piątek, 19 czerwca 2015

Suga Zanim moje serce da Ci odejść II

A więc mamy kolejną część. Planuje jeszcze jedną, w której wszystko się wyjaśni, a potem mam zamiar kontynuować wcześniejsze opowiadanie ;v;




Opowiadanie: Zanim moje serce da Ci odejść
Tytuł/Rozdział: Powiedz, jesteś szaleńcem? /II
Typ: angst, part
Gatunek: Dramat
Ilość słów: 1325
 
HOPE YOU LIKE IT
Jak na złość, musiałem złapać chorobę, która zaatakowała moje gardło, nos i głowę. Wszystko bolało mnie niemiłosiernie, a do lekarza ledwo co dociągnąłem swoje zwłoki. Siedziałem w poczekalni z innymi ludźmi. Dzieci, kilku dziadków, a naprzeciwko mnie znajdował się jakiś nastolatek. Chłopak wyglądał jak siódme nieszczęście, był bardzo chudy, jego skóra miała mleczno-biały odcień, pod oczami widniały sińce. Jego tęczówki były czarne, ale wydawały się puste. Nie było w nich ani krzty błysku. Trzęsły mu się ręce, które trzymał na kolanach. Na dłoniach wystawiało mu dużo żył, kostki były bardzo widoczne. Wyglądał jak poturbowany przez los wrak człowieka. Przyszło mi na myśl, że musiał dużo w życiu wycierpieć.
Kiedy zawołano mnie do gabinetu, szybko wstałem, chcąc mieć to juz za sobą. Nie lubiłem lekarzy i raczej nie zapowiadało się, że coś miało to zmienić. Usiadłem na tym małym, śmiesznym krzesełku, które gwałtownie zjechało. Trochę się przestraszyłem, bo wydawało mi się, ze zepsułem.
Lekarz powiedział mi, ze to krzesełko po prostu takie jest i nie mam się czym martwić. Pokiwałem głową i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie trwało to długo,  bo z zamyślenia wyrwał mnie glos tego pana, który kazał mi zdjąć koszulke. Nie chciałem tego robić, nie lubiłem pokazywać swojego ciała, miało dużo siniaków. Przez chwilę pan doktor obmacywał mnie wzrokiem, a chwile później wziął się za badanie.
Okazało się, że to grypa, a mnie prawie nic nie jest. Lekarz wspomniał tez coś o niedowadze, ale wystarczyło mu obiecać, że będę jadł więcej, żeby puścił mnie do domu.
Jak najszybciej ubrałem na siebie koszulkę i opuściłem pomieszczenie. Kiedy przekraczałem próg przychodni, moją uwagę zwróciła jedna rzecz. Na przeciwko miejsca, na którym wcześniej siedziałem nie było już tamtego przygnębiającego chłopaka. Najgorsze jest to, że nawet nie było tam krzesła. Wisiało tam lustro.
~*~
Zażyłem antybiotyk i od razu zrobiłem się śpiący. Położyłem się na kanapie, złapałem za pilota i skakałem z kanału na kanał. Wszystko wydawało się tak nudne, jak nigdy wcześniej.
W kilka minut zdążyłem sobie uświadomić, że ktoś przyszedł do mnie do pokoju. Patrzył na mnie z głupim uśmiechem i mówił coś o kolacji.
- Nie jestem głodny, Hoseok.
- Musisz być.
Miałem ochotę odpowiedzieć, że nic nie muszę, ale nie chciałem się kłócić. Twierdząco pokiwałem głową, więc młodszy wziął się za gotowanie. Między siekaniem warzyw, a gotowaniem ryżu wymieniliśmy kilka zdań, ale ostatecznie nie doszło do jakiejś poważnej konwersacji. Niby tam byłem, ale mało z tego pamiętam.
- Proszę, jedz- chłopak postawił mi przed nosem miskę pachnącego jedzenia. Bez gadania zabrałem się za niwelowanie burczenia w brzuchu.
- Yoongi, hyung?
- Hmm?
Patrzyłem jak młodszy zbiera się, żeby coś mi powiedzieć. Nie zapowiadało się na miłe wiadomości, bo słowa nie mogły przejść mu przez gardło.
