piątek, 20 stycznia 2017

Today I love you VI

Jeśli mogę to komuś zadedykowac. To chce zadecydować to mojej Szirusi, której nie ma ze mną od 29 listopada, a której nigdy nie zapomnę.

29 listopada
-Jungkook, proszę, błagam, przyjedź.- słaby głos blondyna rozniósł się po słuchawce, powodując tym samym drżenie rąk bruneta, z którym rozmawiał. Nie zabierajac nawet kurtki, wybiegł z domu, w pośpiechu zamykając drzwi. Trząsł się ze strachu o starszego, krople potu niebezpiecznie zbierały sie na jego karku, dając dowód na to, jak bardzo przejmował sie blondynem.
Jeon nie zdążył nawet powiedzieć "słucham", a juz ten niski, płaczliwy głos wydobył się z telefonu, raniąc mu przy tym serce. Bo Taehyung płakał i Jungkook był tego wręcz pewien, a nie chciał, żeby ten smucił sie chociaż na kilka chwil.
Autobus, którym mógł dojechać do Kima, akurat stał na poboczu, a Jeon miał ochotę wycałować Boga, w którego nawet nie wierzył, po stopach.
Sam nie myślał, ze będzie w stanie aż tak się zaangażować w znajomość z Taehyungiem, jeśli tak można bylo nazwać ich relacje. Nie mówił jeszcze o miłości, bo naprawdę trudno było mu chociażby wypowiedzieć pierwszą sylabe tego słowa.
Już od pierwszego spotkania wiedział, że Kim pomimo złej aury i otoczki egoisty, wcale taki nie był. Pod płaszczem fałszywej osobowości, która była dla blondyna tarczą przed światem, krył sie zagubiony chłopczyk, potrzebujący wsparcia. I mimo, że Tae nie prosił się o czułości, czy choćby nie mówił otwarcie o swoich uczuciach, Jungkook mógł wyczytać  smutek w jego oczach.
Brunet szybko wybiegł z autobusu, kierując się biegiem do mieszkanka Kima. Chciał już mieć go w swoich ramionach, nawet jeśli ten miałby go za to bić i wyzywać. Chciał obetrzeć jego łzy i sprawić, żeby ten nie ronił ich już nigdy więcej.
Nawet nie pukał, przecież Taehyung nigdy nie zakluczał drzwi, kiedy był w domu. Wpadł do małego saloniku, już w korytarzu słysząc szloch starszego, który przedzierał sie przez ciszę. A ta nigdy nie była tak gęsta i nieprzyjemna jak wtedy. Brunet zobaczył siedzącego na podłodze Kima, który opierał głowę o jeden z foteli. Jedną z dłoni trzymał na kolanie, dzierżąc w niej telefon. Z głośników leciała spokojna muzyka, którą Kook już nie jeden raz słyszał w pubie, do którego Ci razem lubili chodzić.
Dopiero, kiedy brunet zbliżył sie do sylwetki starszego, zobaczył jego dłoń i momentalnie samemu zachciało mu sie płakać. Czuł, jakby ktoś wypalił mu milion dziur w całym ciele, aż z każdym spojrzenie na czerwone od łez i pocierania oczy Taehyunga, miał coraz większą oschote zamknąć oczy i obudzić się w innej rzeczywistości.
Blondyn nie odzywał sie ani słowem, ponieważ szloch zakłócał każdy wers piosenki, który chciał zaśpiewać. Nie miał siły trzymać emocji w ryzach, nie tamtym razem, nie kiedy stracił kogoś, kogo uważał, za swojego przyjaciela. Kogoś, z kim był od zawsze.
Dłonią, w której nie trzymał telefonu, gladził miękką fakturę sierści swojego psa. Przejechał kciukiem po jego zimnym i suchym nosie, pamiętając, że ten lubił to ponad wszystko. Zawsze wtedy wywracał sie na plecy, prosząc  o odrobinę czułości.
A blondyn czuł sie pusty, jakby ktoś zabrał mu sens, rozszrapał mu serce i podeptał jego płuca, przez które tak trudno było mu pobierać oddech. Nie był w stanie nie płakać. Nie był nawet w stanie odejść od fotelika, na którym zazwyczaj siedziała Szira, jego ukochany pies, członek rodziny i jedyny przyjaciel, któremu ufał.
