sobota, 12 listopada 2016

Today I love you II


Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O tym, jak szybko łapie nerwica II
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Jungkook wstał chwilę po siódmej, zanim jeszcze budzik zadzwonił. Yoongiego nie było, kiedy otworzył oczy. Domyślał sie, że starszy musiał iść do pracy.
Chłopak szybko oporządził się w toalecie, przebrał się w strój, jaki przystało nosić lekarzowi w klinice. W porównaniu do poprzedniego dnia wyglądał znacznie lepiej. Wyspał się, przez co cienie pod oczami straciły na intensywności, cera, przez dzbanek wody, którą na noc wypił, wydawała się wyglądać na zdrowszą i młodszą. Kooki lubił wyglądać młodo, chciał się czuć jakby znów miał te dwadziescia-cztery lata, bo mimo tego, że nie żałował wybory swojej pracy, to doskwierała mu myśl, że nie wybawił się dostatecznie. Dlatego właśnie tak często umawiał się z Jiminem. Przy starszym miał wrażenie, jakby młodniał, może dlatego, że przeżył z nim pierwszego skręta, pierwsze zalanie w trzy dupy, jak i pierwszy kontakt seksualny, a także  każdy rok swojej edukacji. Poznali się odkąd Jungkook poszedł do pierwszej klasy, jako uroczy siedmiolatek. Wtedy też organizowane były zajęcia chóru, na które zarówno Jimin i Jeon zdecydowali się iść. Już na pierwszych zajęciach, pani prawie ich wyrzuciła, za przepychanki. Cóż poradzić na to, że i pierwszoklasista i trzecioklasista chciał zająć miejsce na krześle, z mięciutką poduszką? W efekcie ich małej sprzeczki, resztę spotkania spędzili na ziemi, śmiejąc się z wyglądu ich Pani oraz głupich min, jakie robili inni, kiedy śpiewali.
Jungkook zabrał z lodówki sałatkę, którą na wypadek trzymał w pudełku, po czym udał się do kliniki. W ośrodku dostępne były obiady i różnego rodzaju pierwsze, trzecie i ósme śniadania, ale Kook nie lubił jeść jedzenia, jeśli nie widział jak bylo zrobione. Dużo sie przecież słyszy o tym, że pracownicy plują do zup, które gotują.
Dojechał do pracy w czasie krótszym niz zazwyczaj, ludzi też było jakoś mniej. Dopiero potem uświadomił sobie, że wsiadł do busa, który jechał o dziesięć minut wcześniej niż ten, którym miał plan jeździć zawsze.
Kiedy przyszedł, w ich pokoju, na fotelu, siedział Jimin. Miał zamknięte oczy, jego klatka unosiła sie równomiernie, straszy chłopak chyba spał. Jungkook, jak na dobrego przyjaciela przystało, przykrył go kocem, który leżał na kozetce obok fotela. Park zasłużył na odpoczynek, po całonocnym dyżurze, szczególnie, że z tego co zdążył posłuchać, kiedy przechodził obok pań sprzatających, ktoś się w nocy powiesił.
Jimin zawsze chciał byc lekarzem, a że nie był w stanie nawet myśleć o patrzeniu na czyjąś agonię, został psychiatrą. Miał nadzieję, że chociaż w taki sposób uniknie bliskiej styczności ze śmiercią.
-Jesteście wszyscy?- drzwi delikatnie się otworzyły, a za nich widać bylo tylko blond czyprynę.
-Chyba tak, rzeczy Seokjina są.
Namjoon kiwnął głową i juz mial opuścić pomieszczenie, lecz zatrzymał się i spojrzał z litością na truchło, leżące na fotelu.
-Jimin, możesz iść do domu.- brunet natychmiast otworzył oczy, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom Kookiego, wcale nie spał.
-Po co? Żeby siedzieć i zadręczać się tym co się stało? Lepiej daj mi coś do roboty, wtedy poczuje sie lepiej.
Park wstał z siedziska, delikatnie przeciągając mięśnie rąk. Nawet nie zauważył pełnej podziwu miny Jeona, który prawie się obślinił przez zbyt długie otwieranie ust. Jungkook wiedział, że Jimin nie lubi uciekać od problemów, ale nigdy nie powiedziałby, że po czymś takim chłopak zostanie w pracy. Przeszła go myśl, że jest strasznym tchórzem, bo on sam zapewne od razu by uciekł. Mimo, że wzbraniał sie nogami i rękami przed przyznaniem, że ma psychikę nastolatka, to w głębi serca wiedział, że do dojrzałości dużo mu brakuje.
-W takim razie, za pół godziny macie grupę nerwową.
-Razem z depresyjną?
-Tak, tak.- blondyn znów miał zamiar wyjść, kiedy powstrzymał go głos Jungkooka.
-Zaraz, chwila, "macie"?
-Pomożesz Jiminowi, to chyba nie problem?
-Nie, nie, skąd.- Jeon z zakłopotania podrapał sie po karku. Spuścił głowę, żeby nikt nie zobaczył jego uśmiechu. Szczerze powiedziawszy, na to właśnie czekał. Uzależnienia, schizofrenie, średnio go interesowały. Chciał leczyć niedoszłych samobójców, osoby, które nie miały już chęci do życia.
Brunet nie zorientował się, kiedy wspomniane trzydzieści minut minęło i Jimin kazał mu się zbierać. Ze swojej torby wyjął notatnik, długopis i grzecznie powędrował za starszym.
-Ostrzegam, że jest jeszcze dziwniej niż na uzależnieniach.
-Na tej, na której byłem nie byly tylko uzależnienia. Był tam taki młody chłopak-
-Był tam tylko dlatego, że oprócz fobii społecznej, jest ćpunem.
Jungkook kiwnął głową i do końca drogi przez dwa i pół piętra, nic już nie mówił.
Kiedy drzwi windy rozsunęły się, chłopcy wspólnie z niej wyszli i skierowali się w stronę ustawionego już koła z krzeseł. Większość była już zajęta, zostały tylko dwa wolne miejsca, specjalnie uszykowane dla dwóch lekarzy. Jimin usiadł, Kooki po uprzednim ukłonie, spoczął na wolnym krześle.
-Spóźniłeś się, aż trzy minuty.- głos zabrała drobna blondynka, której nogi delikatnie majtały nad ziemią. Była ubrana w ciemnoróżowy swetr, którego rękawy pozaciągane były od szarpania. Dziewczyna starała się jak najbardziej ukryć dłonie i nadgarstki, lecz Jungkook mógł dostrzec drobne blizny po przypalaniu, obok knykci.
-Tylko dlatego, że omawiałem z Kookim, co będziemy dziś robić.
-Mogę mówić "Keksiu"? Brzmi ładnie.- Jeon popatrzył na właściciela niskiego, męskiego głosu. Chłopak, siedział z rękami założonymi na piersi, który nieśmiało sie do niego uśmiechał.
-Jasne, mów jak Ci wygodnie.
Jungkook odwzajemnił uśmiech, odlepiajac wzrok od sylwetki rozmówcy. Przeleciał po posturach zebranych wzrokiem, kiedy pierwsze cztery osoby odowiadały o tym, jak mijał im dzień. Jeden chłopak zwrócił jego uwagę. Nie był w stanie dostrzec jego twarzy, ponieważ ten cały czas wpatrywał sie w swoje zaczerwienionie dłonie. Wyrywał skórki przy paznokciach, a z małych ran sączyła się krew, która skapywała, na pokryte białym materiałem spodni, uda. Jungkooka niezmiernie to irytowało, sam nie wiedział dlaczego, ale ogarnął go niepokój i uczucie deja vu.
-Taehyung, a Ty co nam powiesz?- wspomniany chłopak podniósł głowę do góry i Jungkook nie miał nawet czasu pomyśleć o tym, ile sentymentu ma do tego imienia, kiedy poczuł się, jakby ktos wylał na niego kubeł zimnej wody.
Twarz chłopaka była zaczerwieniona, usta sine, niemalże fioletowe, a oczy o pięknym kolorze machoniu, przymglone i nieobecne.
Jungkook patrzył na chłopaka zaledwie kilka sekund, aż w końcu wstał i szybkim krokiem skierował sie w stronę schodów. Biegł, dopóki nie znalazł sie w pokoju lekarskim. Z hukiem zamknął za sobą drzwi i skierował sie do swojej torby. Drżacymi dlonmi wyciągnął z niej  zapalniczke i żółte Camele. Wyciągnął papierosa z opakowania, z niemałym trudem go odpalił, po czym wepchnął przenośnego raka płuc do ust. Palił szybko, niemalże dusząc sie dymem. Nie mogl sie uspokoić, to głupie drżenie rąk, jak i silne uderzenia serca, nie chciały przejść, aż do momentu, w którym nie poczuł na ramieniu ciepłej dłoni.
-Ej, w porządku? Wyleciałeś jak z procy.
Namjoon obdarzył Jungkooka lekkim uśmiechem, który ten, źałośnie odwzajemnił.
-Tak, tylko jakoś tak zrobiło mi się duszno.
-Powiedzmy, że Ci wierzę.
Kooki skinął głową, wdzięczny starszemu za wyrozumiałość. Był głupi, kłamiąc, przecież Kim był psychiatrą, nie dawał się nabierać.

1 komentarz:

  1. Zapowiada się bardzo ciekawie, wybrałaś ciekawą tematyke, więc nie pozostaje nic innego jak czekać na kolejne czesci! ^w^

    OdpowiedzUsuń