadłeś, bo były to urodziny Twojego najlepszego kumpla. Wtedy jeszcze najlepszego.
Siedzieliśmy w obszernej altance, którą kiedyś znalazłem. Stała sama, zaniedbana, pusta. Była zupełnie jak ja.
Piłem cole z wódką, mimo, że nie lubię ani jednego, ani drugiego. Nie chciałem się wyróżniać, znowu słyszałbym za plecami 'Myśli, że jest lepszy, bo przyjechał z innego miasta, żałosne.'
Przechyliłem plastikowy kubeczek, dopijając resztki drinka, ze świadomością, że przez ten mdły smak nie zasnę, przez kolejne kilka dni.
Zawsze miałem problem ze snem. Byłem zmęczony, ale nie mogłem zasnąć, jakby mną coś wewnętrznie targało, jakby jakaś sprawa niewyjaśniona była. Więc tak leżałem, czasem nawet do rana, ze skutkiem daremnym.
Wszyscy kręcili się wokół, tańcząc na poplątanych nogach, tylko Ty siedziałeś na krześle obok stołu z jedzeniem. Gdybym tylko wtedy nie sięgnął po czekoladową babeczkę, wszystko byłoby inne, ale sięgnąłem, przy okazji rozlewając jakiś trunek w kubeczku. Rozbawiłeś mnie wtedy, bo tylko zmarszczyłeś brwi, kiedy ciecz spłynęła z blatu, plamiąc Twoje dżinsowe spodnie w okolicach ud. Popatrzyłeś na mnie, racząc mnie uśmiechem. Miłym, jakby ktoś zabrał wszystkie promienie słońca i umieścił je w Twoich ustach. Byłeś tak piękny, nieosiągalny, a jednak siedzący metr przede mną.
-Przepraszam.
-Nic nie szkodzi, akurat było mi gorąco, trochę ochłody się przyda.
Czemu nie tańczysz?
-Nie mam z kim.- nachyliłeś się wtedy bliżej mnie, myślałem, że za pewne przez muzykę nie słyszałeś co powiedziałem, teraz wiem, że wszystko słyszałeś.-Nie lubię za bardzo, nie umiem też.
-Ja lubię, tylko, że wyglądam wtedy dziwnie, więc sobie odpuściłem.
Kiwnąłem głową, obracając się do kubeczków z piciem. Uparcie szukałem wody, zwykłej niegazowanej.
Pojawiła się ona sama, w butelce przez moimi oczami.
-Pewnie chodzi Ci o to.- zabrałem z Twojej, zimnej jak sople lodu, dłoni plastik, niemo dziękując. Uśmiechnąłeś się znów, chowając ręce do kieszeni kurtki. Dopiero później dowiedziałem się, że Twoje ręce zawsze są zimne. Mówią, że dłonie to odzwierciedlenie serca.
Rozmawiałem z Tobą do rana. Mówiłeś tak pięknie o swoich marzeniach, o uczuciach, ja tylko wspominałem o tym, że chcę wyjechać daleko, najlepiej do Alberty. Tam są lasy, góry, strumienie. Wtedy, tego w życiu pragnąłem najbardziej.
Około ósmej rano, kiedy deszcz ustępował miejsca słońcu, zebraliśmy sie do domu. Okazało się, że nie mam kluczy, więc będę musiał jechać po nie do właściciela, trzy godziny drogi od mieszkania albo poczekam do wieczora, a wtedy właściciel sam przyjedzie.
Zaproponowałeś mi, że mnie przygarniesz na te kilka godzin. Wahałem się i jaki ja wtedy byłem naiwny, że uległem.
Oglądaliśmy filmy, pozwoliłeś mi posłuchać jak grasz na keyboardzie. Potem pokazałeś mi prostą melodię, nauczyłeś mnie ją grac, do tej pory umiem. Klawisze były zimne jak Twoje dłonie.
Spotkaliśmy się jeszcze osiem razy, zanim chwyciłeś mnie za rękę. Poszliśmy na obiad, później jak zwykle zjedliśmy deser.
Przy jedenastej randce, pocałowałeś mnie. Twoje usta były ciepłe, rozgrzane i delikatne, muskając je nadal myślałem o twych zimnych dłoniach.
Raz poznałem Cię z moją mamą, miałem tylko ją, ojciec odszedł zanim się urodziłem. Była taką ciepłą kobietą, jedyną, ktora zawsze we mnie wierzyła.
Uczyła koreańskiego w pobliskiej szkole, ale spełniała się w poezji. Pisanie, czytanie, interpretacja wierszy, kochała to, czym jakiś czas po moich osiemnastych urodzinach mnie zaraziła.
Jedliśmy obiad, raczyłeś nas opowieścią, a kiedy wyszedłes do łazienki, ona popatrzyła na mnie smutnymi oczami i powiedziala mi 'Twe oczy tak tęsknię za nim patrzą, lecz jego nie obserwują Cię wcale'.
Nie lubiła Cię, wręcz się Tobą brzydziła i gdybym nie był wtedy wplątany w Twoje sidła, może i bym zauwazyl to, co ona. Ostrzegała mnie tyle razy, a ja jak zwykle nie chciałem słuchać.
Raz, zapoznałem Cię z moimi znajomymi. Zaprosiłem Ciebie i ich do siebie. Miałeś być wtedy wcześniej, żeby mi pomóc, ale spóźniłeś się, a ja wyczułem od Ciebie innego mężczyznę, obcy, słodki zapach.
Nie odezwałem się, miałem nadzieję, że sam mi powiesz, niestety milczałeś.
Chłopcy zebrali się około północy, tylko kiedy drzwi się zamknęły przeklinałeś pod nosem.
-Kurwa, co za idioci.
-Nie mów tak o nich, to mili ludzie.
-Idiotyczni, dawno nie spotkałem takich wieśniaków.- zacisnąłem palce na talerzach, które niosłem do zlewu.
-Ja też jestem takim 'wieśniakiem', są z mojego miasta.
Machnąłeś ręką, kierując się do łazienki.
-Pomożesz mi posprzątać?
-Przykro mi, słoneczko, idę się umyć, muszę jutro wstać.
Innego razu, po kolacji, na którą mnie zabrałeś całowaliśmy się na łóżku, zdjąłeś ze mnie koszulkę, potem spodnie i bokserki. Zrobiliśmy to, oddałem Ci siebie.
Potem zabrałes mnie na imprezę do Twoich przyjaciół. Był tam chłopak, któremu się podobałem i on Ci to powiedział. Usmiechnąłeś się wtedy, kiwnąłes na niego głową i wciągnąłeś mnie na piętro domu do swojej sypialnii. Kilka sekund później ten chłopak wszedł do pokoju. Przybliżył się do mnie, uciekałem wgłąb łóżka, bliżej Ciebie, ale Ty nie reagowałeś. Kiedy położył dłoń na moim udzie, strzepnąłem ją, miałem łzy w oczach, przerażenie odbierało mi mowę. 
Uspokajałeś mnie, że on nie zrobi mi krzywdy, że będziemy się bawić we trójkę.
Klęczałem na ziemi, podpierając się na łokciach, kiedy razem z nim dewastowałeś moje ciało. Mimo zimna, czułem jak Twoje dłonie wypalały gorące ślady w moich biodrach.
Po tym wszystkim on wyszedł, Ty zostałeś. Objąłeś mnie, owinąłem swoje nagie, brudne ciało Twoją bluzą, a drgawki, które wstrząsały moim ciałem, nie chciały przejść jeszcze kilka kolejnych tygodni.
 Przepraszałeś mnie za tamto, ogarnął mnie żal i poczucie winy, wyglądałeś tak niewinnie. Musiałem Ci wybaczyć, chciałem Ci wybaczyć.
Kiedy pewnego dnia zobaczyłem Cię na mieście z jakimś niskim chłopakiem, którego przytulałeś i smiałeś się do niego, jak nigdy do mnie, wróciłem do naszego wspólnego domu i ze spakowanymi rzeczami czekałem na Ciebie. Czekałem na ostatni widok Twych zimnych dłoni.
Kiedy zobaczyłeś mnie i spakowane torby, przetarłeś policzki i powiedziałeś mi 'A więc już wiesz'.
Kiwnąłem głową.
'Przecież Cie kocham'
Zabrałem wszystkie torby i odpuściłem mieszkanie, na odchodne rzucając 'Kochasz siebie, nie mnie'.
Wyjechałem do Alberty. Zatrudniłem się przy farmie kóz. Pilnowałem ich, karmiłem je, myłem.
I wreszcie spałem spokojnie.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Wszystkie kruki mogą latać XII

To nie ptak
To nie samolot
To ficzek
Jest, nie umarł, ja też żyje
Nie spinajcie tak, ficzki się piszą
Przeczytajcie poprzedni post
Serio
To
Ważne
Hołp ju lajk dys part
Opisy i obrazek zaktualizuje jutro
Albo kiedyś tam



Opowiadanie: Wszystkie kruki mogą latać
Tytuł/rozdział: Playin' / XII
Pairing: J-Hope & Jungkook, Suga & V
Gatunek: romans, komedia :/
Typ: fluff
Ilość wyrazów:około 1300


-Hyung, Twoja kolej.
Brunet zastanawiał się chwilę, po czym uchwycił w swoje długie palce damkę, zbijając przy okazji moją wieżę.
Popatrzyłem na jego skupiony wzrok, którego nie odrywał od drewnianej planszy. Satysfakcję za zbliżającej się wygranej miał wypisaną na twarzy.
-Hoseok, nie chcę mi się już grać.
Starszy uśmiechnął się do mnie, machając palcem na króla. Przewróciłem go, po czym figura z hukiem spadła na drewnianą posadzkę.
Rozsiadłem się wygodnie na dużym czerwonym fotelu, biorąc w dłonie chusteczkę, do której wysmarkałem nos. Od poprzedniego dnia nie miałem już podwyższonej temperatury, więc i humor miałem lepszy. Mogłem też spać do dwunastej, co jeszcze bardziej potęgowało moją uciechę.
Chłopak wstał z miejsca, żeby podać mi ciastka i bluzę, z której wypadł mały kartonik. Brunet spojrzał na niego, potem na mnie, miał markotną minę. Wyciągnąłem dłoń, aby zobaczyć treść wizytówki.
-Skąd to masz?
-Jakiś facet na przystanku mi dał.
Podkurczyłem nogi pod brodę, dłońmi badając fakturę fotela. Nie podobała mi się ta rozmowa. Tamten blond chłopak, czy raczej mężczyzna mówił, ze wie co łączy mnie z Hoseokiem, szkoda, że nie wspomniał, że Jung nie szczególnie za nim przepada, a przynajmniej  wywnioskowałem to z jego miny.
-Tak po prostu do Ciebie podszedł i dał Ci wizytówkę?
-Wypadła mu z kieszeni, podniosłem ją, a on powiedział, żebym sobie ją wziął.
-Może bym Ci uwierzył, gdybym nie znał Namjoona. On nigdy nie wysiada z auta, jeśli to nie jest coś ważnego. Kiedy Ci to dał?
-Jeny, nie pamiętam. Czy to takie ważne?
Wstałem z miejsca, kierując się do sypialni po telefon. Nie miałem żadnej ochoty na tą rozmowę, szczególnie kiedy chłopak odzywał się do mnie tonem szefa.
Nie dane mi było leżeć na łóżku w spokoju, bo drzwi zaraz się otworzyły i pojawiła się w nich brązowa czupryna.
-Nie chce, żebyś się z nim zadawał.
-Przecież nie mam zamiaru, nie ględź już.- brunet przysiadł się obok mnie, po czym zaczął czule głaskać mnie po włosach, co jakiś czas okręcając pojedyncze kosmyki wokół palców.- Taesiu jedzie ze swoim chłopakiem na wycieczkę, ale powiedział, że nic mi tam nie kupi, bo ostatnio jestem dla niego niedobry.
Jung zaśmiał się, po czym położył się obok mnie, tyle, że z głową skierowaną w inną stronę. Na suficie widniały białe lampki choinkowe, o zamontowanie których ostatnio poprosiłem Hobiego.
Na polu zaczynało się ściemniać, ale jeszcze nie było wystarczająco późno, aby można było je włączyć.
-My też gdzieś pojedziemy.
-Nie chcę .
Hoseok obrócił się, opierając głowę na łokciu. Jego pytając spojrzenie wierciło mi dziurę w głowie. Nie miałem ochoty na wycieczki z jednego problemu. Wiem, że niby wspominałem Jungowi, że nie ma dla mnie czasu i tylko praca się liczy, ale patrząc na to ile już dla mnie poświęcił, nie mogłem pozwolić na to, aby jeszcze bardziej zapuścił się z robotą.
-Zamiast wycieczki, wolałbym kolację na tarasie. Byłoby milej.
Hyung uśmiechnął się i złożył całusa na moich wargach.
-Brzmi w porządku.
~*~
Moja mama przyjechała piątego dnia mojego pobytu u Hobiego. Wróciłem do domu w niezbyt dobrym nastroju. Przeziębienie minęło, co oznaczało, że musiałem wrócić do szkoły. Taehyung przyszedł tylko na czwartą i piątą lekcje, żeby zaliczyć wos, po czym uciekł do domu pakować się na wyjazd. Mnie również namawiał na wajsy, ale nie chciałem się zrywać, szczególnie, że szóstą lekcją była wychowawcza. Kiedy nauczycielka zorientowana się, że Taehyng spierdolił, zaczęła mówić o tym, że chłopak nie zda, przez swoje lenistwo i nieusprawiedliwione godziny. Wyjąłem telefon, żeby powiadomić go o dramie, ale babka to zauważyła i byłem zmuszony napisać do niego dopiero po lekcjach, gdyż dopiero wtedy odzyskałem urządzenie.
<Babka mówiła
<Że Cię nie przepuści
<Za wajsy
>Niech się w dupe pocałuje
>Nienawidzi mnie do tego stopnia, że puści mnie
>Tylko dlatego, żeby nie musieć spędzać ze mną kolejnego roku
Pokręciłem głową i już chciałem opuszczać budynek, kiedy usłyszałem za sobą nawołujący mnie głos. O wilku mowa.
Kobieta przywolala mnie do siebie, a ja chcąc, czy nie chcąc i tak musiałem do niej podejść.
-Jungkook, co się z Tobą stało? Miałeś dobre oceny, a teraz lecisz na dwójach.
-Nic się nie stało. Po prostu mam trochę zaległosći przez nieobecności. Nadrobie je. Przepraszam, ale muszę już iść, mama na mnie czeka.
Ukłoniłem się kobiecie, kierując się do wyjścia z budynku. Oceny przecież i tak się nie liczą, jeśli chodzi o studia. Trzeba umieć myśleć, tylko tyle trzeba do zdania matury.
Przekroczylem próg domu, przywitany zapachem sosu brokułowego. Zdjąłem buty i usiadłem na krześle przy wysepce kuchennej. Mama uśmiechnęła się do mnie i nałożyła mi porcje obiadu.
Akurat w telewizji leciał jakiś przygłupi program ala' mtv. Moja rodzicielka często je oglądała, ale głównie po to, żeby się z nich pośmiać.
"W każdym domu powinna być harmonia."- głosiła specjalistka od fenkszui.
-Ta i kontrabas i wiolonczela.
Brunetka starła okruszki z blatu stołu, po czym nalała mi do szklanki zimny kompot.
-Dzwoniła do mnie Twoja wychowawczyni. Mówi, że się nie uczysz.
-Przesadza.
-Oby, nie wychowałam Cię na debila. W ostateczności mogłeś to odziedziczyc po ojcu, ale wydawałeś się być całkiem normalny.
Zasmiałem się, odkładają talerz do zlewu. Moja mama była najbardziej bezpośrednią osobą, jaką znałem.
~*~
<Hulp Kooki
<Nie wiem co spakować
>ubrania
>hihi
<...
>The only reason why I'm so good at jokes is bc my life is one
Westchnąłem, stwierdzając, że ten przychlast i tak mi nie pomoże, więc napisałem do Yoongiego. Wcześniej odczytując kilka wiadomości od niego.