- Hyung, nie chciałbyś może wrócić do-
- Nie- przerwałem mu, bo wiedziałem co chciał powiedzieć. Nie mogłem usłyszeć tego zdania.
- Ale Yoongi-
- Nie chce- popatrzyłem mu w oczy, widząc w nich zmieszanie. Chłopak więcej nie drążył tematu. Oboje wiedzieliśmy, że gdyby to zrobił nikt nie byłby szczęśliwszy.
~*~
- Hoseok, może zostaniesz na noc?- było mi wtedy trochę wstyd. Bałem się go zapytać, czy zostanie, ale przecież nie było w tym niczego zlego. Tamtej nocy musiałem mieć kogoś przy sobie.
- Okej.
Po ulokowaniu się na łóżku, chwile rozmawialiśmy. Jung mówił o swoich marzeniach i planach, a ja siedziałem cicho. Nie miałem powodu, żeby się wtrącać, więc tylko potakiwałem.
- ...ja i Namjoon będziemy mieć duży dom...
Ładne marzenie.
- ...będziemy szczęśliwi...
Jeszcze ładniejsze.
- I będziemy...
Zmarszczyłem brwii słysząc to jedno jedyne słowo, które bolało bardziej niż milion uderzeń, a jednak leżałem tam i słuchałem. Nie miałem siły, żeby mówić.
W kilka sekund moje usta dotykały ust chłopaka, który odwzajemniał wszystkie moje gesty: każdy dotyk, pocałunek. Wciągu następnych minut nie miałem juz ubrań, w 10 kolejnych moje ciało było rozdzierane.
Najgorsze było to, że w przeciągu tych kilkudziesięciu minut straciłem ostatni kawałek człowieczeństwa, nie zostało mi juz nic.
~*~
Jakoś 2 tygodnie po tym wydarzeniu, kiedy wracałem ze spaceru natknąłem się na plakat wiszący na witrynie sklepu.
Było to ogłoszenie o występie grupy teatralnej, która miała wystąpić ze spektaklem bez nazwy. Po prostu był tam napis "Choć, zobacz ile możesz znieść", data, godzina i miejsce.
Występ miał odbyć się za pół godziny, a właśnie tyle dzieliło mnie od miejsca wystawienia sztuki. Chyba sam diabeł popchnął mnie, żeby tam iść, bo nie wiedziałem jak, ale znalazłem się przed drzwiami teatru. Podszedłem do kasy, kupiłem bilet i udałem się na sale. Nie było tam dużo osób, ale wszyscy byli bardzo ładnie ubrani. Jakoś nigdy nie zwracałem na to uwagi, więc to, że mój ubiór różnił się od tego, który nosili oni, jakoś nie bardzo mi przeszkadzało. Kto miał mi zabronić chodzić w dresach do teatru.
Kiedy światła zgasły ułożyłem się wygodniej, przeczuwając, że zabawie tam na dłuższą chwilę.
Na scenę wbiegła jakaś kobieta, wywróciła się i popatrzyła na ludzi na sali. Widziałam w jej spojrzeniu wszystkie uczucia jakie nad nią górowały. Podeszła do niej jakaś postać i chwilę się na nią patrzyła.
"- Jestem człowiekiem?
- Jesteś pół aniołem i pół człowiekiem. Kalekim, ułomnym tworem. I nikt nie będzie cię żałował poza mną, gdyż nikt nie wie, gdzie jesteś. A jesteś równie daleko
od Nieba, jak i od Ziemi, czyli jesteś Nigdzie."
Cicho się zaśmiałem, bo była w tym jakaś racja.
" - Więc czemu mnie okaleczyłeś?
- Takie jest nasze przeznaczenie. Stanowię przeciwwagę, inaczej Dobro, nie miałoby żadnej wartości."
Wtedy nie było żadnego przeznaczenia, takie słowo nie istniało nawet w moim słowniku. Znowu chciało mi się śmiać, tym razem z glupot jakich słuchałem. Przeznaczenie nie istniało, każdy z nas mógł swobodnie kierować swoim życiem.
"- Jesteśma do siebie podobni. Ja jestem kaleki, ty jesteś chora.
- Skąd wiesz?
- Nieważne. Powiedz, czego się boisz? - Boję się, bo nie wiem, co zrobić z bólem, jeśli jest większy, niż można znieść."
