wtorek, 18 kwietnia 2017

Beauty & Horse II

Endo ficzek

Przypominam nadal o wattpadzie (@hoskiv)

I nie wiem co zrobiłam źle, że w ostatnim rozdziale Kruków nie było żadnego odzewu xD
Nowe kruczki będą kiedyś, na razie mam dla was to

Po dniu, w którym pierwszy raz od kilku lat spotkałem Hoseoka, widziałem go jeszcze kilka razy w tamtym miesiącu. Czasem nawet specjalnie przychodziłem przed godziną, na którą umówiłem się z Kuksonem, żeby móc spędzić z hyungiem więcej czasu.

Mama moich przyjaciół nie miała nic przeciwko, dzięki czemu nie czułem się skrępowany pytając, czy może to właśnie Hoseok jest w domu. Nie zadawała pytań, nie stroiła tez dziwnych min.

Brat Jungkooka wziął tez ode mnie mój numer, tłumacząc, że to na wypadek gdybym kiedyś nie miał towarzystwa i chciał spędzić swój wolny czas z nim. Nie pisaliśmy ze sobą często, zdarzało nam sie wymienić kilkoma smsami na wieczór, kiedy któryś z nas, przeważnie ja, nie mógł zasnąć.

Hoseok: Nie myślałeś może o jakiś tabletkach na sen? Ewentualnie o nocnych spacerach?

Jiminnie: Z kim mam na nie chodzić? Z mamą? XDD

Hoseok: Gdybym był Twoją mamą, to bym nie chciał

Hosoek: Ale nią jestem, więc chce.

Hoseok: O ile to nie będzie srodek nocy, bo też chce spać sry XDDD

Więc zgodnie z obietnicą, spotykałem się z brunetem codziennie koło godziny dwudziestej, żeby móc odświeżyć umysł przed wpakowaniem się do łóżka. I juz sam nie wiem, czy to te spacery, czy obecność hyunga pozwalały mi spać spokojnie.

Zdarzały się też sytuację, że spotykaliśmy się w dzień, często w pracy starszego chłopaka, kiedy akurat nie mógł widzieć sie ze mną na rytualnym, nocnym spotkaniu.

Lubiłem przychodzić do budynku, w którym pracował starszy. Części komputerowe i różne akcesoria porozwieszane były wszędzie. Pomimo, że wyglądało to przesadnie, wszyscy pracownicy serwisu znali się na fachu, więc Hoseok nie narzekał na brak klientów. Tylko w środy ludzi było jakoś mniej, niz każdego innego dnia.

I właśnie tamtego pamiętnego dnia była środa.

Wpadłem do budynku, chwilę po skończeniu lekcji. Za kazdym razem chciałem kupić starszemu jakiś smakołyk do jedzenia, czy picia, ale otoczeniu mi na to nie pozwalało. Ani mnie, ani Hoseokowi, ani jego szefowi nie widziało się odratowywać zalanych słodką kawą urządzeń elektrycznych.

-Hyung, mam dość, czemu mi w zyciu nie wychodzi.- odłożyłem dlugopis na blat, kiedy kolejne równanie chemiczne nie miało takiego rozwiązania, jak na końcu książki.

-Przecież masz naprawdę kochany styl bycia, to Ci wyszło. W dodatku Twoje poczucie humoru jest naprawdę na poziomie.

Aż mi sie wtedy oczy zaświeciły, przysięgam.
Pierwszy raz, ktoś oprócz Jungkooka pochwalił mój charakter, a ja miałem wrażenie, że zaraz rzucę się na szyję hyunga i wyściskam go za to, co powiedział.

Hoseok chyba nie zrozumiał o co mi wtedy chodziło, a mi nie było śpieszno go o tym informować. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, mógł wyczuć, ze naprawdę nienawidzę kiedy ludzie komplementują mój wygląd.

Jakże byłem szczęśliwy, kiedy chłopak znów pochwalił moje przysposobienie. Nieświadomie zaczynałem go lubić coraz bardziej, sam nie byłem pewien, czy chce sie z nim umawiać, czy pragnę zostać w relacjach przyjacielskich. Nawet nie wiedziałem co hyung sądzi o naszej relacji i czy przede wszystkim, czy chciałby, żeby zboczyła na inny kurs.

-Myślisz, że Twój brat mnie lubi?- Jungkook zatrzymał film, który wspólnie oglądaliśmy, po czym popatrzył na mnie niewinnie.

-Raczej tak, przecież się spotykacie.

-A myślisz, że... on ma kogoś?-  nawet nie sądziłem, ze tak głupio będzie mi o to zapytać, ale musiałem się dowiedzieć. Musiałem wybadać grunt, w końcu nie chciałem nikogo nikomu odbijać.

-Miał jednego chłopca, dwa, czy trzy miesiące byli razem, ale tamten powiedział Hoseokowi, że jest na niego za brzydki, przez to hyung wyjechał, chyba serio go to zabolało, ale nie znam szczegółów, nie chciał mówić, więc nie drążyłem. Po co Ci to wiedzieć, nie mogłeś zapytać jego?

-Tak tylko mi przyszło teraz do głowy.

Miałem zielone światło do zdobycia serca Hoseoka, więc jeszcze tamtego dnia umówiłem się z nim na wyjście do groty solnej,  w której lubiliśmy spędzić czas.

Martwiło mnie tylko to, o czym wspomniał Kooki. Nie zwracałem zbytniej uwagi na to, jak hyung wygląda. Był zadbany, a przede wszystkim miły i ciepły w stosunkach międzyludzkich.

Na szczęście w grocie solnej byliśmy sami, co sprzyjało rozmowie. Starsza pani poinformowała nas tylko, że po nas przyjdzie kiedy skończy sie nasz czas pobytu, po czym wyszła, zostawiając mnie i hyunga sam na sam.

-Hyung, czy Ty masz jakiś ideał piękna?- odwróciłem sie w jego kierunku, podciągając czerwony koc aż pod brodę.

-Zawsz patrze na to, jakie ktoś ma poczucie humoru, czy kocha zwierzęta, jak traktuje rodziców. Jeśli wszystko mi się z tych rzeczy podoba, wtedy mogę nazwać taką osobę piękną.

-A ja, jestem więc piękny?

-Najpiękniejszy, nie znam nikogo kto aż tak wpasowałby się w te kryteria.- Hoseok uśmiechnął sie do mnie ciepło, kładąc podbródek na dłoni.

-Umówisz sie ze mną? Ale tak na serio, na randkę.- nie miałem pojęcia skąd nagle pojawiło się we mnie tyle odwagi. Waliłem prosto z mostu, nie zwarzając na to, że chłopak może mnie nie chcieć i odrzucić moje zaloty.

-Przecież masz tylu facetów do wyboru, głupio by było gdyby osoba, za którą gania sznurek facetów, spotykała sie z kimś tak mało atrakcyjnym.- dałbym sobie głowę uciąć, że zauważyłem w jego oczach smutek.

-Nie chcę pięknego na zewnątrz faceta, a w środku sukinsyna, który chce mnie tylko po to, żeby pokazać mnie kolegom. Chcę osoby, która miałaby dobre serce, do którego chciałaby mnie przyjąć, niewazne jak miałaby wyglądać na zewnątrz. Chcę Ciebie, przynajmniej chcę spróbować.

Uśmiechnąłem się, widząc, że Hosoek również unosi kąciki ust w górę. Kiwnął głową, a ja miałem nadzieję, że nasza przyszłość będzie choć w małym stopniu tak ciepła, jak serce hyunga.

Sam nie sądziłem, że kiedyś spotkam kogoś, kto będzie dla mnie taki dobry jak Hosoek, tak odpowiedzialny, sympatyczny, zdolny do współczucia.

Nasza przygoda z randkami i wszystkimi związanymi ze związkiem sprawami dopiero się zaczęła, ale idzie w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że stworzymy coś, o czym zawsze marzyłem.

Wygląd to nie wszystko. Dzieciaki z liceum wybierają partnerów, patrząc na kształt nosa, wagę, wielkość odrostów, w niektórych przypadkach nawet na wielkość stóp.
Ja mam dla nich tylko jedną radę, aby przestali patrzeć tak płytko i zaczęli zaglądać w głąb ludzi, nie zaś w głąb ich dekoltów, czy spodni.

Bo prawdziwie kochać można tylko sercem, a nie ciałem.

wtorek, 7 marca 2017

Comin' home trochę Vkook

Trzecioosobowa narracja Kookiego, który czuje naturą, ale tęskni sercem.

Słodka muzyka płynącą z radia miło koiła serce Jungkooka, które nie było w stanie uspokoić się od kilku godzin, a nawet od kilku dni. Chłopak stukał palcami o oparcie na drzwiach samochodu, ignorując wszystkie dźwięki, jakie wydawali z siebie koledzy. Za oknami zbierało się na deszcz. Porywisty wiatr szarpał gałęziami drzew, czarując je tak, że wyglądały jak tancerki w cyrku.
Jeon uchylił szybę, przymykając oczy, kiedy poczuł chłód na policzkach. Uśmiechał się, czując się wolnym. Codownie, pięknie wolnym.

Stapiał się z dzwiękami przyrody, jakby zawsze był jej częścią. Ta już tyle razy tuliła go do snu, leżącego na zimnym, wilgotnym mchu.

Brązowe, skórzane rękawy od pilotki wbijały mu sie w ucho. Nie były takie jak kiedyś, nie było w nich juz kolczyków, tuneli, żadnych ozdób.
Żadnych pierścionków, otoczek, aury, tylko Jungkook wyglądający zwyczajniej niż zwyczajnie.

Czarne włosy, przezedzone, podcięte, najdłuższe kosmyki sięgały do brwii.

Na twarzy tylko oznaka zmęczenia, w połączeniu ze strachem i nutą rozbawienia. Szczęście, szczerze goszczące w gestach. Upragnione szczęście.

Zero makijażu, czysta cera, z jedną blizną na policzku i trzema przy prawej powiece.

Powieki opadające z emocji, jednocześnie tak spragnione ich szerokiego otwierania. Krótkie rzęsy, otulające migot w czarnych, smolistych oczach. Pięknych.

Droga zostaje w tyle
I światła miasta.
Wyłączam sie na chwile
Do siebie wracam.
Zostanę dzisiaj tu.
Nie potrzebuje słów

Droga dłużyła się, postój także.