Jak mantre, powtarzał ciche "przepraszam", tuląc swój mokry policzek do okrutnie zimnego policzka pupila. Chciał umrzeć, gdyby to miało przywrocić życie jego małemu przyjacielowi, oddałby je całe, byle tylko ten mógł pożyć jeszcze kilka dni. Nawet nie zdążył się pożegnać. Nie zdążył podziękować za wszystko. Za to, ze miał się do kogo przytulić w najgorszych chwilach. Za kazde machnięcie ogonem, które było w stanie naprawić nawet najbardziej paskudny dzień. Za to, że dzięki niej, mieszkanie zawsze tętniło życiem. Ale przede wszystkim za obecność.
Nie miał w życiu nikogo, kto był mu bliższy, kto znał więcej sekretów blondyna. Tylko ona była, żyła dla niego.
Brunet usiadł za Taehyungiem, nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie z małym stworzonkiem, leżącym na fotelu. Pies przykryty był różowym kocykiem, który Taehyung podarował mu podczas wakacji.
A Jungkook przysiągłby, ze nigdy w życiu nie czuł się tak jak wtedy. Widział jak cierpienie wykręca twarz Taehyunga, kiedy kolejne jęki i słowa  o wybaczenie wychodziły z jego ust.
-Jungkook, to moja wina... Mimo tego, że  wiedziałem, że jest chora, ostatnio- tu zrobił pauze- ostatnio kiedy obudziła mnie w nocy, kiedy kładłem ją na foteliku, nie położyłem jej miękko, tylko nią rzuciłem. Nie mocno, nie zrobił bym jej tego, ale było mi tak źle, kiedy widziałem jak przekręca głowę, jak piszczy.- Taehyung schował głowę, jeszcze bardziej wtulajaąc się w lekko siwą śierść psa- A dzisiaj w nocy, ona piszczała, a ja ja olałem, rozumiesz? Nie było mnie kiedy odeszła, była  wtedy sama, a powinienem byc z nią, trzymać ją za łapkę i powiedzieć jak bardzo ją kocham.
Cichy jęk, a zaraz potem okropny wydech bezsilności wydobyły sie z ust Taehyunga. Nie był juz w stanie mówić. Nie miał już siły na nic.
-A może ona potrzebowała samotności, żeby odejść? Wydaje mi się, ze nie chciała, żebyś na to patrzył. Przecież Cię kochała, tak jak Ty ją. Opiekowałeś się nią najlepiej na świecie i jestem pewien, ze odeszła spokojna, z ciepłem na serduszku. Przecież w niebie wszystkim jest dobrze. Juz się nie męczy i teraz patrzy na Ciebie z góry i będzie stamtąd na Ciebie patrzeć, aż kiedyś znowu się spotkacie
Kim tylko kiwnął głową, przeczesujac sierść pieska między palcami. Mimo obecności Kooka, jeszcze nigdy nie czuł sie tak samotny.
~*~
-Tu będzie dobrze?- brunet wskazał palcem na miejsce obok wysepki, która latem mieniła się kolorami kwiatów, które sadził dziadek blondyna. Ten kiwnął głową, poprawiając szalik, który zsunął mu sie z nosa. Pachniał jego małym przyjacielem, a tego zapachu Kim potrzebował teraz bardziej niz tlenu.
Jeon chwycił za łopatę, kopiac dół, w którym miała być pochowana ukochana Taehyunga. Blondyn trzymał ją na rękach, położoną w prowizorycznym legowisko, zrobionym z dolnej części klatki dla gryzoni. Pod głową pupila, Kim położył maskotkę, z którą zwykł spać, zeby już zawsze było jej miękko. Położył ją na blado różowym kocu, przykrywajac ją tym, który kupił jej w wakacje. Gładził jej zimną głowę, nie mogąc pogodzić się z tym, że za kilka minut, jej obraz będzie miał juz tylko w pamięci.
-Babcia obiecała, że w lecie posadzimy na jej grobie kwiatki, żeby wspominać Szirusie jako taki promyczek, którym była.