>Kumple powiedzieli mi, że mój chłopak jest gorący
>Więc powiedziałem im, że przecież nie mam dwóch
>hehe
>Jak się śmieją figury geometryczne?
>Zrywają boki
<Zaraz ja zerwe
<Tyle, że nie boki
>kc
>Spakowany?
<Nie wiem co zabrać
>Ubrania
<Fakof
Odłożyłem telefon na łóżko, kładąc się na starcie ciuchów. Chciałem zabrać coś fajnego, dla Yoongiego. Nie powiem, ale liczyłem na to, że podczas wyjazdu do czegoś między nami dojdzie. Szkoda, że nigdy nie byłem dobry z matmy.

Info!

Założyłam Twittera, żebyście w razie pogrzeby mogli ze mną skontaktować. Wszystkie prośby, skargi, zażalenia proszę kierować na konto @btsopowiadania
Zapraszam także na wattpada (@hoskiv), gdzie jest kilka opowiadań stąd, ale i nie tylko ~

czwartek, 14 lipca 2016

Kolekcjoner: Podły


Tytuł/Rozdział: Podły/III
Pairing: Jimin & Yoongi, Jimin & Jungkook, Jimin & Taehyung
Gatunek: romans 
Typ: fluff, three-shot
Ilość wyrazów: 866


Dni mijały, a zawiść nowych współlokatorów wydawała się jakby zmniejszać. Znaleźli drugi wspólny temat, pierwszym był oczywiście Jimin. Okazało się, ze Jungkook umie całkiem nieźle śpiewać, co Yoongi potrafił wykorzystać, dając mu jedną z partii w swojej piosence.
Oczywiście zdarzały się tez gorsze dni, w ciągu których chłopcy cięli sobie ubrania, wyłączali wodę, kiedy drugi był pod prysznicem, dodawali soli do herbaty. Warto też wspomnieć, że Jungkook zamieszkał na dobre razem z Yoonminami.
Jimin zauważył, ze zaczął traktować Jungkooka jak młodszego brata. O ile lubił jego pocałunki, to wizja seksu z nim coraz bardziej go odpychała. Zdarzało mu się czasem, ze chciał wrócić do dawnej relacji z Yoongim i z tego co powiedział mu Min mógł wywnioskować, ze zawsze miałby gdzie wracać, ale on już nie umiał. Nie potrafił być z osobą, którą kiedyś zostawił.
Park zauważył, że zaczyna przeszkadzać mu w Kookim jego dziecinność, ale nie to, ze oglądał bajki, nosił skarpetki z Elsą, czy zbierał kubki z Kubusiem Puchatkiem. Jungkook nie byl odpowiedzialny. Był dziewiętnastolatkiem, z psychiką piętnastolatki. No może oprócz spraw łóżkowych, jeśli o to chodziło, to był absolutnym mistrzem.
Dnia pewnego, był to deszczowy wtorek, kiedy Yoongi był w pracy, Jimin i Jungkook siedzieli razem na kanapie, oglądając serial.
-Kooki?
-No?- młodszy odwrócił wzrok w stronę Parka, przełykając kolejną tabliczkę czekolady. Brunet wziął głeboki oddech, przygotowując sobie w głowie, co powinien powiedzieć.
-My już nie możemy być razem. Możesz tutaj nadal mieszkać, tylko ja już nie chcę być z Tobą w związku.- starszemu trudno było patrzeć w oczy, co niezmiernie Jungkooka rozczuliło. Powinien go wyrzucić, kazać wypierdalać, na koniec jeszcze wyzywając i tłukąc jego kolekcję kubków.
-Będę jak Yoongi numer dwa?- zaśmiał się- No dobra, jeśli tego chcesz, to w porządku.
Jimin podniósł wzrok i uśmiechnął się, czując dłoń na swojej głowie. Oparł ją chwilę potem o zagłówek kanapy, rzucając komentarzem na temat serialu. Rozbawił go fakt, że siedząc na tej kanapie tylko z kimś zrywa.
Pod wieczór, kiedy to Yoongi wrócił z pracy, chłopcy jedli już kolację.
-Cześć wam.- zdjął kurtkę i odwiesił ją na haczyk, po czym podszedł do stołu. Nałożył sobie dwa naleśniki, po czym wyłożył na nie nutelle i ponarzekał, ze nie zostawili mu ani trochę bitej śmietany.
Jimin zjadł pierwszy. Włożył talerz do zlewu, żeby móc wyjść z pomieszczenia.
Yoongi i Jungkook jedli w ciszy. Teraz i jeden i drugi musiał nosić plakietkę 'ex'.
-Jimin ze mną zerwał.
Yoongi popatrzył na chłopaka, zaraz śmiejąc się głośno, za co dostał pięścią w ramię.
-Chyba nie myślałeś, że będę płakał razem z Tobą.
-A czy ja ryczę?
Min był całą tą sytuacją niezmiernie rozbawiony.
-Pozwolił Ci zostać?- Kiedy Jungkook kiwnął głową, blondyn o mało co nie popłakał się ze śmiechu.- Możemy sobie, kurwa, nosić plakietki 'Były Jimina 1', 'Były Jimina 2', za niedługo pewnie będzie i trzy.
Jungkook słysząc ten debilizm również się zaśmiał. Czuł, że nienawiść pomiędzy nimi zaczyna coraz bardziej znikać. Zaczęli grać w jednej drużynie.
-A co jak przyprowadzi nowego?
-To też tu zamieszka.- chłopcy roześmiali się żałośnie.
Śmiali się jeszcze chwilę, po czym zabrali z lodówki po piwie i usiedli opatuleni kocami na balkonie.
-Wiesz, ze Jimin zaczął umawiać się z Tobą kilka dni po tym jak ze mną zerwał?
-Dziwka z niego.
-Ogromna.
Chłopcy znów dostali głupawki, rozlewali piwo, obrażali Jimina, siebie nawzajem i choć żaden nie chciał tego mówić, gdzieś pomiędzy wierszami, wyznali sobie nawzajem, że gdzieś w głębi serca, ale naprawdę na dnie, czują do siebie sympatię.
Następnego dnia Yoongi miał wolne i zdziwił się, kiedy na łóżku obok nie zobaczył Jimina. Kooki spał przodem do niego, dzięki czemu widział jak stróżka śliny spływa mu po brodzie. Wstał z łóżka, ubrał kapcie i udał się do kuchni. Włączył telewizor i w kapturze na głowie skakał po kanałach. Chwilę potem dosiadł się do niego Jungkook, który ułożył się w takiej samej pozycji co hyung. Czekali tak w ciszy na Jimina, mając nadzieję, ze poszedł do sklepu. W ich domu tylko Park zajmował się kuchnią, Yoonkook umiał spalić nawet płatki z mlekiem.
Po kilkunastu minutach gapienia się w wiadomości, drzwi do mieszkania otworzyły się, a w nich pojawił się brunet, niosący siatki z zakupami. Przywitał swoich ex, po czym rozłożył rzeczy na blacie i zabrał się za robienie śniadania. W międzyczasie kazał tej dwójce iść się umyć, co zrobili wspólnie, by to nie marnować czasu.
Zasiedli przy stole akurat kiedy było gotowe. Jedli, dyskutując o durnotach, obgadując kilku swoich kolegów, czy dzieląc się przemyśleniami na temat Gdzie jest Dory.
Kiedy chłopcy zjedli i chwycili się za jedzenie ciasta zrobionego przez Jimina, usłyszeli dzwonek do drzwi. Yoonkooki popatrzyły się na siebie, a potem na podchodzącego do drewna Parka. Udało im się usłyszeć jakiś męski głos, po czym do ich uszu doszedł dźwięk tupania. Stanął przed nimi różowo-włosy chłopak, wyższy od Jimina, przystojny.
-To jest Taehyung, a to są Yoongi hyung i Jungkook- wskazał na chłopaków, do których nowo poznany pomachał.
Jimin chwycił Tae za rękę i razem z nim skierował się do sypialni.
Ex popatrzyli na siebie porozumiewawczo.
-To ja biorę nutelle i nakładam mu ją do butów, a Ty smarujesz mu kurtkę miodem.
-Deal.