Czy istniał taki ból jaki można było znieść? Nie ma takiego rodzaju, który można znieść, bo jest tylko jeden ból- ten do wytrzymania.
Poprawiłem się na krześle, scierajac kropelki potu z czoła. Robiło mi się coraz bardziej gorąco. Nie wiedziałem, czy to przez upał na polu, czy przez to, że słyszałem słowa, których nie chciałem słyszeć. Zawsze wmawiałem sobie swoje, a tam wtedy na tej sali, mówili o rzeczach, o których ja nigdy nie mówiłem, mi nigdy nie było wolno.
"Boję się, że mama nie jest wielką artystką. Zauważyłam, że nic ją nie boli nawet wtedy, gdy maluje ból.
- Zło bywa samotne i nieszczęśliwe, tylko trzeba je oswoić. Cierpienia nie wybierasz, ono na ciebie spada. Ale za jego sprawą możesz wybrać."
Parsknąłem śmiechem i założyłem nogę na nogę. Mogłem wybrać? Ja nigdy nie miałem wyboru. Zawsze było jedno wyjście, które ktoś mi narzucił.
"A ja? Ludzie boją się tego, co tkwi w nich samych. Ja pozwalam im oglądać się jak w lustrze”.
Uśmiech powoli schodził mi z ust, moje dłonie zaczęły się trząść. Powtarzałem sobie "Ja się nie boje".
"Zło musi istnieć, to tylko człowiek nie musi z niego czerpać. Ma wybór. I musi mieć wybór”
Przed oczami pojawił mi się obraz z kilku miesięcy przed przedstawieniem. Chciałem mieć wybór, chciałem to odsunąć, ale to przyszło przylepiło się, a ja nie mogłem tego odgonić. Ten głos, ten obraz, ten cholerny ból na sercu.
Przyłożyłem paznokcie do skóry dłoni i zacząłem ją drapać. Siedziałem tam sam, przestraszony.
"Nagromadzenie cierpienia może być groźne.
Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, wciąż żyjesz.
Pogódź się z tym."
Pogodzić się było trudno. Pogodzić ze wszystkimi co usłyszałem, z każdym wyborem jaki ktoś dokonał za mnie.
"Jeśli cierpisz, wciąż żyjesz.
Wszystko jest możliwe
Po to jest człowiek żeby niemożliwe stało się możliwe."
Zrobić niemożliwe było prościej.
"Człowiek jest z natury dobry, choć czasem o tym zapomina."
Ale zapomnieć było najtrudniej.
Szybko wstałem i wybiegłem z pomieszczenia z łzami w oczach. Na odchodne usłyszałem jedno zdanie, które wbiło mi się w pamięć.
"Bycie człowiekiem jest bardzo trudne."

7 komentarzy:

  1. Opowiadanie jest niesamowite.
    Chce więcej *.*
    Bardzo mnie zaciekawiło.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeej. Piszesz bardzo wciągające opowiadania. *.*
    Czekam na kolejne części i wgl życze Ci duzo weny do dalszego pisania :*

    + jezeli bys miala chwile czasu, to zapraszam :*
    http://yaoi-exo.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeej. Piszesz bardzo wciągające opowiadania. *.*
    Czekam na kolejne części i wgl życze Ci duzo weny do dalszego pisania :*

    + jezeli bys miala chwile czasu, to zapraszam :*
    http://yaoi-exo.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeej. Piszesz bardzo wciągające opowiadania. *.*
    Czekam na kolejne części i wgl życze Ci duzo weny do dalszego pisania :*

    + jezeli bys miala chwile czasu, to zapraszam :*
    http://yaoi-exo.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku, cudeńko. Weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow! Wciąga, czekam na dalsze rozdziały. ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to było za zdanie, ktorego Hoseok nie dokonczyl? ? ?

    OdpowiedzUsuń