Zatrzymani w hotelu, w którym Jeon zarządał własnego pokoju, ciszy i spokoju. Ułożył sie na łóżku, zdejmując kurtkę i kładąc ją na oparciu krzesła. Uśmiech nadal tlił sie na jego twarzy, niczym płomyki skaczące po rozgrzanych gałązkach watry. Był tak jasny, ciepły i szczery.

Sen nie był dla niego, nie wtedy, nigdy. Nie mógł spać, zawsze miał z tym problem. Nie lubił spać sam, nie lubił samotności.

Otworzył drewniane okno, robiąc przy tym odrobinę hałasu. Wyskoczył na dach werandy, po czym zsunął się z niego, boleśnie lądując na mokrej trawie. Padało, a mimo tego pogoda, w porównaniu do serca Jungkooka, tańczyła. Szczęśliwie, lecz smutno. Była tak odwrotna.

Jeon zaśmiał się, widząc rozdarty łokiec, z którego sączyła sie brunatna, burgundowa ciecz. Wspomniał drzewo, z którego często spada.

Podniósł się, rejestrując jezioro w zasięgu wzroku.
Kostka bolała, ale to juz nie miało znaczenia.

Jak sarna, spokojnie, melancholijnie stąpająca po ziemi, Jungkook taki był. Pasujący do natury.
Wilgoć przyjęła to spokojnie, kojąc stopy zmęczone wędrówką. Deszcz padał bardziej, krople wchłaniały się w skórę Jeona, dając mięśniom chwilę wytchnienia.

I zanim Jungkook dotarł do jeziora, upadł na lepkim podłożu. To znów utuliło go jak syna.

Ranek był ciężki, emocje zdawały się ważyć jeszcze więcej, kiedy wkładał na ubrudzone błotem stopy masywne buty.

Samochód przejechał przez miasto, a Jungkook chwalił za to Boga. Z każdym minionym blokiem, kamienicą, kolorowym sklepem czuł się lepiej, pełniej.

Dzień, dwanaście godzin zajęła droga, dwanaście godzin ledwie jednego dnia.

Samochód zaparkował przy wydeptanej ścieżce, obok zamazanej tablicy z nazwą wsi.

Jungkook najserdeczniej pożegnał kilku kolegów, z którymi miał okazję wracać. Zabrał plecak z bagażnika terenówki, wsadzając do niego zieloną bluzę i pilotkę, które wcześniej zdjął. Popatrzył na nią pełen żalu, aby ostatni raz powiedzieć im "żegnajcie".

Pomachał kolegom, zakładając plecak na ramię. Zdjął grube buty, chwytają je w dłoń.

Letni piasek swoją strukturą pięścił skórę Jeona, jednocześnie przyjemnie raniąc je kawałkami zbitego żwiru i ostrych kamieni.

Droga była długa, ale Jungkook znał ją na pamięć. Pagórek, pole różowe, w którego wzdłuż przespacerował, pozornie czyszcząc skórę.

Drzewo na szczycie kopca, z huśtawką zawieszoną na grubej dębowej gałęzi uderzyło w Jeona, powodując dreszcz wzdłuż ramienia, przez który torba i buty spadły na ziemię.

Huśtawka kołysała się w przód i w tył, przez siedzącego na niej chłopaka.
Tego który też był dzieckiem natury.

Jungkook stracił siłę, kiedy ten odwrócił w jego stronę głowę. A jego serce uśmiechnęło się pięknie.

Kroki były powolne, chaotyczne w swej melodii. Ziemia trzęsła się niemiło.

A Jungkook ujął twarz drobniejszego chłopaka w swoje dłonie i z łzami tulącymi policzki przyłożył  jego głowę do swojej klatki piersiowej.
Wrócił tam, gdzie był on. Wrócił tam, gdzie był dom.

- Noc wita dzień, księżyc słońce całuje tylko raz tak czule.

-Tylko kiedy ten czeka z kubkiem dawno zaparzonych uczuć.

Gdzie byłaś gdy nie bylo
Wokół nikogo.
Nie mów mi tego nigdy
Bądź dla mnie sobą

Zostane dzisiaj tu
Nie potrzebuje słów.

Dom brzmi słodko. Dom brzmi imieniem. Dom czuje miłością. Dom wita beztroską. Dom koi. Dom przyjmuje. Dom czeka. Dom powoduje powroty. Dom tęskni. Bo Dom brzmi imieniem.

Domem Jungkooka był on. Drugi syn natury, z którym wspólnie brudził stopy w strumieniu. Który glaskał go po zmęczonych ramionach. Z którym razem leżał na wzgórzu. Z którym był, który był domem.

Dwadzieścia jeden miesięcy rozłąki, powitań miasta, tęsknoty, bez grama natury. Bez słodkiego uśmiechu, rąk plątających się wśród jego palców.

Słózba w wojsku była ciężka, ale jeszcze cięższy byla myśl, że Taheyung jest sam. Tęsknota bolała bardziej, niz zmęczone biegiem stopy.
Bo ze wszystkich można sobie poradzić, ale nie z tęsknotą.

Ale Jungkook wrócił do domu, którym był Taheyung. Tylko miejsce, w którym był on było domem. Tam chciał zostać, tam chciał umierać, tam chciał być.

Nigdy nie jest za późno, aby znaleźć dom. Trzeba tylko znaleźć odwagę, a wtedy znajdzie sie i czas.

Wracam do domu
Dom to tam gdzie jesteś Ty.
To takie proste
Tylko tam chce teraz być.
Zostane dzisiaj tu.
Nie potrzebuje słów.

wtorek, 21 lutego 2017

Wszystkie kruki mogą latać XVI

UWAGAUWAGAUWAGA
W tym rozdziale się prawie wszystko wyjaśni, to już trzy i pół roku od początku ficzka, omg, ostrzegam alertalert

JESZCZE RAZ OSTRZEGAM
-Nie miałem nawet czasu zrobić tego zadania, bo zabrała mi kartkę, twierdząc, że ściągam. A potem na religii, powiedziałem księdzu, że jestem gejem. Chciał nasłać na mnie egzorcyste, więc wyszedłem z sali, bo chciało mi się płakać z nerwów. Za to na biologii-

Hoseok wcale nie zwracał uwagi na to, co mówi do niego Jungkook. Odciął sie juz po pytaniu "Jak było w szkole?" I choć naprawdę chciał posłuchać o tym, jak kolega wrzucił petarde do kosza na śmieci, jego myśli krążyły wokół nierozwiązanej sprawy z Yoongim. Minem- skurwysynem- Yoongim.
Wiedział, że Jeon był wart wyjaśnień, ale nie mógł zebrać się w sobie, żeby wyznać mu prawdę. W dodatku młodszy nie naciskał, za co Jung był mu ogromnie wdzięczny. Miał tylko nadzieję, że ten nie będzie więcej zapędzał go w kozi róg, aranżując "podwójną randkę".

-Słuchasz Ty mnie w ogóle?- Jungkook szturchnął łokciem starszego, biorąc kolejny widelec, pełen sałatki warzywnej do ust.

-Przepraszam, zamyśliłem się.- Kook tylko potrząsnął głową, uśmiechając się delikatnie i dopiero wtedy Hoseok zobaczył, jak przez te kilka miesięcy zmienił sie młodszy. Budowa ciała stała sie bardziej męska, a bicepsy urosły, dodając chłopakowi wyglądu sportsmana. Także ilość kolczyków w uszach sie zmieniła i właśnie wtedy Jung miał przeczucie, że musi mu powiedzieć. Czas płynął, zmieniał się Jungkook, zmieniało się otoczenie, a Hosoek nadal stał w miejscu, roztrząsając przeszłość. Chciał żyć, a nie tylko byc fizycznie. Czuł sie pełen emocji, o których nikomu, oprócz właścicielowi pustego pokoju nie mówił. A te kumulowaly sie w nim, skłaniając go do złych decyzji, których nawet nie miał sił żałować. To właśnie poczuł, patrząc na mały krzyżyk błyszczący sie w chrząstce swojego mężczyzny.

-Przepraszam Cię, Jungkook, ale muszę juz iść. Przypomniałem sobie, że zostawiłem dokumenty do dzisiejszego spotkania w biurze.- Jung zaczął zapinać guziki starannie dopasowanej marynarki. Nie patrzył Kookiemu w oczy, będąc zbyt zdenerwowanym. I pierwszy raz poczuł strach, a niczego nigdy nie bał sie bardziej.

-Jeśli musisz, to idź, ale ktoś nie może Ci ich przywieźć?

-Nie chcę nikogo wykorzystywać, mają dziś dużo na głowie.

Hoseok włożył telefon do przedniej kieszeni, po czym zabierając pod pache kurtkę, ucałował chłopaka w głowę. Jungkook niemrawie pomachał mu na pożegnanie, dalej jedząc zamówiony posiłek. Wiedział, że Jung zadzwoni. Zawsze dzwonił.

~*~

Telefon Taehyunga dzwonił ciągle i nieprzerwanie od piętnastu minut. Miał nadzieję, że to nie Yoongi, którego spławił rano, mówiąc, że źle sie czuje i nie ma ochoty nigdzie iść. Spojrzał na wyświetlacz, prezentujący obraz Van Gogh'a, ze zdziwieniem rejestrując, że osobą, która się do niego dobijała był jego przyjaciel. Zobaczył też kilka wiadomości, a kiedy zobaczył wiadomość o treści "Ty siusiaku", nie musiał nawet zgadywać, bo tylko jedna osoba używała takiego słowa.
"Kukson: Ty Siusiaku
Kukson: Nie odbierasz
Kukson: a ja mam ważny problem
Kukson: Ty siusiaku
Kukson: S I U S I A K
Ty: Co sie stało?"
Taehyung nie musiał czekać długo, żeby dostać odpowiedź. W końcu, Jungkook cały czas był na telefonie, no chyba, że grał w jakąś grę komputerową.
Kukson: Możesz przyjść i kupić po drodze czekoladę? Mam na nią wielką ochotę.
Palce młodszego o cztery miesiące chłopaka stukały w ekran komórki, wzdychając coraz szybciej z każdą literką.
"Ty: Pierdol się
Ty: Frajerze
Ty: Nigdzie nie idę"

Tae mogl sobie wyobrazić pełną pogardy minę Kooka, który fuczał na ekran telefonu. Przypominając sobie ten nieziemski widok, uznał, że warto będzie zobaczyć ją na żywo, więc napisał smsa do Jungkooka.
"Ty: Dobra, mogę byc za godzinę."
Seria odpowiedzi przyszła po kilku sekundach.
"Kukson: Wiedziałem, że napiszesz!
Kukson: !!!
Kukson: Ale Hoseok był pierwszy (brzmiał strasznie tragicznie, więc chyba nie będzie chciał jeść ze mną czekolady)
Kukson: Więc trzymaj za mnie kciuki ( Siusiaka też możesz!)
 
Taehyung miał złe przeczucie, szkoda tylko, że te lubiły się sprawdzać.

~*~

Jungkook wszedł do domu Hosoeka, po drodze ściągając buty. Krzyknął jeszcze "już jestem", nim odstawił swoją torbę Imagine Dragons na mały stolik, obok kanapy. Zaglądnął go kuchni, a kiedy nie zauważył tam obecności Junga, skierował się na piętro. Wchodząc na pierwszy schodek, zobaczył stojącego obok parapetu Hosoeka, który opierał sie o niego tyłkiem, w dłoniach obracając kluczyk do zakazanego pokoju. Z zamyślenia wyrwał sie dopiero kiedy młodszy stanął tuż przed nim i odkaszlnął, aby zwrócić na siebie uwagę.
 
-Nie spodziewałem się, że zadzwonisz, dlatego nie byłem wyszykowany i wyglądam, jak wyglądam, bo chciałem byc szybko, wybacz.- Jung tylko pokręcił głową, racząc młodszego spojrzeniem. Jeon mógł dostrzec, że coś bylo nie tak.

-Nie chce już dłużej tych wszystkich podchodów odnośnie mnie i Yoongiego. Dzisiaj zrozumiałem, że nie mogę dłużej uciekac, bo to zaczyna mnie przytłaczać i-

-Hosoek, nie musisz- młodszy przestał mówić, w momencie kiedy zauważył dłoń Junga, która zatrzymała się w drodze do jego nadgarstka. Sięgnął po rękę binesmena, chcąc dodać mu tym otuchy. - Przepraszam, mów, nie bede Ci juz przerywał.

Hosoek oderwał się powoli od parapetu, dziękując Bogu, że strach nie odebrał mu władzy nad konczynami. Włożył mały kluczyk do zamka, po czym przekręcił go dwa razy. Kiedy usłyszał charakterystyczne kliknięcie, przymknął oczy, chcąc zatrzymać kumulujące się pod powiekami łzy. Obiecywał sobie, ze nie będzie płakał.
Pogładził okrągłą klamkę i popchnął malowane na jasny brąz drzwi. Nie otwierał oczu, a po omacku złapał za puszczoną chwilę wcześniej dłoń Jungkooka.

Jeon sam wzdrygnął się, czując mocny uścisk. Wiedział, że to będzie trudne dla Junga, ale nie byl w stanie nic poradzić na jego smutek, więc po prostu odwzajemnił czułość. Miał świadomość, jak bardzo starszy tego potrzebował.

Nie rozglądał sie po pomieszczeniu, uznając, że byłoby to niegrzecznie, więc ruszył do przodu dopiero kiedy starszy pociągnął go w głąb pokoju. Było w nim ciemno, ale nie na długo, bo juz po chwili Hosoek zaświecił górne światło, małym włącznikiem w kształcie nietoperza, który wisiał nad biurkiem.

Dopiero wtedy Jungkook miał okazje przyjrzeć sie pomieszczeniu. Poprzednim razem, nie zwracał uwagi na szczegóły, ponieważ tylko zdjęcia zwróciły jego uwagę.

Odwrócił głowę do Junga, kiedy poczuł, że dłoń starszego wyślizgnęła się z jego własnej. Ten usiadł na łóżku, po czym położył plecy na pościeli. Przykrył oczy wierzchem dłoni, chcąc ochronić oczy przed rażącym światłem.

Jungkook zrobił krok w kierunku zasłon, za których wystawał duży, biały elementem, przyklejony do szyby. Szarpnął za firanke, odsuwając tym samym przyozdobione sztucznym śniegiem, zakurzone okna. Biały proszek był starty w niektórych miejscach, ale nie wyglądał tak, jakby ktos zrobił to specjalnie, a raczej tak, jakby ten sam odpadł ze starości. Na zakurzonym, czerwonym parapecie leżało lusterko, kilka gumek do włosów i opakowanie po gumie, również do stylizacji włosów.
Jungkook starał się nie tykać wspomnianych przedmiotów, ponieważ te wyglądały jakby dawno nikt tego nie robił.

Odwrócił się w stronę łóżka, rejestrując, że Hosoek nadal leżał w tej samej pozycji, z tym, ze teraz spoglądal w strone sufitu, na którym przywieszone były zielone piórka, które tworzyły mały pokój bardzo przytulnym.

Szafa, do której chłopak podszedł w następnej kolejności miała odtworzone jedno skrzydło drzwi. Była jasna i przestronna, z czarną klamką i naklejką klubu sportowego na płaskim drewnie.
Ubrania miały różne kolory, ale nie bylo ich dużo. Kilka par jeansów, koszulek oraz kurtek i koszul, powieszonych na wieszakach. Na samym dole leżały lekko zniszczone, brudne od zaschniętego błota, czarne trampki. Takie same dostał od Hosoeka, kilka tygodni wcześniej.

Wreszcie skierował sie do biurka, na którym juz z daleka widać było bałagan. Kilka książek, które Jungkook kojarzył z pierwszej klasy liceum, sterta zeszytów, kolczyki porozrzucane po całym blacie, szkatułka, z kilkoma drobnymi monetami wrzuconymi do środka. Na krzesełku z czerwonym obiciem, które stało obok leżał plecak, w nim portfel i biały materiał, którego Jungkook nie byl w stanie zidentyfikować. Na tablicy, która wisiała nad biurkiem, obok kilku medali za osiągnięcia w piłce nożnej, zawieszone było zdjęcie, a zaraz przy nim list, napisany starannym pismem. Fotografia przedstawiała Yoongiego i czarnowłosego chłopaka, którego Kook miał wrażenie kojarzyć. Obejmowali sie ramionami, w tle mając ścianę, przy której ustawione było łóżko.

Jeon zamarł, czytając słowa, zapisane na kartce, przybitej czerwoną szpilką do tablicy.

" Dalekiś mi, daleki,
Jak radość szczęścia cicha
Serce me czeka
Usycha

Lecz bliskiś ty mi, bliski
Jak żałość niezgłębiona
Serce się ściska
I kona

Pamiętaj, że zawsze w Ciebie wierzę i kocham Cię ponad wszystkie twory świata. Nie poddawaj się, nie dzisiaj."

Chłopak nie wiedział co ma myśleć. Starał sie skupić na innych zdjęciach, lecz tylko na chwilę zawieszał na nich wzrok. Na kilku fotografiach widniał sam czarnowlosy w różnych sytuacjach, za to zawsze uśmiechnięty, na paru pojawiał się Hosoek, ale z pewnością większoźcią były te, z wizerunkiem Yoongiego, czy to z nieznajomym dla Jungkooka mężczyzną, czy też samego Mina.

W jedynej czarnej ramce widniał zmięty i poniszczony kawałek papieru, który nie przypominał wydruku zrobione fotografii, lecz nim był. Przedstawiał on rodzinę. Młodą, brązowowłosą kobiete, mężczyzne w podobnym wieku, z lekkim zarostem i dwóch chłopców. Jeden z nich, widocznie starszy, przytulał mniejszego, który uśmiechał się szeroko, pokazując uśmiech, w którym brak było jednego z zapewne mlecznych kłów.

Kiedy Jeon odwrócił się w stronę Hosoeka, zarejestrował, że ten nie leży już na łóżku, a stoi obok. Wydawał sie spokojniejszy, co wywołało ulgę u Jungkooka.
Starszy chwycił za czarną ramkę, zdjął ją i trzymał w dłoniach. Delikatnie sie uśmiechnął, nim zaczął mówić.

-Jimin, chłopak, w którego pokoju jesteśmy, miał na imię Jimin. Urodził się osiem lat po mnie, jako drugie dziecko państwa Jung. Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz go zobaczyłem, chyba nigdy nie zapomnę.

Jeon skrzywił sie lekko, czując sie dziwnie. Nie rozumiał, dlaczego ten mówił o niejakim Jiminie w czasie przeszłym. Przełknął śline, nawet nie mial pomysłu, co mógłby powiedzieć, więc pozwolił Hosoekowi kontynuować.

-Jimin był moim młodszym bratem, osobą, dla której mogłem zrobić wszystko. Nasi rodzice zginęli w pożarze, kiedy miał trzynaście lat, więc stałem się jego opiekunem prawnym i zamieszkał ze mną, w tym domu. Tutaj też mieszkaliśmy razem z rodzicami. Jakoś sobie radziliśmy, chociaż w pierwszy rok po pogrzebie, Jimin często sie załamywał.

Jung odłożył ramke na jej poprzednie miejsce, ścierając spływającą po policzku łze. Serce łamało mu sie coraz bardziej, jednocześnie odsłaniając wszystko, co było w jego środku.

-Zapisałem go na piłkę nożną, żeby się odstresował, znalazł kolegów i nie myślał o tym wszystkim. Miał tylko trzynaście lat, był dzieckiem, niemożliwe było, żeby szybko sobie z tym poradził. Z dnia na dzień zostaliśmy sierotami, które miały tylko siebie.- Hosoek westchnął, dotykając złotych i srebrnych medali obok tablicy korkowej.- Kupiłem mu wtedy te buty, które leżą w szafie. Był w nich na każdym treningu, a trenował dużo, bo naprawdę mu się spodobało. Nie dość, że znów zaczynał być taki jak kiedyś, wiesz, wesoły, z chęcią do życia, to wygrywał zawody i znalazł sobie przyjaciół.

Zapłakane spojrzenie spoczęło na brązowych oczach Jungkooka, który stresował sie bardziej niz nigdy. Poczuł, że ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Chciał stamtąd uciec, ale ciekawość i miłość do Hosoeka, kazały mu zostać.

-Wtedy, w pierwszej klasie gimnazjum, przyprowadził do domu Yoongiego. Poznał go na zawodach, tyle, że Yoongi jechał w kategorii strzelców, a nie piłkarzy. Dostali na tych zawodach wspólny pokój i strasznie sie polubili, więc w krótkim czasie Yoongi bywał z Jiminem dłużej niż Jiminiie ze mną. Nie byłem zazdrosny, cieszyłem się, ze kogoś ma. Teraz sobie myślę, że gdybym wtedy zabronił mu sie z nim spotykać, to byłoby inaczej... ale czasu nie cofne.- Ręka Junga powędrowała do różnokolorowych karteczek, leżących na biurku- Jimin strasznie lubił czerwony, pamiętam, jak na mnie krzyczał, ze są kolorowe, a nie czerwone, kiedy mu je kupiłem.

Hosoek zaśmial się, wracając do głównego wątku, nadal wertując karteczki. Nie potrafił siedzieć spokojnie, musiał chociaż przebierać palcami.

-Rok później, kiedy Jimin miał piętnaście lat, powiedział mi, że chyba jest gejem, nie miałem nic przeciwko, jakbym mógł.- Jung delikatnie sie zaśmiał.- Miałem jedynie lekkie zarzuty do tego, że to akurat z Yoongim pragnie być, nasi rodzice zawsze robili interesy z panem Minem, dlatego widziałes go niedawno u mnie. Nadal współpracujemy.- Hosoek westchnął, znów zmieniając pozycję, Ale nadal stawiając na zkaurzonych panelach bardzo ostrożnie.- Jimin był strasznie zakochany w Yoongim. Zrobiłby dla nie wszystko. Yoongi tez wydawał sie w porządku, ten list który tu wisi- palcem wskazał na korkową tablicę- był od niego. Napisał mu go przed zawodami, Jimin zawsze twierdził, że to dzięki niemu wygrał. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że trochę zaczynało sie między nimi psuć. Yoongi był zazdrosny, czasem nawet za bardzo, ale Jimin był zbyt zakochany, żeby mu to wypominać.
Jednego dnia, była taka sytuacja, to był wtorek, dwudziestego-szóstego sierpnia.

Hosoek usiadł, żeby choc trochę powstrzymać łzy. Te jednak leciały mu z oczu potokiem. Jungkook usiadł obok niego, gładząc go po plecach i przyciskajac go do swojej piersi. Miał wrażenie, że nie minie chwila, a on również się rozpłacze.

-Byli na strzelnicy, bo Jimin lubił tam chodzić z Yoongim. Mój Jiminnie chciał isc gdzieś z jakimś kolegą, ale Yoongi mu nie pozwalał. Kłócili się, ale Yoongi nadal strzelał do tej pieprzonej tarczy. W jednej chwili sie obrócił, ale nie przestał strzelac, on...

Jungkook nie chciał znać końca, bał sie tego, co powie Hosoek. Miał w głowie najciemniejszy scenariusz, w którym Yoongi był mordercą. Co gorsze, był mordercą i tym samym chłopakiem jego najlepszego przyjaciela.

- Nie panował nad sobą i strzelił mu w kostkę. Niby kostka to nic takiego, ale zranił moje maleństwo... mojego braciszka... Jimin trafił do szpitala na dwa miesiące, miał dwie operacje, dzięki którym mógł chodzić, ale nie mógł juz grac w piłkę. Yoongi zabrał mu coś, dzięki czemu był szczęśliwy, dzięki czemu przestał myśleć o tym, że w domu nie czekał na niego mamusia z obiadkiem i tatuś z gazetą, a starszy brat, który też ledwo się trzymał!- ostatnie zdanie, Jung niemalże wykrzyczał. W tym krzyku nie było złości. Ten krzyk byl głośny, ale pusty, jednocześnie wyrażający cały ból, jaki Hosoek w sobie tłumił

-Po tym jak wyszedł ze szpitala, czyli w grudniu, zabroniłem sie mu spotykać z Yoongim. Jimin krzyczał, że go kocha, że nie mam prawa rządzić jego życiem, że skoro nie ma rodziców, to nikt nie ma prawa mu zabronić. On ta strasznie za nimi tęsknił, był tak strasznie zranionym i niedojrzałym dzieckiem i to wszystko było przeze mnie.

-Hoseok, nie mów tak.-Jungkook dopiero wtedy nabrał śmiałości, żeby cokolwiek powiedzieć. Nie mógł słuchać, jak ten wini się za coś, czego nie zrobił. Hosoek zaopiekował się swoim trzynastoletnim bratem, chciał stworzyć mu dom, mimo tego, ze samemu było mu ciężko. Dla Jungkooka, był bohaterem.

- Następnego dnia po tej kłótni, kiedy wszedłem rano do pokoju, żeby obudzić Jimina do szkoły, jego nie było. Nie bylo jego, kilku ubrań, paszportu i telefonu, ale karta została wyjęta, leżała wtedy na stole. Jimin zniknął i nadal nie wiem gdzie jest. Szukali go wszyscy, w każdy stanie, w każdym miejscu na świecie. I to Yoongi to zrobił, przez niego zniknął, nawet nie wiem, czy Jimin żyje, czy Yoongi go nie zamordował. Już dwa lata, a ja nic w tym pokoju nie ruszyłem, nie jestem w stanie przestawić czegokolwiek.

Jungkooka opanował strach, pomieszany ze złością. Chciał pomóc Hoseokowi, który opierał łokcie o kolana, raz po raz ocierając twarz, z gorących łez. Cicho szlochał, dając upust każdej zebranej w sobie, przez dwa lata nieobecności Jimina, emocji. Tęsknił za nim tak bardzo, ze już kilka razy myślał o śmierci, tracił nadzieję na to, że jego brat w ogóle żyje. Ale wtedy jakby słyszał śmiech swojego braciszka i musiał wstać, ogarnąć się i żyć, aby Jimin, kiedy się odnajdzie, nie znalazł pustego domu.

-Yoong zniknął kilka dni później, wrócił na ten rok szkolny, próbowałem coś od niego wydobyć, ale on ciągle twierdzi, że to nie jego wina.
Hosoek zaczynał się uspakajac, jego oddech stawał się regularny,  jego serce przywracało spokojny rytm. Jungkook czując to, sam rozluźnil nieświadomie spięte mięśnie. Olśniło go, kiedy zobaczył kalkulator, leżący pod poduszką.

-Przypomniałem sobie, Jimin byl ze mną na roku, kiedyś pożyczył mi kalkulator na matematyke.

-Tak, był w klasie równoległej. Gdyby ktoś, nawet obcy go poprosił, to oddałby mu całe swoje jedzenie i wszystkie ubrania. Miał takie dobre serce.- kiedy już dłoń Junga zbliżała się do jego twarzy, znów w celu ukrycia łez, Jeon zatrzymał go i pociągnął w swoją stronę. Chwycił jego twarz w swoje dłonie, patrząc mu w oczy. Chciał znowu zobaczyć w nich szczęście, chciał zobaczyć prawdziwego Hosoeka. Hoseoka, jakim był przed zniknięciem Jimina.

-Hosoek, znajdę go, obiecuje, że go znajdę. Wydobędę wszystko z Yoongiego i go znajdę. Nigdy tak naprawdę nie podziękowalem mu za ten kalkulator.

Jung zaśmiał się lekko, ale tak, jak jeszcze nigdy tego nie robił. A Jungkook nawet nie mial pojęcia, że to wszystko bylo dzięki niemu.


czwartek, 2 lutego 2017

Wszystkie kruki mogą latać XV

Dramy ciąg dalszy
(Wezmę się za poprawianie pierwszych rozdziałów, bo pisałam je mając czternaście lat, więc są do dupy xdxdxd)

Po napadzie paniki Yoongiego zacząłem snuć plan w mojej głowie. Miałem zamiar dowiedzieć się jakie relacje panują pomiędzy Hosokiem hyungiem, a Minem. Wspólnie z Kookiem ustaliliśmy, ze spotkamy się po lekcjach i obmyślimy co zrobić, żeby rozwiązać całą tą sytuację. Martwiłem się o strach w oczach mojego ukochanego, które pojawiało się za każdym razem, kiedy mówiłem mu cokolwiek o Jungu, jednocześnie bałem się, że mój związek rozpadnie sie szybciej, niż sie zaczął.
Razem wyszliśmy z budynku szkoły, dzieląc sie przemyśleniami na temat nowej matematyczki, która swoją drogą, była o niebo lepsza od poprzedniej.
Duża kawa mrożona jest absolutnie najlepszym deserem, jaki mnie w życiu spotkał. Miłością do niej, zaraziłem również Jungkooka, dzięki czemu zamówiliśmy u miło wyglądającej kelnerki dwa słodko-gorzkie cuda z bitą śmietaną i cynamonową posypką, które przyniosła nam po kilku minutach, na odchodne racząc nas ciepłym uśmiechem.
-Więc co robimy?- brunet zajadał sie ptysiami, dodanymi do zamówienia.
-To raczej oczywiste. Udamy wzajemnie, ze sie porwalismy, zostawimy im ślady w postaci karteczek samoprzylepnych w kształcie kotków, na których będą zapisane śmieszne żarty, one doprowadzą ich do piwnicy, w której my już będziemy na nich czekać. Tylko musisz zorganizować dwa garnitury, pudełko cygar i czerwony duży fotel, z obrotowymi-
-Stop, stop, stop. Pytam poważnie.
-Pójdziemy na podwójną randkę, nie mówiąc im o tym, proste?
Kukson czasem wyglądał naprawdę brzydko, głównie w momentach, w których jego mózg przetwarzał nowe informacje. Plan był juz obmyślony, więc nie było nad czym się rozwodzić. Zostało nam tylko delektować się bitą śmietaną, rozpuszczającą podniebienie.
-Z Hosokiem spotkam sie dopiero w sobotę wieczorem i mamy plan iść do Orionu na torcik smerfowy-
-Czasem się zastanawiam, czy naprawdę takie mentalne osmioletnie dziecko było w stanie się kurwić za pieniądze.- Poczułem mocne uderzenie w obojczyk, ale kiedy zobaczyłem zezłoszczoną minę Kuksona, wiedziałem, że było warto wprawić go z zakłopotanie.
-Musisz mówić o tym na głos?- złośliwy szept bruneta dotarł do moich uszu. Rozglądnąłem się wokół, łapiąc tylko jedno ciekawskie spojrzenie. Byłem wręcz pewien, że twarz nieznajomego wydała mi się znajoma i na bank widziałem go juz kilka razy, ale nie byłem w stanie o tym myśleć. Mieliśmy ważniejszą sprawę na głowie.
-To przyjdziemy do Orionu w sobotę wieczorem, Yoongi idzie jeszcze na strzelnicę, więc będziemy o dziewiętnastej.
- Bosko.- brunet wzniósł szklankę z płynnym szczęściem do góry, stukając nią w moją, którą trzymałem w dłoni.- Żeby juz nie było tajemnic.
Wywróciłem oczami, stukając pół-puste szkło przyjaciela.
~*~
Cztery dni minęły szybciej niż myślałem. Nie miałem nawet czasu zamartwiać się organizacją naszej intrygii, zajęty zbyt dużą ilością nauki. Martwiłem sie też o moją złotą rybkę, która ostatnimi czasy nie chciała jeść. Mama chciała kupić jej koleżankę, ale nie byłem pewien, czy na pewno sie polubią, więc odsuwałem realizacje tego pomysłu w czasie.
Wieczorem spotkałem się z niczego nieświadomym Yoongim, który aż tryskał radością. Okazało się, że jego kolega z drużyny strzeleckiej uszkodził sobie ścięgno w kciuku, dzięki czemu Min został przyjęty do kadry. To nie tak, że nie byłem szczęśliwy, przecież sukcesy Yoona cieszą mnie nawet bardziej niż moje, ale aż chciało mi sie skakać z podekscytowana.
Orion nie był daleko mojego miejsca zamieszkania, więc spacer nie zajął nam długo. Usiedliśmy w  Mintace, czyli odzielonej części pubu. Akurat ta zawsze podobała mi sie najbardziej, ponieważ było w niej najciemniej, dzięki czemu fluorestencyjne zawieszki w kształcie gwiazdek świeciły najjaśniej.
Yoongi opowiadał mi o swoim nowym pistolecie, (kaliber 7.62 mm), ale nie byłem w stanie skupić się na tym co do mnie mówił.
Dokładnie o dziewiętnastej dwadzieścia- trzy usłyszałam miły dla ucha głos Jungkooka, a zaraz ujrzałem jego uroczą twrzyczke. Ciągnął za sobą równie zadowolonego hyunga.
-Cześć, słońca.- Kooki usiadł obok mnie, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie. Hosoek nie był tak szczęśliwy, jak jego partner. Po wyrazie jego twarzy wywnioskowałem, że był okropnie zmieszany, kiedy podawał dłoń Minowi, w celu zapoznania. Chyba naprawdę myśleli, że ja i Kukson o niczym nie wiemy.
-A wy się nie znacie? Przecież Twój tata ostatnio był u Hoseoka.- wziąłem łyka lemoniady arbuzowej, skacząc wzrokiem z mojego chłopaka, na kochasia Jungkooka.
-Tak, moja firma pół roku temu podpisała kontrakt z firmą Mina.- chciałem coś jeszcze wtrącić, ale przerwał mi kelner, który zebrał zamówienia od przybyłej dwójki. Kiedy tylko odszedł od naszego stolika, Kooki zaatakował gradem pytań. Szkoda tylko, że nie tych odnośnie rozwiązania sprawy, a wiążących sie z prezentacją na godzinę wychowawczą. Ile ma być slajdów, czy dać więcej zdjęć, czy filmów, czy fotografia, na której głaska manata będzie odpowiednia, czy raczej posądzą go o zoofilie i masa coraz głupszych od siebie pytań. Odpowiadałem na nie zgriźliwie, aż do czasu, w którym Kooki nie stwierdził, że magiczne przejścia slajdów są do kitu. Ja takich używałem, więc postanowiłem bronić swoich przekonań. Żywo dyskutowaliśmy na temat powerpointa, a kątem oka byłem w stanie wyłapać palące spojrzenie Hosoeka, który kończył pić drugiego juz drinka. Czułem drżenie rąk Yoona, kiedy ściskał moje udo.
Zajety rozmową, nie spostrzeglem, że krzatający się między stolikami kelner, przez przypadek, popchnął Mina, który nieumyślnie uderzył mnie łokciem w ucho.
-Auć!- sprawczyni wypadku przeprosiła mnie, robiąc głęboki ukłon, zaraz potem odeszła kiedy zapewniłem ją, że nie umieram. Mój ukochany zaczął powtarzać, niczym mantre "przepraszam, przepraszam". Pocałowałem jego blady policzek, a widząc jak delikatny uśmiech pojawia sie na jego twarzy, od razu zrobiło mi sie lepiej.
-Przepraszam, nigdy w życiu nie zrobiłbym Ci krzywdy specjalnie.
Usłyszałem ciche prychnięcie, które jak się domyśliłem, wyszło z ust Hosoeka. Przybiłem sobie mentalną piątke, w końcu coś się działo.
Jungkook delikatnie szturchnął hyunga, ale ten nie słuchając go skierował się do baru po kolejnego drinka. Kiedy wrócił, rozsiadł sie, pewniejszy siebie.
-Nigdy nie zrobiłbyś mu krzywdy? Nawet gdyby bardzo Cię zdenerwował, nawet gdybyś pomyślał, że Cię zdradza?
- To było nieuprzejme.- zwróciłem uwagę najstarszemu. Nawet jeśli chciałam dowiedzieć się, co łączy tą dwójkę, nie miałem zamiaru pozwolić, aby ktokolwiek upokarzał Yoongiego.
-Nie posunąłbym sie nigdy do przemocy, nie bawię sie w takie rzeczy.- W jednej chwili zauważyłem, że początkowy strach w oczach Mina zamienił się w irytację, czy nawet złość. Powoli zaczynałem gubić się w całym tym zamieszaniu, ale tym razem nie miałem zamiaru przerywać konwersacji.
-Ale gdybyś chciał, to mógłbyś użyć nie tylko rąk, przecież masz naprawdę celne oko.
-Skąd wiesz, że Yoongi strzela?- coś naprawdę mi tutaj nie pasowało, a ich początkowy teatrzyk, że niby sie nie znają, zaczynał się sypać.
-Chodzimy razem na strzelnicę.- Min odpowiedział na moje pytanie z szybkością błyskawicy, jakby wiedział, ze je zadam.
-To Ty chodzisz na strzelnicę?- Marne próby zwrócenia na siebie uwagi starszego, poszły na nic, bo Jung nic nie odpowiedział nadal sztyletując mojego chłopaka wzrokiem. Widziałem, że głęboko nad czymś myśli.
-Chodzę, ale rzadko. Znielubiłem to miejsce bardziej niżbym chciał.
Atmosfera była tak gęsta, że dałoby sie kroić ją nożem. Temperatura zdawała sie wynosić trzydzieści stopni, przez widoczne napięcie pomiędzy tą dwójką. Najwidoczniej byli o cos skłóceni, o coś naprawdę poważnego.
-Jungkookie, zbieraj zabawki i idziemy.- brunet posłał mi przepraszające spojrzenie, wstając w ślady hyunga. Pożegnał się ze mną i Yoongim, po czym z niemrawą miną opuścił lokal.
Kiedy tylko para zniknęła nam z oczu, Min bez słowa zebrał się i wyszedł przeciwnym wejściem. Poszedłem za nim, ale dogoniłem go dopiero na pasach. Agresywnie naciskał przycisk dla zielonego światła. Kiedy chciałem złapać go za rękę, ten wyrwał swoją dłoń. Zrozumiałem, należało mi się.
-Czy Ty naprawdę aż tak bardzo chcesz ze mną zerwać?- mimo tego, że zielone światło zaświeciło się na sygnalizatorze, ani ja, ani Yoongi nie ruszyliśmy się do przodu. Tak bardzo jak byłem w szoku, tak bardzo chciało mi sie płakać.
- Nie chcę z Tobą zrywać.
-To po co była ta szopka? Skoro wiedzieliście, że sie znamy i ewidentnie nie pałamy do siebie sympatią, to po co chcieliście, żebyśmy się spotkali?- Yoongi patrzył na mnie, ale w jego oczach nie byłem w stanie ujrzeć tego samego chłopaka, który tulił mnie do snu, z którym czułem sie bezpiecznie.
-Chciałem się dowiedzieć co was łączy.
-Nie miałem z nim romansu, jeśli o to Ci chodzi, gdybyś dowiedział się więcej, prawdopodobnie nie chciałbyś już nigdy więcej widzieć mnie na oczy.- Yoon odsunął się kilka stóp dalej ode mnie. Włożył zmarznięte dłonie do kieszeni. Pzryprawił mnie o chaos w głowie, który byłem w stanie opanować, tylko jeśli dowiedziałbym się całej prawdy.
-Powiedz mi. Nieznienaiwdze Cię, przecież mnie znasz. Jestem Ci w stanie wybaczyć wszystko, Ale chce wiedzieć, pozwól mi się do siebie zbliżyć.
Yoongi popatrzył na mnie, a ja widziałem zmianę. Jego oczy znów były pełne troski, jednocześnie będąc pełnymi zakłopotania. Dotknąłem ciepłego policzka chłopaka, a kiedy ten przytaknął, pocałowalem go w czoło.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak ciężka czekała nas rozmowa.
~*~
-Taehyungie!- poczułem ramię mocno oplatające mnie w pasie, wraz z miłym męskim zapachem, który odurzył moje nozdrza.
- Cześć, Kukson.- poprawiłem spadającą mi z ramienia czarną torbę, łudząc się, że ten nie zada pytania o sytuację z sobotniego wieczoru.
-To kiedy robimy kolejne spotkanie? Chyba będziemy musieli trochę odczekać, nie sądziłem, że chłopaki aż tak się ze sobą pogryzą.
-Tak, będzie trzeba odczekać trochę. Idę do biblioteki, więc możesz iść już do klasy.- Odwróciłem sie do chłopaka. O ile kocham Kookiego, tak w tamtym momencie nie byłem w stanie patrzeć na jego gębę. Potrzebowałem miejsca, w którym będę mógł przemyśleć wszystko w spokoju. Od natłoku myśli bolały mnie skronia.
Tak naprawdę nie miałem zamiaru wrócić na lekcje, dwie godziny w klasie, czy dwie godziny w domu, nie ma w tym żadnej różnicy.
Yoongi powiedział mi o wszystkim, opowiedział mi całą historię jego znajomości z Hosoekiem, nie omijając przy tym szczegółów. Słuchałem uważnie, co ma mi do powiedzenia. Nie drążyłem tematu, nie zadawałem pytań. Przytuliłem Yoongiego, pozwalając moczyć swoim łzami moją koszulkę.
Nie chciałem mówić Jungkookowi, że znam prawdę. Hoseok sam musiał mu powiedzieć.

piątek, 20 stycznia 2017

Today I love you VI

Jeśli mogę to komuś zadedykowac. To chce zadecydować to mojej Szirusi, której nie ma ze mną od 29 listopada, a której nigdy nie zapomnę.

29 listopada
-Jungkook, proszę, błagam, przyjedź.- słaby głos blondyna rozniósł się po słuchawce, powodując tym samym drżenie rąk bruneta, z którym rozmawiał. Nie zabierajac nawet kurtki, wybiegł z domu, w pośpiechu zamykając drzwi. Trząsł się ze strachu o starszego, krople potu niebezpiecznie zbierały sie na jego karku, dając dowód na to, jak bardzo przejmował sie blondynem.
Jeon nie zdążył nawet powiedzieć "słucham", a juz ten niski, płaczliwy głos wydobył się z telefonu, raniąc mu przy tym serce. Bo Taehyung płakał i Jungkook był tego wręcz pewien, a nie chciał, żeby ten smucił sie chociaż na kilka chwil.
Autobus, którym mógł dojechać do Kima, akurat stał na poboczu, a Jeon miał ochotę wycałować Boga, w którego nawet nie wierzył, po stopach.
Sam nie myślał, ze będzie w stanie aż tak się zaangażować w znajomość z Taehyungiem, jeśli tak można bylo nazwać ich relacje. Nie mówił jeszcze o miłości, bo naprawdę trudno było mu chociażby wypowiedzieć pierwszą sylabe tego słowa.
Już od pierwszego spotkania wiedział, że Kim pomimo złej aury i otoczki egoisty, wcale taki nie był. Pod płaszczem fałszywej osobowości, która była dla blondyna tarczą przed światem, krył sie zagubiony chłopczyk, potrzebujący wsparcia. I mimo, że Tae nie prosił się o czułości, czy choćby nie mówił otwarcie o swoich uczuciach, Jungkook mógł wyczytać  smutek w jego oczach.
Brunet szybko wybiegł z autobusu, kierując się biegiem do mieszkanka Kima. Chciał już mieć go w swoich ramionach, nawet jeśli ten miałby go za to bić i wyzywać. Chciał obetrzeć jego łzy i sprawić, żeby ten nie ronił ich już nigdy więcej.
Nawet nie pukał, przecież Taehyung nigdy nie zakluczał drzwi, kiedy był w domu. Wpadł do małego saloniku, już w korytarzu słysząc szloch starszego, który przedzierał sie przez ciszę. A ta nigdy nie była tak gęsta i nieprzyjemna jak wtedy. Brunet zobaczył siedzącego na podłodze Kima, który opierał głowę o jeden z foteli. Jedną z dłoni trzymał na kolanie, dzierżąc w niej telefon. Z głośników leciała spokojna muzyka, którą Kook już nie jeden raz słyszał w pubie, do którego Ci razem lubili chodzić.
Dopiero, kiedy brunet zbliżył sie do sylwetki starszego, zobaczył jego dłoń i momentalnie samemu zachciało mu sie płakać. Czuł, jakby ktoś wypalił mu milion dziur w całym ciele, aż z każdym spojrzenie na czerwone od łez i pocierania oczy Taehyunga, miał coraz większą oschote zamknąć oczy i obudzić się w innej rzeczywistości.
Blondyn nie odzywał sie ani słowem, ponieważ szloch zakłócał każdy wers piosenki, który chciał zaśpiewać. Nie miał siły trzymać emocji w ryzach, nie tamtym razem, nie kiedy stracił kogoś, kogo uważał, za swojego przyjaciela. Kogoś, z kim był od zawsze.
Dłonią, w której nie trzymał telefonu, gladził miękką fakturę sierści swojego psa. Przejechał kciukiem po jego zimnym i suchym nosie, pamiętając, że ten lubił to ponad wszystko. Zawsze wtedy wywracał sie na plecy, prosząc  o odrobinę czułości.
A blondyn czuł sie pusty, jakby ktoś zabrał mu sens, rozszrapał mu serce i podeptał jego płuca, przez które tak trudno było mu pobierać oddech. Nie był w stanie nie płakać. Nie był nawet w stanie odejść od fotelika, na którym zazwyczaj siedziała Szira, jego ukochany pies, członek rodziny i jedyny przyjaciel, któremu ufał.
Jak mantre, powtarzał ciche "przepraszam", tuląc swój mokry policzek do okrutnie zimnego policzka pupila. Chciał umrzeć, gdyby to miało przywrocić życie jego małemu przyjacielowi, oddałby je całe, byle tylko ten mógł pożyć jeszcze kilka dni. Nawet nie zdążył się pożegnać. Nie zdążył podziękować za wszystko. Za to, ze miał się do kogo przytulić w najgorszych chwilach. Za kazde machnięcie ogonem, które było w stanie naprawić nawet najbardziej paskudny dzień. Za to, że dzięki niej, mieszkanie zawsze tętniło życiem. Ale przede wszystkim za obecność.
Nie miał w życiu nikogo, kto był mu bliższy, kto znał więcej sekretów blondyna. Tylko ona była, żyła dla niego.
Brunet usiadł za Taehyungiem, nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie z małym stworzonkiem, leżącym na fotelu. Pies przykryty był różowym kocykiem, który Taehyung podarował mu podczas wakacji.
A Jungkook przysiągłby, ze nigdy w życiu nie czuł się tak jak wtedy. Widział jak cierpienie wykręca twarz Taehyunga, kiedy kolejne jęki i słowa  o wybaczenie wychodziły z jego ust.
-Jungkook, to moja wina... Mimo tego, że  wiedziałem, że jest chora, ostatnio- tu zrobił pauze- ostatnio kiedy obudziła mnie w nocy, kiedy kładłem ją na foteliku, nie położyłem jej miękko, tylko nią rzuciłem. Nie mocno, nie zrobił bym jej tego, ale było mi tak źle, kiedy widziałem jak przekręca głowę, jak piszczy.- Taehyung schował głowę, jeszcze bardziej wtulajaąc się w lekko siwą śierść psa- A dzisiaj w nocy, ona piszczała, a ja ja olałem, rozumiesz? Nie było mnie kiedy odeszła, była  wtedy sama, a powinienem byc z nią, trzymać ją za łapkę i powiedzieć jak bardzo ją kocham.
Cichy jęk, a zaraz potem okropny wydech bezsilności wydobyły sie z ust Taehyunga. Nie był juz w stanie mówić. Nie miał już siły na nic.
-A może ona potrzebowała samotności, żeby odejść? Wydaje mi się, ze nie chciała, żebyś na to patrzył. Przecież Cię kochała, tak jak Ty ją. Opiekowałeś się nią najlepiej na świecie i jestem pewien, ze odeszła spokojna, z ciepłem na serduszku. Przecież w niebie wszystkim jest dobrze. Juz się nie męczy i teraz patrzy na Ciebie z góry i będzie stamtąd na Ciebie patrzeć, aż kiedyś znowu się spotkacie
Kim tylko kiwnął głową, przeczesujac sierść pieska między palcami. Mimo obecności Kooka, jeszcze nigdy nie czuł sie tak samotny.
~*~
-Tu będzie dobrze?- brunet wskazał palcem na miejsce obok wysepki, która latem mieniła się kolorami kwiatów, które sadził dziadek blondyna. Ten kiwnął głową, poprawiając szalik, który zsunął mu sie z nosa. Pachniał jego małym przyjacielem, a tego zapachu Kim potrzebował teraz bardziej niz tlenu.
Jeon chwycił za łopatę, kopiac dół, w którym miała być pochowana ukochana Taehyunga. Blondyn trzymał ją na rękach, położoną w prowizorycznym legowisko, zrobionym z dolnej części klatki dla gryzoni. Pod głową pupila, Kim położył maskotkę, z którą zwykł spać, zeby już zawsze było jej miękko. Położył ją na blado różowym kocu, przykrywajac ją tym, który kupił jej w wakacje. Gładził jej zimną głowę, nie mogąc pogodzić się z tym, że za kilka minut, jej obraz będzie miał juz tylko w pamięci.
-Babcia obiecała, że w lecie posadzimy na jej grobie kwiatki, żeby wspominać Szirusie jako taki promyczek, którym była.
A brunet kopał dalej, choć jego pole widzenia rozmazywało się coraz bardziej. Nie mógł patrzeć na cierpienie Taehyunga, w dodatku naprawdę polubił jego małego przyjaciela. Oba bodźce uderzały w niego równocześnie, powodując ból w klatce piersiowej i suchość w ustach. Ale nie mógł płakać, chciał pomóc Taehyungowi, wesprzeć go, odsunąć od niego myśl, ze to wina blondyna, jak ten uważał. Szira była chora na raka płuc, a Kim był najlepszym opiekunem jakiego brunet kiedykolwiek widział. Wstawał w nocy, żeby dać jej pić, czy wynieść ją na pole. Usypiał ją do snu, przytulał, a nawet nie puszczał na glos muzyki, wszystko robił dla tej małej istotki, która była jego promykiem szczęścia i jednym z niewielu kolorów jego życia.
Jungkook otarł łze, która miała zamiar stoczyć sie po jego policzku, odkładają łopatę. Taehyung zrozumiał, ale wcale nie było mu lepiej. Mimo, ze wiedział, że Szirusi na pewno było teraz dobrze, nie chciał jej opuszczać. Położył ją na ziemi, klękając przy jej drobnym ciałku. Pochylił sie do przodu, sprawiając, ze łzy skapywały na lekko rozwarte powieki psinki. Chciał ją zapamiętać jako uosobienie dobra na ziemi, jako swojego osobistego anioła stróża, który często wchodził na stół, jadał dużo czekolady i zawsze był małym grubaskiem. Który doskonale znał drogę do domu, nieważne gdzie był, który zawsze towarzyszył Taehyngowi, który zawsze był i którego Tae miał zamiar nigdy nie zapomnieć.
Pocałował ją w głowę, jak to zawsze miał w zwyczaju robić, kiedy wchodził z domu i nie zabierał jej ze sobą. Pogłaskał ją małą łapkę, z lekko przydługimi pazurkami, po czym przrykrył   ją do końca różowym kocem.
Patrzył na nią cały czas, kiedy Jungkook zasypywał jej przygrube ciałko ziemią. Robił to ostrożnie, z wyczuciem.
A blondyn był Kookowi za to ogromnie wdzięczny. Tak jak za to, że ten nie płakałał, przez ten drobny gest, poczuł, że ma w nim wsparcie. Już nie szlochał, patrząc na twarz bruneta, który dołożył ostatnie łopaty ziemi. Wyciągnął dłoń w kierunku blondyna, pociesznie się uśmiechając. Ten wręczył mu małą tabliczkę, zrobioną ze znalezionego w piwnicy kawałka panelu. Widział na nim napis o imieniu pieska o dacie jego urodzin oraz dacie śmierci.
Taehyung obiecał sobie wtedy, ze zrobi mu  tabliczkę z prawdziwego zdarzenia i przyniesie ją, kiedy następnym razem ją odwiedzi. Kim usłyszał jak jeszcze Jeon mówi, ze zostawi go z przyjaciółką samego, za co ten znów, był mu wdzięczny.
-Wiesz, będę tęsknił. Bardzo będę tesknil, ale będę Cie odwiedzał. I przepraszam za wszystko, ale przede wszystkim dziękuję, nawet nie wiesz ile dla mnie znaczylaś i jak mi źle, ze Cie juz nie ma. Moje pocieszenie, moja mała Szirusia. Nawet pamiętam jak sikałaś na dywan, kiedy byłaś malutka. Byłaś taka śliczna, taka grubiutka, a przy tym byłaś moją małą księżniczką. Wiesz dlaczego z tęsknotą tak trudno sobie poradzić? Ta cisza mnie tak przeraża. Bez Twojego stukania pazurkami o podłogę, bez błagania o czekoladę, bez Twojego szczekania na naszą sasiadke, będzie mi pusto i to mnie chyba najbardziej przeraża. To, że będzie bez Ciebie pusto. Mam nadzieję, ze tam bedzie Ci dobrze, bo będzie, nie? Proszę, pamiętaj o mnie, poczekaj tam na mnie. Będę sie modlił o Ciebie, bo Cię kocham, tak? Najbardziej na świecie, najbardziej.
Chłopak spuścił głowę, wpatrując się w kupkę ziemi, pod którą leżała ona. Jego królewna. I dałby sobie rękę uciąć, ze poczuł wtedy wiatr, delikatny smagajacy go po policzkach. Widział ją w tym wietrze, który opatulił go, jak jeszcze nigdy wcześniej. Przymknął powieki, uśmiechając się lekko. To bylo jej pożegnanie. Znak, ze zawsze będzie z nim.
Taehyung wstał, nie przejmując sie błotem na kolanach spodni.
-Kocham Cię najbardziej. Pa, Szirusia.

wtorek, 27 grudnia 2016

Yoongi & Jimin Kwaśne winogrona

XDDDDDDDDDDDDDD
Tyle mogę o tym powiedzieć. Pisząc to, miałam taki śmieszkowy humor, że nie mogło wyjść nic poważnego. Nie bierzcie tego na serio XDDDD
Serio
Nie bierzcie tego na serio XDDDDDDD
Żeby lepiej zrozumieć, polecam przesłuchać "Sour grapes- San E i Mad Clown", najlepiej to ( https://youtu.be/sk4gGqqOQG8 ), bo są tam ważne adnotacje.
Także, enjoy i wgl XDDDDDDDD
Opis dodam później

Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie większy  sukces niż dostanie pracy w miejscu o którym zawsze marzyłeś, w zawodzie jaki zawsze budził Twoje zainteresowanie?
Bo Yoongi mógł. Miał jedno marzenie, pragnienie, coś, czego chciał bardziej niż wielkiego czekoladowego tortu. A kochał słodycze, warto wspomnieć.
Dzień, w którym zaczął pracę w wytwórni, osobiście uważał za jeden z tych najpiękniejszych. Do kategorii tych najbardziej zapamiętanych zaliczało sie też wspomnienie jego pierwszego seksu, który szczerze mówiąc, nie był jakoś specjalne wyrafinowany, wyniosły, czy nawet nie był rzeczą, którą warto było się chwalić. Doszedł w pół minuty, a jego partner nie zdążył nawet zajęczeć. Zawsze kiedy o tym myślał, chował twarz w dłoniach i marszczył nos, z uśmiechem na twarzy, co miał zwyczaj robić zawsze, kiedy czuł wstyd tak wielki jak przyrodzenie Kuksona- jego przyjaciela.
Kukson często zastanawiał się, dlaczego nadal koleguje sie ze starszym. Min nigdy nie raczył go dobrą radą, pochwalił go tylko raz, w dodatku po pijaku, do tego nigdy nie kupował mu droższego makaronu. Co z tego, że Jeon nawet nie lubił droższego ramenu? Chciał go chociaż zobaczyć, żeby móc poczuć sie kochanym przez swojego hyunga.
Bo go kochał. Oczywiście, nie tak jak swoje słoneczko, swojego mleczyka, najpyszniejszy kąsek na świecie, z udami jak marzenie, które wysmarowane Nutellą wyglądały jeszcze pyszniej. Kukson, Taehyunga kochał bardzo. Moze nie do końca czule, ale starał sie. Był zupełną amebą, myślał, że wiagra to wodospad, ale za to kochał zupełnie szczerze i oddanie.
Taehyung był za to po prostu dziwny. Podchodził do ludzi z pytaniem "Czy to Twój kasztan?". I nie robił tego, żeby poderwać daną persone, a po prostu był ciekaw, czy akurat ten kasztan nie wypadł komuś z kieszeni.
Kim, mimo wrodzonego wdzięku i gracji panienki, potrafił byc groźny, szczególnie w klubie, kiedy ktoś wepchał sie do kolejki do toalety. Rzucał sie wtedy, jakby miał wściekliźne, czy tez padaczkę. A padaczkę to on umiał udawać po mistrzowsku. Razu pewnego, kiedy na ulicy zaczepił go jakiś mężczyzna, z żądaniem kontaktu seksualnego z Kimem, ten wykorzystał jedyną wiedzę jaką wyniósł ze szkoły, przeglądając książkę do edb w której, swoją drogą, kochał bazgrać po postaciach z obrazków, którzy zawsze wyglądali jak ludzie ze stocku, i rzucił sie na ziemie, udając padaczkę. Niedoszły gwałciciel tak sie przestraszył, że uciekł z miejsca zdarzenia, a Taehyung mógł zachować dziewictwo, no przynajmniej do tamtej chwili. Miesiąc później spotkał Kuksona.
Yoongi z koleii, poznał Jeona, zupełnie zwyczajnie, na ulicy. Nie żeby, Kook żebrał na ulicy. Kiedy pierwszy raz zobaczył Mina, uprawiał jogging. I gdyby nie wrodzona wredota Yoongiego, który nie był w stanie powstrzymać swojej nogi przez podłożeniem jej młodszemu, tak, że ten wywrócił się i otarł sobie kolano, ich przyjaźń nie byłaby tak piękna, a właściwie nie byłaby wcale.
Do ich mini bractwa należał jeszcze jeden członek. Nie za wielki, malutki raczej. Na imię mu było Jimin i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że Yoongiemu zawsze (znaczy od kiedy poznał Parka) chciał miał chłopaka, który miałby na imię Jimin. I co za zbieg okoliczności, Min pragnął, żeby wyglądał on dokładnie tak, jak prezentował sie młodszy.
O ile Yoongi nigdy nie lubił, kiedy ktoś mówił do niego" hyung", tak nawoływań Jimina, krzyczącego swoim słodkim głosikiem mógł słuchać w kółko. Miał kiedyś plan to nagrać i puszczać sobie przed snem, ale zrezygnował z tego, nie chcąc wyjść na zboka. W końcu, Jimin chyba wcale nie rozumiał, że kiedy Yoongi, podczas wspólnego ubierania małego baobabu (który zastępował im choinkę) na "Ale ładny" Parka, odpowiedział "Najpiękniejszy", nie mówił o drzewku. Nie miał też na myśli księżyca.
Min wiele razy starał sie wyrzucić z myśli młodszego. Starał się nawet zakochać w Dicaprio, ale do niego czuł tylko miłość fizyczną. W końcu, kto nie ubóstwiał Leosia?
Ale był on zupełnie inny niz jego, bo tak nazywał go publicznie (no dobra, nie publicznie, a we własnej głowie), sarenka.
Jimin był jak łania, o pięknych oczach i zwinnych ruchach. Yoongi czuł się jak lis, który nieważne jak bardzo sie starał, był zbyt kulawy, aby złapać swoją zdobycz. Nie dość, ze został postrzelony mentalnie, kiedy Jimin odsunął jego dłoń, od swojego policzka, to w dodatku, idealnie do przezwiska, młodszy był łamiącą serce łanią.
Min był święcie przekonany, że Park ma gdzieś jego miłość, stał się tak zaślepiony swoim udawanym cierpieniem, że nie widział tych sekundowych spojrzeń, drobnych uniesień dłoni, która po chwili rezygnowała, bojąc sie odrzucenia. A przecież dla Jimina każdy całus, jaki serwował starszemu, czy ten, który przesyłał w powietrzu, w wiadomości, czy też ten, którym obdarowywał go naprawdę, z reguły udając pijanego, znaczył dla niego więcej niż dobre jedzenie lub co więcej, stawiał go ponad pizzą.
I gdyby nie to, że zarówno Tae, jak i Kukson, w pore postanowili działać, zapewne ani jeden, ani drugi nigdy nie odważyłby sie zrobić nic więcej, niż patrzeć na ukochanego z drugiego krańca kanapy.
Może i krzyczenie na "trzy cztery" imion swoich przyjaciół, dodając do tego "jest w Tobie zakochany" nie bylo zbyt mądrym pomysłem, aby połączyć zakochanych, ale chłopcy też  zbyt mądrzy nie byli. Chwilę później, ameba, wraz ze swoim słoneczkiem, uciekli z pokoju, chcąc uniknąć spojrzeń pełnych jadu, posyłanych przez przyjaciół. Cisza trwała może minutę, dwie, godzinę, ale dla nieśmiałych chłopców, była ona torturą.
-A więc...-  zbiegim okolicznosci, zaczęli mówić w tym samym momencie. Starszy, niby z uprzejmości, pozwolił młodszemu zacząć. Tak naprawdę, nie wyrwał sie pierwszy, tylko dlatego, że bał sie zbłaźnienia.
-To co mówili...hyung...ja mam nadzieję, ze to prawda. Bo ja Ciebie też kocham. Nie jak brata, czy mamę, może nie az tak jak mojego psa, ale bardzo i hyung, mam nadzieję, że Ty chciałbyś ze mną być. Moge Ci za to zrobić kanapki, jeśli sie zgodzisz.- małe rączki Jimina, zaciskające się na drobnych ramionkach, skutecznie rozpraszały Yoongiego, ale ten mimo wszystko, starał sie słuchać. I dzięki Bogu, że sie starał, bo młodszy nie miał zamiar powtarzać tej kompromitacji.
-Jimin... bardzo Cię kocham. Tak bardzo, że az trudno mi to wyrazić słowami. Mógłbym Ci to nawet zaśpiewać, ale nie jesteśmy w bajce Disneya i nie umiem śpiewać. Więc musisz mi po prostu uwierzyć, że bardzo Cię kocham.
Blada dłoń starszego, delikatnie zacisnęła sie na tej, należącej do młodszego. Ten odwzajemnił uścisk, czując jak na jego policzki występują rumieńce. Wreszcie, od początku rozmowy, odważył sie spojrzeć w oczy swojego ukochanego i nie żałował, bo naprawdę zobaczył w nich błysk. Zbliżył swoje usta do twarzy swojego hyunga i pocałował go. Szczerze, prawdziwie, juz bez tej durnej otoczki bromancu. Wreszcie mógł ułożyć swoje dłonie na policzkach starszego i poczuć jak jego ręce delikatnie gładzą go po biodrach. Był w stanie przekonać się, jak to jest kiedy starszy zaczepił jego język swoim własnym i jak miłe to było uczucie.
Jimin oderwał sie od ust swojego, juz od tamtej pory chłopaka, patrząc mu w niemalże czarne oczy. Yoongi naprawdę nigdy by nie pomyślał, że będzie w stanie mieć w swoich dłoniach młodszego, który nie będzie juz tylko kumplem, a jego wymarzonym winogronem.
-To co, zrobisz mi te kanapki?
Jimin zaśmiał się, na tą uroczą wypowiedź, kładąc głowę na piersi Yoongiego. Min nie rozumiał o co chodzi, naprawdę miał ochotę na  kanapkę.
Możecie wierzyć lub nie, ale ta historia wydarzyła się naprawdę. Od tamtej pory, Yoongi nie zasypiał już z myślą "Jak sprawić, żeby Jimin go pokochał", a z Parkiem w swoich ramionach. I kochali się swoją koślawą miłością. A winogrona wcale nie były takie kwaśne.

piątek, 23 grudnia 2016

Today I love you V

Ajm bek
Wesołych świąt, bez samobójstw i takie tam



Opowiadanie: Today I love you
Tytuł/rozdział: O królu łez/ V
Pairing: VKook, Jikook (?), Yoonkook (?)
Gatunek: romans, drama
Typ: fluff, angst

Gdy ktoś pytał Jungkooka, czy jest coś, czego się w życiu boi, zawsze mówił, że nic go nie przeraża. Pomyślał o tym w momencie, w którym serce biło mu jak oszalałe, krew pulsujacają w żyłach odczuwał nawet w dłoniach, w momencie, w którym zasiadał na małym plastikowym krzesełku obok pacjenta kliniki.
-Myślisz, że jeśli namaluje zwierzęta, będzie w porządku?- chłopak odwrócił wzrok w kierunku Jungkooka, który zaciskał dłonie na kolanach tak mocno, że kostki mu pobielały.
-Myślę, że to świetny pomysł. Jakie zwierzęta miałeś zamiar namalować?- spokoj w głosie lekarza zaskoczył nawet jego samego.
-Może jakiegos lisa albo psa? Lubię psy, tylko dawno żadnego nie widziałem.
Jungkook pokiwał głową, starając się nawet nie zerkać na swojego rozmówcę.
Szybko pomógł mu namalować wspomnianego wcześniej zwierzaka, po czym juz chciał odejść, dumny z tego, że był w stanie utrzymać emocje w ryzach, kiedy pacjent złapał go za nadgarstek. Jeon bezmyślnie skierowal wzrok na oczy Taheyunga, w których nie widział nic. Były jakby puste, zaćmione, nieobecne.
-Dzięki za pomoc... Jung, tak?
-Jeon.
~*~
Jak trudno bylo utrzymać łzy, kiedy dawno zranione serce dawało o sobie znać. Bolało, kiedy Jungkook myślał o przeszłości, kiedy myślał o teraźniejszości, bolało nieustannie. Nie był nawet w stanie wstać z podłogi, na którą upadł po powrocie z kliniki. Krztusił sie łzami, z trudnością łapiąc powietrze w płuca. Mial nadzieję, ze wszystkie ataki paniki, jakie nawiedzały go jeszcze kilka lat temu, zniknęły bezpowrotnie, jednak te w końcu dały o sobie znać.
Ślina skapywała po brodzie, żałośnie łkającego, jak małe dziecko trzydziestolatka.
Chciał wstać, otrząsnąć się, wyjść z domu i udawać, że wszystko jest okej. Czuł sie jakby umierał. Jakby umierał z miłości.
~*~
-Jeny, jestem pełen podziwu, ja nie miałbym tyle odwagi, żeby pracować w szpitalu.- Taheyung nawet nie zdawał sobie sprawy, jak uroczo wygląda, zakładając bombki na choinkę, w kolorze butelkowej zieleni.
-Mama chciała, żebym to robił.
-Ja tam nigdy nie słuchałem rodziców, po co oni komu? Nic nie rozumieją i starają sie wtrącać do naszego życia, niewazne, czy masz pięć, czy piędziesiąt lat.
- Nie mow tak. To im zawdzięczasz, że żyjesz.
-To nie ja sie prosiłem, żeby być na tym świecie.-  mniejszy uśmiechnął się, zakładając dwie różowe ozdoby na uszy Jungkooka.
-Rodzice są ważni i doceniasz ich, dopiero kiedy znikają i nigdy nie wracają. Moj ojciec tak zrobił. Nawet nie zdążyłem go poznać.
Kook popatrzył na zdezorientowaną twarzyczkę Kima, która niemo przepraszała. Niby niespecjalnie wpędził Tae w poczucie wstydu, ale miał w tym odrobinę satysfakcji. Chciał tylko, zeby Taehyung docenił to, czym go obdarowano.
-Nieważne, wieszajmy bombki.
-Wiesz co mówi bombka do bombki? Chyba zaraz nas powieszą.
Jungkook lekko sie zaśmiał, zaraz kładąc swoją dużą dłoń na tlenionych włosach Kima. Poczochrał je, na co mniejszy zmarszczył nosek. Jeon uwielbiał to robić, przecież Tae Tak uroczo sie złościł.
-Będę się już zbierał. Jak kupię choinkę, to tez masz mi pomóc ją udekorować.
-Tak jest, kapitanie.- blondyn przyłożył dłoń, do czoła, salutując młodszemu.
-Więc odezwij się, jak ją kupisz. Mam nadzieję, że zrobisz to jak najszybciej.
Jungkook przytaknął, pożegnał sie z mniejszym i opuścił mieszkanie, po drodze prawie wywracajac się o pudelko z 'magnetic sand'.
Znali się z Taehyungiem dwa tygodnie, a w tym czasie zdążyli spotkac się z pięć razy. Młodszy sam nie wiedział, jak to jest, że ten chlopak, od ktorego charakter miał tak różny, zawrócił mu w głowie. Mimo, że Tae był po prostu dziwny, miał w sobie urok. Nawet to, ze kiedy wciskał przyciski w pilocie, za każdym razem mówił 'pup' lub jego 'podryw' znaczy zaczepianie ludzi na ulicy i mówienie 'pachniesz jak mydło', Kook uważał za cudowne. Nawet dekorowanie choinki w połowie września.
Nie mógł powiedzieć, że sie zakochał, bo było to za wcześnie, poza tym jako student medycyny uważał 'zakochanie' za szereg procesów w organizmie, a nie za głęboko zakorzenione w sercu uczucie, ale zdecydowanie był zauroczony całym Kimem Taehyungiem.
~*~
-A jak tam z robieniem za tatusia?
-Zależy co masz na myśli.-Kook miał ochotę uderzyć Jimina, za ten beznadziejny żart, który nie był nawet realny, ponieważ Park był bottomem.
-Moje maleństwo jest cudowne, wiesz, że ją kocham.
-A jak z Hoseokiem?
-Nie mówiłem Ci? Rozstaliśmy sie.- Kook o miało co nie wypluł kawy, której łyk upił kilka sekund wcześniej.
-Żartujesz? Taka przykładna para jak wy?
Jungkook przez całe swoje trzydziestoletnie życie nie poznał bardziej przykładnej pary, niż Jimin i Hosoek. Nigdy się nie kłócili, rozumieli bez słów i dali by sie pociąć za siebie nawzajem.
-Hoseok powiedział, że nudzi mu sie takie życie  i, że brakuje mu adrenaliny, więc powiedziałem mu, że nie bede tęsknił. Wyprowadził sie tego samego dnia, palant.
Kook już chciał podejść, aby przytulić przyjaciela, lecz ten powstrzymał go, otwierając usta.
-Nie ma co tego rozdrapywać. Przynajmniej nie zabrał ze sobą naszego psa.