A brunet kopał dalej, choć jego pole widzenia rozmazywało się coraz bardziej. Nie mógł patrzeć na cierpienie Taehyunga, w dodatku naprawdę polubił jego małego przyjaciela. Oba bodźce uderzały w niego równocześnie, powodując ból w klatce piersiowej i suchość w ustach. Ale nie mógł płakać, chciał pomóc Taehyungowi, wesprzeć go, odsunąć od niego myśl, ze to wina blondyna, jak ten uważał. Szira była chora na raka płuc, a Kim był najlepszym opiekunem jakiego brunet kiedykolwiek widział. Wstawał w nocy, żeby dać jej pić, czy wynieść ją na pole. Usypiał ją do snu, przytulał, a nawet nie puszczał na glos muzyki, wszystko robił dla tej małej istotki, która była jego promykiem szczęścia i jednym z niewielu kolorów jego życia.
Jungkook otarł łze, która miała zamiar stoczyć sie po jego policzku, odkładają łopatę. Taehyung zrozumiał, ale wcale nie było mu lepiej. Mimo, ze wiedział, że Szirusi na pewno było teraz dobrze, nie chciał jej opuszczać. Położył ją na ziemi, klękając przy jej drobnym ciałku. Pochylił sie do przodu, sprawiając, ze łzy skapywały na lekko rozwarte powieki psinki. Chciał ją zapamiętać jako uosobienie dobra na ziemi, jako swojego osobistego anioła stróża, który często wchodził na stół, jadał dużo czekolady i zawsze był małym grubaskiem. Który doskonale znał drogę do domu, nieważne gdzie był, który zawsze towarzyszył Taehyngowi, który zawsze był i którego Tae miał zamiar nigdy nie zapomnieć.
Pocałował ją w głowę, jak to zawsze miał w zwyczaju robić, kiedy wchodził z domu i nie zabierał jej ze sobą. Pogłaskał ją małą łapkę, z lekko przydługimi pazurkami, po czym przrykrył   ją do końca różowym kocem.
Patrzył na nią cały czas, kiedy Jungkook zasypywał jej przygrube ciałko ziemią. Robił to ostrożnie, z wyczuciem.
A blondyn był Kookowi za to ogromnie wdzięczny. Tak jak za to, że ten nie płakałał, przez ten drobny gest, poczuł, że ma w nim wsparcie. Już nie szlochał, patrząc na twarz bruneta, który dołożył ostatnie łopaty ziemi. Wyciągnął dłoń w kierunku blondyna, pociesznie się uśmiechając. Ten wręczył mu małą tabliczkę, zrobioną ze znalezionego w piwnicy kawałka panelu. Widział na nim napis o imieniu pieska o dacie jego urodzin oraz dacie śmierci.
Taehyung obiecał sobie wtedy, ze zrobi mu  tabliczkę z prawdziwego zdarzenia i przyniesie ją, kiedy następnym razem ją odwiedzi. Kim usłyszał jak jeszcze Jeon mówi, ze zostawi go z przyjaciółką samego, za co ten znów, był mu wdzięczny.
-Wiesz, będę tęsknił. Bardzo będę tesknil, ale będę Cie odwiedzał. I przepraszam za wszystko, ale przede wszystkim dziękuję, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczylaś i jak mi źle, ze Cie juz nie ma. Moje pocieszenie, moja mała Szirusia. Nawet pamiętam jak sikałaś na dywan, kiedy byłaś malutka. Byłaś taka śliczna, taka grubiutka, a przy tym byłaś moją małą księżniczką. Wiesz dlaczego z tęsknotą tak trudno sobie poradzić? Ta cisza mnie tak przeraża. Bez Twojego stukania pazurkami o podłogę, bez błagania o czekoladę, bez Twojego szczekania na naszą sasiadke, będzie mi pusto i to mnie chyba najbardziej przeraża. To, że będzie bez Ciebie pusto. Mam nadzieję, ze tam bedzie Ci dobrze, bo będzie, nie? Proszę, pamiętaj o mnie, poczekaj tam na mnie. Będę sie modlił o Ciebie, bo Cię kocham, tak? Najbardziej na świecie, najbardziej.
Chłopak spuścił głowę, wpatrując się w kupkę ziemi, pod którą leżała ona. Jego królewna. I dałby sobie rękę uciąć, ze poczuł wtedy wiatr, delikatny smagajacy go po policzkach. Widział ją w tym wietrze, który opatulił go, jak jeszcze nigdy wcześniej. Przymknął powieki, uśmiechając się lekko. To bylo jej pożegnanie. Znak, ze zawsze będzie z nim.
Taehyung wstał, nie przejmując sie błotem na kolanach spodni.
-Kocham Cię najbardziej. Pa, Szirusia.

1 komentarz: